Rozdział miał się pojawić w święta, ale coś mi nie wyszło.
Życzę wam spóźnionych wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku! ^.^ Wpadłam
na pomysł, żeby zrobić notatkę "Gabinet dyrektora, czyli trochę o
mnie". Co wy na to? Napiszcie w komentarzu! ^.^ Dziękuję za ponad 22
tysiące wyświetleń! :) Rozdział dedykuję Em, kochana wracaj do formy! ;*
____________________________________________________
Dni mijały jeden za drugim. Można odnieść wrażenie, że
hogwartcki czas płynie parę razy szybciej niż normalny. Tak więc minęło już
sporo czasu, odkąd hogwartczycy przyjechali do zamku. Ludzie z Ministerstwa
zdążyli już wyjechać, chociaż ich pobyt przedłużył się o kilka dni. Przydział
do domów się zakończył, wydawało się nawet, że uczniowie zaczęli przyzwyczajać
się do nowych osób i otocznia. Jednak nawał prac domowych dawał się we znaki,
uderzył nas tak nagle i niespodziewanie, że nie mieliśmy czasu, ani nawet
ochoty na nic.
Zanim się obejrzałam, minął już mroźny styczeń, zastąpiony
równie chłodnym lutym. Pod koniec stycznia Lily obchodziła urodziny. Wraz z
dziewczynami zorganizowałyśmy dla niej przyjęcie-niespodziankę w naszym
dormitorium. Nie trzeba mówić, że na zajęciach następnego dnia byłyśmy nieżywe,
z powodu nieprzespanej nocy. Jednak świetnie się razem bawiłyśmy.
Rzadko spotykałam na swojej drodze Huncwotów. Zdarzyło mi
się czasami usłyszeć „Evans, umówisz się ze mną”, jednak nie miałam
bezpośredniego kontaktu z Jamesem, Syriuszem, Peterem, czy nawet Remusem.
Huncwoci wychodzili z zajęć jako pierwsi, znikali tak szybko, jak się pojawili,
a także nie pokazywali się na posiłkach, do tego drzwi do ich dormitorium były
wiecznie zamknięte.
Z Remusem nie spotkałam się od momentu ceremonii przydziału
naszego rocznika, czyli ponad 2 tygodnie. Odniosłam wrażenie, że on stracił
ochotę na rozmowę ze mną, przez co miałam trochę czasu na przemyślenie tego
wszystkiego. Brakowało mi długich rozmów z nim, wspólnego odrabiania prac
domowych, grania w szachy, a także biegania po błoniach i odwiedzania Hagrida.
Chciałam go odzyskać, pragnęłam mieć znowu przy sobie mojego najlepszego
przyjaciela.
8 osób w jednym małym dormitorium naszego rocznika to
prawdziwa mordęga. Spędzanie czasu ze sobą w każdy wieczór był bardzo męczący,
zwłaszcza jeśli chodzi o toaletę. Poza tym w pomieszczeniu panował nieporządek.
Parę z nas dbało o sypialnię jak tylko się dało, ale już po jakimś czasie
przekonałyśmy się, że bez sensu jest sprzątać, bo i tak po godzinie te same
rzeczy lądowały na podłodze. Poza tym codziennie rano przeprowadzałyśmy bitwę o
łazienkę. Po paru dniach stwierdziłam, że wcześniejsze wstawanie jednak ma sens.
W końcu nadszedł jeden z bardziej wyczekiwanych dni w roku,
czyli Walentynki. Żeńska część szkoły była bardziej podekscytowana niż męska,
jednak praktycznie każdemu udzielił się walentynkowy nastrój. Samotni, którzy
nie mieli partnera, robili wszystko, żeby na ten dzień sobie znaleźć tą osobę.
Wyjście do Hogsmeade odbywało się jutro, ponieważ nauczyciele nie odwołali
piątkowych zajęć. Jak to się mówi, najpierw obowiązki, później przyjemności.
Na zegarze wybiła właśnie 6:00, a ja już byłam gotowa na
zajęcia. Dormitorium wypełniało chłodne powietrze, wieczorem zapomniałyśmy
włączyć piecyk, który stał na środku pomieszczenia, aby wypełniał sypialnie
ciepłem. Moje niebieskie tęczówki skierowały się w stronę okna. Z nieba wciąż
padał śnieg, zapełniając błonia jeszcze większą warstwą białego puchu. Miałam
nadzieję, że za niedługo śnieg stopnieje i nastanie wiosna.
W dormitorium można było usłyszeć ciche oddechy śpiących
współlokatorek. Tylko Dorcas siedziała na swoim łóżku i zawzięcie notowała coś
na pergaminie. Jej brązowe włosy opadały falami na gołe ramiona. Meadowes była
chyba najładniejszą dziewczyną z naszego rocznika, śniada cera i żywe, piwne
oczy rzucały się w oczy. Zawsze chciałam wyglądać tak jak ona. Tamtego dnia,
gdy rozmawiała z Maurą, pokłóciła się z nią i od tamtego czasu Dorcas nie
starała się z nią porozmawiać.
Przeniosłam spojrzenie na mnie. Krawat z barwami Gryffindoru
miałam zawiązany mocno pod szyją. Na szarym hogwarckim swetrze wyszyte było
godło domu lwa, a pod nim kryła się wyprasowana biała koszula. Na to miałam
czarną szatę, także z wyszytym godłem. Spódniczka sięgała mi przed kolano, a
grube rajstopy chroniły moje nogi przed zimnem. Na stopach miałam czarne buty z
niewysokim, przepisowym obcasem. Od V rocznika dziewczyny mogły nosić wyższe
obcasy. Blond włosy związałam w dwa warkocze, które sięgały mi za pierś.
Wzięłam ze sobą spakowaną torbę na dzisiejszy dzień i
wyszłam z pomieszczenia. Pokój Wspólny był praktycznie pusty, ozdobiony
mnóstwem serduszek. Gdzieniegdzie dostrzegłam jemiołę i małe kupidyny, które
rozsypywały po pomieszczeniu płatki róż i brokat. Podeszłam do tablicy, gdzie
zawieszone były ogłoszenia. Najważniejsze informacje oczywiście były
najbardziej widoczne, rzucające się w oczy. Ujrzałam notatkę o wyjściu do
Hogsmeade, a także parę propozycji z ofertą wyjścia do wioski.
Odwróciłam się i dostrzegłam, że tylko jedna osoba
znajdowała się w pomieszczeniu i siedziała w fotelu przed kominkiem.
Przystanęłam, widząc brązową czuprynę Remusa. Chłopak był całkowicie
pochłonięty czytaniem książki. Jeszcze mnie nie zauważył, więc miałam szansę na
powrót do dormitorium. Nie wiedziałam, kiedy wstrzymałam oddech. Westchnęłam
cicho i bezszelestnie ruszyłam w kierunku Remusa.
– Mogę się przysiąść? – zapytałam, gdy stanęłam tuż przy nim.
Chłopak zaskoczony obecnością innej osoby, gwałtownie
podniósł głowę. Nasze spojrzenia się spotkały. Słyszałam kiedyś, że przez
patrzenie drugiej osobie w oczy można odczytać i dostrzec duszę człowieka. I
właśnie to zrobiłam. Zobaczyłam przed sobą Remusa, którego poznałam w sklepie
Ollivandera. Remusa, który opowiedział mi wszystko o Hogwarcie. Remusa, tego
dobrego, pomocnego i kochanego Gryfona. Remusa, w którym zawsze miałam oparcie.
Prawdziwego Remusa. Mojego najlepszego przyjaciela.
I teraz doskonale widziałam głębokie wory pod jego oczami,
zmęczoną twarz i bardzo wyraźne blizny na jego ciele. Zmierzwione brązowe włosy
zdobiły jego twarz, a ciepłe, miodowe oczy spoglądały wprost w moje. Przymknął
książkę, przytrzymując swoimi długimi, smukłymi palcami stronę, na której
skończył.
– Pewnie – odpowiedział i przesunął się, robiąc mi miejsce.
Usiadłam obok niego. Chciałam ponownie złapać między nami
kontakt wzrokowy, jednak teraz to on odwracał spojrzenie. W myślach zaczęłam
ponownie liczyć plamki w jego miodowych tęczówkach. Wzrokiem badałam każdą jego
bliznę na twarzy, ślady po jego comiesięcznych przemianach i torturach.
Niestety, pełnia wypadała również dzisiaj.
– Chciałeś porozmawiać po ceremonii przydziału –
powiedziałam, przerywając ciszę. – Trochę musiałeś poczekać – zaśmiałam się
nerwowo.
Remus skierował na mnie swoje badawcze spojrzenie. Przez
chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, jednak Remus po chwili westchnął ciężko,
ukrywając twarz w dłoniach. Był tak blisko mnie, a ja bałam się go
dotknąć. Chciałam przeczesać jego brązowe włosy, które opadały mu na czoło,
jednak nie mogłam, nie miałam siły by to zrobić.
– Chcę po prostu odzyskać mojego najlepszego przyjaciela –
szepnęłam.
Zaczęłam bawić się rąbkiem szaty, unikając spojrzenia jego
smutnych, miodowych tęczówek. Czarny materiał odwracał moją uwagę od
przyjaciela. Szarpałam palcami za rękaw ubrania, robiąc wszystko, by nie
popatrzyć się mu w oczy. Nie miałam na to siły, byłam cholernym tchórzem.
– Przyjaciela – szepnął, wpatrując się w kominek. – Czyli
dla ciebie nasz pocałunek nic nie znaczył? Byłem głupcem, myślałem, że jest
inaczej.
Dosłownie mnie zatkało. Przerwałam wykonywaną czynność,
poczułam się tak, jakby świat stanął w miejscu, jakby czas zatrzymał się tylko
dla naszej dwójki. Odniosłam wrażenie, że nawet tykanie zegara ucichło.
Wpatrywałam się w Remusa ze zdziwieniem, nie potrafiłam wydusić z siebie ani
jednego słowa. Najlepsze było to, że mi na nim zależało.
– Wiesz Kate – kontynuował – przez te wszystkie lata –
nabrał powietrza, ręką przeczesując włosy – ja pragnąłem to zrobić. Chciałem
poczuć twoje usta przy moich. I moje marzenie się spełniło. Wtedy, u Jamesa,
byłem jak w transie. Wiem, że nie możesz dać mi od siebie więcej, nie mogłabyś
być z takim chłopakiem jak ja. Nie jestem ciebie wart. Dla mnie – spojrzał
wprost w moje oczy – jesteś najlepszą osobą, którą poznałem.
Serce mi stanęło, a krew przestała płynąć przez żyły,
kończąc swój bieg przez moje ciało. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch, nie
wiedziałam co powiedzieć, byłam w szoku. Czułam się jak sparaliżowana, byłam
największą szczęściarą w życiu, ponieważ czułam do niego to samo.
– I nawet gdybym miał cię stracić, musiałem ci to wyznać –
zakończył. – Chciałem ci to powiedzieć teraz, bo za niedługo muszę jechać do
mamy. Znowu się rozchorowała – w jego głosie można było wyczuć smutek.
Dalej byłam w szoku i nie wiedziałam co powiedzieć. A Remus
po prostu wstał i zaczął iść w stronę schodów prowadzących do dormitorium
chłopców. Chciał mnie teraz zostawić. Zszokowaną, z myślami biegnącymi mi przez
głowę. Znalazłam w sobie resztki odwagi, z oczami utkwionymi w kominku,
wzbierała się we mnie wściekłość.
– Dlaczego ciągle mnie okłamujesz? – zapytałam.
Remus odwrócił się w moim kierunku zdziwiony. Czułam na
sobie jego spojrzenie, jednak ja nie oderwałam wzroku od ognia. Kątem oka
jednak dostrzegłam jego ruch. Jego ramiona nieznacznie się przygarbiły, a ręką
ponownie nerwowo przeczesał swoje brązowe włosy. Niepewnie rozglądnął się
pomieszczeniu, po czym zaczął iść wolnym krokiem w moją stronę. Kucnął przede
mną i niepewnie oparł dłonie o moje kolana.
– Jakim sposobem cię okłamuję? – zapytał, próbując nabrać
swojemu głosowi pewny ton, jednak przychodziło mu to z trudem.
– Doskonale wiem, że nie jedziesz do swojej mamy – Remus
drgnął – twoja mama jest przecież całkowicie zdrowa. Wiem, że mnie okłamujesz,
ale myślałam, że mi ufasz.
– Nic przed tobą nie ukrywam! – krzyknął, odsuwając się ode
mnie, a ja zdziwiłam się, gdy chłopak uniósł na mnie głos.
– Możemy już nie kłamać? – zapytałam zmęczona.
– Ale Kate, nie okłamuję cię!
Popatrzyłam na niego smutnym wzrokiem. Byłam rozczarowana i
zła, że ciągle przede mną próbował ukryć to, że jest wilkołakiem. Myślałam, że
oboje sobie ufamy. Powinniśmy być z sobą szczerzy, jednak on dalej brnął w
swoje kłamstwa, dalej i dalej, coraz głębiej.
– Czyli chcesz mi powiedzieć, że akurat kiedy wypada pełnia,
twoja mama jest chora? – zapytałam ponownie. – Czy chcesz mi powiedzieć, że
wcale nie znikasz w każdy miesiąc, kiedy jest pełnia. To znaczy, że chcesz
mi powiedzieć, że nie jesteś wilkołakiem, prawda?
Remus rozszerzył oczy ze zdziwienia. Cofnął się ode mnie
krok, przestraszony i zmieszany. Odwrócił wzrok od moich tęczówek i starając
się coś wydusić, jednak nie potrafił. Był jak ryba wyjęta z wody, próbował zaczerpnąć
powietrza, jego klatka piersiowa unosiła się szybko w górę i w dół. Dostrzegłam
na jego czole i szyi kropelki potu.
– A więc wiesz – powiedział – jestem potworem, jestem
cholernym potworem! – cofnął się ode mnie o jeszcze parę kroków. – Powinnaś iść
do Dumbledore’a, niech wyrzuci mnie ze szkoły! Bo jestem potworem i mogę
skrzywdzić osoby, na których mi zależy! – krzyknął.
– Remus! – wstałam z miejsca i zaczęłam iść w jego kierunku.
Z każdym moim krokiem on coraz bardziej się cofał. – Ty nic nie rozumiesz! Nic
a nic!
– Nie podchodź do mnie, jeszcze ci coś zrobię! – krzyknął.
Nie zastanawiając się co robię, podeszłam do niego szybkim
krokiem. Chwyciłam go za podkoszulek i szarpnęłam mocno w swoim kierunku.
Zbliżyłam swoje usta do jego, łącząc w pocałunku. Chłopak był zaskoczony, ale
po chwili odwzajemnił pocałunek, kładąc swoje ręce na moich biodrach.
Usłyszałam, jak książka spada na podłogę z trzaskiem.
Tego właśnie potrzebowałam. Przez dotyk jego ciepłych dłoni
przeszedł mnie dreszcz. Jego wargi były delikatne, wydawało mi się, że idealnie
pasują do moich. Nie wiem po jakim czasie, ale w końcu oderwałam się od niego,
patrząc w jego iskrzące miodowe oczy. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, po czym
szybko pobiegłam schodami w górę, do dormitorium.
***
Zrobiłam to, co chciałam od dawna. Wyjawiłam Remusowi, że
wiem o jego tajemnicy i z własnej woli pocałowałam go. Pragnęłam zrobić to od
tak dawna, a nigdy nie miałam na to odwagi. Na samą myśl o tym uśmiechnęłam się
sama do siebie. Mimo, że to wydarzyło się parę godzin temu, ja wciąż to
wspominałam, chciałam to przeżyć jeszcze raz.
Rozglądnęłam się po klasie Historii Magii. Większość osób
spała, jednak były też takie, co bezczynnie siedziały, wpatrując się w
unoszącego się przed nami ducha, profesora Binnsa. Historię Magii mieliśmy z
Krukonami. Oparłam głowę o dłoń i zaczęłam rysować przeróżne kształty na
pergaminie.
Profesor Binns zanudzał uczniów swoim monotonnym głosem.
Starałam się robić notatki, jednak było to bardzo trudne ze względu na jego
senny ton. Poza tym siedziałam w przedostatniej ławce, przez co większość
informacji do mnie nie dochodziła. Poczułam mocne szturchnięcie w ramię i omal
moja głowa nie zetknęła się z ławką. Oderwałam się od swoich myśli, spoglądając
wprost na moją rudowłosą przyjaciółkę. Uniosłam brwi w pytającym geście, a ona
spojrzała na profesora, który nie zwracał uwagi na śpiących uczniów.
– Luke chce cię pożreć wzrokiem – wyszeptała, delikatnym
kiwnięciem głowy wskazując chłopaka.
Podniosłam głowę, odgarniając niesforny kosmyk z czoła. Luke
siedział w tym samym szeregu co ja, dwie ławki dalej i uporczywie się we mnie
wpatrywał. Gdy napotkał moje spojrzenie rzucił w moją stronę kulkę papieru.
Wiadomość wylądowała tuż przede mną. Napotkałam pytające spojrzenie mojej
przyjaciółki, przez co wzruszyłam ramionami. Za sobą poczułam czyiś ruch.
Odwróciłam głowę w tamtym kierunku i dostrzegłam Jamesa pochylającego się nad
ławką. Uśmiechnął się i wyszeptał do w stronę rudowłosej: „Evans, umówisz się
ze mną?” Lily gwałtownie odwróciła się w stronę Pottera, od razu zaczynając się
z nim kłócić. Przewróciłam teatralnie oczami i rozwinęłam pergamin, ukazując
tym samym parę prostych słów.
PROSZĘ BĄDŹ DZISIAJ O
PIĄTEJ W BIBLIOTECE. MUSIMY POROZMAWIAĆ.
Zmarszczyłam brwi i ponownie spojrzałam na niego, jednak on
już nie zwracał na mnie uwagi. Westchnęłam ciężko i położyłam głowę na ławce.
Byłam wykończona, ale i szczęśliwa, że załatwię dwie sprawy w jeden dzień. I
jak na razie wszystko szło w dobrym kierunku.
***
Wpół do piątej po południu wyszłam z dormitorium i udałam
się w stronę biblioteki. Pomieszczenie znajdowało się na piątym piętrze. To
właśnie tam uczniowie Hogwartu udawali się, aby odrobić prace domowe. Mimo to,
że było to najbardziej odpowiednie miejsce do nauki, hogwartczycy nie lubili
tam przebywać.
Dzisiaj na szczęście zajęcia dla Gryffindoru się zakończyły,
dlatego mogłam się przebrać z mundurka w parę ciepłych ubrań. W zamku zawsze
było zimno, szczególnie w lochach. Na eliksirach uczniowie tylko pragnęli
zapalić ogień pod swoim kociołkiem, aby trochę się ocieplić. Z
doświadczenia wiem, że na dwugodzinne zajęcia trzeba zabrać ze sobą trzy
najgrubsze swetry, jakie się posiada.
W końcu stanęłam przed drzwiami biblioteki. Popchnęłam
wielkie wrota i moim oczom ukazało się mnóstwo regałów z najróżniejszymi
księgami. Nad sufitem zwisało parę świec, które dawały lekki blask. Za swoim
biurkiem siedziała stara bibliotekarka, pani Daquin. Rzuciła w moim kierunku
podejrzliwe spojrzenie, jednak widząc, kto zawitał do jej królestwa, posłała mi
delikatny uśmiech.
Pani Daquin miała na oko dziewięćdziesiąt lat. Była
francuską i za młodu uczęszczała do Akademii Magii Beauxbatons. Wszyscy
przywykli do jej sposobu bycia, kochała książki bardziej od ludzi, a jeśli ktoś
przez przypadek upuścił jej „skarby” od razu pojawiała się obok, wrzeszcząc na
przestraszonego ucznia. Mimo to Pani Daquin nie była aż taka zła. Codziennie
pojawiała się na wieczornych ucztach, poza tym była przemiłą kobietą. W
Hogwarcie były osoby, które lubiła traktowała ze szczególną troską, zupełnie
jak własne dzieci. Muszę przyznać, że zaliczałam się do tej niewielkiej garstki
ludzi.
Minęłam staruszkę, przechodząc obok jej biurka przywitałam
się z nią i udałam się w poszukiwaniu Luke’a. W bibliotece było mniej osób niż
się wydawało. Obeszłam praktycznie całe pomieszczenie, ale nie dostrzegłam
nigdzie mojego brata. W końcu minęłam ostatni zakręt i zauważyłam go.
Siedział zaczytany w książkę. Przebrał się już z szat, mimo
że wieczorem miał jeszcze zajęcia astronomii. Jego blond włosy były już nico
przydługie, opadała mu na czoło, praktycznie zasłaniając jego bystre niebieskie
oczy, które uważnie śledziły tekst zapisany w grubym tomie.
Pewnym krokiem ruszyłam w jego stronę. Odsunęłam krzesło od
okrągłego stolika i przysiadłam się do Krukona. Chłopak oderwał wzrok od
lektury i spojrzał wprost na mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie, czym
zaskoczyłam sama siebie.
– Przyszłaś – jego głos był pełen ulgi i brzmiał jak
westchnięcie – myślałem, że się nie pojawisz.
– Powiem ci szczerze, że trochę mnie zaskoczyłeś – wyznałam,
przez co Luke posłał mi zaskoczone spojrzenie. Przewróciłam oczami.
– No tak. Chciałem trochę z tobą porozmawiać. Nie było za
bardzo okazji po świętach, ani później też nie… – przeczesał nerwowo blond
czuprynę palcami.
– A więc? – przerwałam mu
Luke popatrzył się na mnie łagodnym spojrzeniem przez co się
rozluźniłam. Dosunęłam krzesło do stolika. Oparłam łokcie o dębowy blat,
oczekując na to, co mój brat powie. Chłopak widząc moje zaciekawienie
uśmiechnął się delikatnie i usiadł w takiej samej pozycji na raz. Moje oczy
zabłysły z rozbawienia.
– Może na początku powiem ci, co się wydarzyło w domu
dziecka – powiedział, na co ja pokiwałam delikatnie głową. – Przeszło mi przez
słuch, że powiedziałaś panu Potterowi o tym, co się tam dzieje. No więc aurorzy
teleportowali się akurat w momencie, kiedy Irene znęcała się nad jednym z
młodszych dzieciaków. Użyła zaklęcia niewybaczalnego w złym momencie. Aurorzy
to zobaczyli i od razu zamknęli ją w Azkabanie. Podobno ma być jakaś tam
rozprawa, ale ja nie wiem nawet po co, przecież mają dowody.
– W końcu ktoś zobaczył jak was traktowała przez te
wszystkie lata – powiedziałam, muskając jego dłoń. Luke uśmiechnął się
delikatnie.
– Teraz nie ma tam takiego motłochu. Mieliśmy luz, bo
Vanessa przejęła dowodzenie. Dzieciaki w końcu mogą spokojnie biegać po całym
budynku, nawet zrobiło się tam przytulniej – przewrócił oczami. – Vanessa
musiała oczywiście wszystko pozmieniać. Ale mam nadzieję, że będzie tak zawsze.
Chociaż to skończyło się za szczęśliwie, nie uważasz? – pokiwałam głową,
zgadzając się z jego słowami.
Luke oparł się o oparcie swojego krzesła i westchnął trochę
zdenerwowany. Widząc jego reakcje sama zaczęłam być niespokojna, coraz bardziej
wierciłam się na swoim miejscu. W końcu chłopak spojrzał w moje tęczówki.
Miałam dokładnie takie same jak on, koloru spokojnej tafli oceanu. Teraz
dostrzegłam nasze podobieństwo. Ten sam mały nos, taki sam kształt ust i oczu.
Na pewno był przystojny.
– Ale nie o tym chciałem z tobą porozmawiać – wyznał. – No
więc, nie wiem, czy rodzice ci to mówili. Nasi rodzice – zdenerwował się tak
mocno, że gdybym nie wiedziała, co chce on mi przekazać, pewnie bym tego nie
zrozumiała – jestem twoim bratem.
Te słowa potwierdziły list od rodziców i nasze podobieństwo
do siebie. Mimo że nie pamiętałam za dużo z dzieciństwa, wszystkie wspomnienia
zaczęły do mnie przypływać, powracać do mojej świadomości. Przymknęłam powieki,
zatracając się w jednym z nich.
***
Miałam cztery
lata. Luke huśtał się na huśtawce, a tata popychał ją, wprawiając w coraz
szybszy ruch. Włosy mojego brata były trochę przydługie, jego blond grzywka
praktycznie zasłaniała jego niebieskie oczy. Chłopak szczerzył się, ukazując
brak górnej jedynki w szczęce.
Ja z mamą
siedziałyśmy na ławce naprzeciwko, jedząc lody. Żar ze słońca roztapiał nam
smakołyk, przez co waniliowy przysmak pełzł mi przez nadgarstek i lądował na
ziemi. W końcu tata i Luke dołączyli do nas. Mój brat był ode mnie parę
centymetrów wyższy. Chłopczyk znowu się uśmiechnął i szturchnął moje ramię,
krzycząc „berek”.
Zapiszczałam i
zaczęłam biec za bliźniakiem, który był już dobry metr przede mną. Kątem oka
zauważyłam, jak rodzice uśmiechają się i przytulają się do siebie, wzrokiem
podążając za naszą dwójką. Byłam już praktycznie obok Luke’a, ale pech chciał,
że potknęłam się o wystający korzeń drzewa. Przewróciłam się, a moje ciało
zaryło o kamienie leżące na dróżce. Lód, który miałam dalej w dłoni, wypadł mi
i wylądował na żwirowej.
Rodzice
zmartwieni byli już przy mnie, jednak ja nie przejęłam się bólem i ruszyłam z
powrotem za bratem. Dopiero gdy go dogoniłam i powiedziałam „Berek! Nie ma
oddawania!”, przystanęłam i spojrzałam na siebie. Z kolana i łokcia ciekła mi
krew, a sukienka, którą miałam na sobie była rozerwana. Luke podszedł do mnie i
wyciągnął z kieszeni chustkę, wycierając krew z mojego łokcia. Zaśmiałam się i
przytuliłam go do siebie, a z moich policzków ciekły łzy. Miałam
najukochańszego brata na ziemi.
***
Otrząsnęłam się ze wspomnienia. Nie wiem kiedy wstałam i
rzuciłam się Luke’owi na szyję. Z moich policzków spływały łzy, gubiąc się w
czarnym swetrze mojego brata. Oboje staliśmy, przytulając się do siebie.
Szepnęłam cicho „wiem, że jesteś moim bratem” i jeszcze bardziej się
rozpłakałam.
W końcu oderwałam się od niego i otarłam łzy z policzków.
Chciałam coś powiedzieć, ale nie wiedziałam co, po tylu latach odzyskałam
brata. Nasza rodzina zaczęła się powoli kompletować. Nagle z moich ust zaczęły
wypływać potoki zdań. Kazałam Luke’owi usiąść i rozpoczęłam długi monolog, a
zdania same układały się w mojej głowie. Zaczęłam opowiadać mojemu bratu o naszej
rodzinie, ciociach i wujku. Wyciągnęłam z torby list i oboje dokładnie go
przeanalizowaliśmy. Po chwili szeptem zastanawialiśmy się nad ciocią Nicole i
ciocią Wendy. Dotarcie do nich na pewno było bardzo trudne, a na odpowiedź
mogliśmy czekać bardzo długo. Dlatego oboje postanowiliśmy, że przy najbliższej
okazji udamy się do Dumbledore’a i poprosimy go o małą przysługę. Obiecałam
Luke’owi, że w wakacje zaprowadzę go do naszego starego domu w Londynie.
Rozmawialiśmy ze sobą bardzo długo, po jakimś czasie
udaliśmy się na spacer po zamku, ponieważ pani Daquin wygoniła nas z biblioteki
z powodu późnej pory. Poznawaliśmy się od początku, jako bliźniaki mieliśmy ze
sobą wiele wspólnego i choć dzieliły nas charaktery i upodobania, oboje
rozumieliśmy się bez słów. Czułam się tak, jakbym odzyskała swoją brakującą
połowę. I było mi z tym bardzo dobrze.
Do dormitorium wróciłam bardzo późno, nie wiedziałam, kiedy
ten czas zleciał, ale byłam z siebie zadowolona, a przede wszystkim dumna, że
zebrałam w sobie odwagę i porozmawiałam z Lukiem i Remusem. Spać poszłam
praktycznie w momencie, kiedy moja głowa dotknęła poduszki. Tej nocy nic mi się
nie śniło.
***
Następnego ranka w naszym dormitorium panował istny chaos.
Obudziłam się przez hałas spowodowany krzątaniem się moich współlokatorek.
Dziewczyny biegały w poszukiwaniu swoich rzeczy, kiedy ja jeszcze spokojnie
leżałam w swoim ciepłym łóżku, patrząc jednym okiem na zamieszanie. Było już
dawno po śniadaniu i nadchodził czas wyjścia do Hogsmeade, jednak ja nadal nie
ruszyłam się z łóżka.
– Kate, śpisz? – usłyszałam nad sobą czyiś głos, więc
skierowałam spojrzenie w tamtym kierunku.
Nade mną stała Lily. Jej oczy świeciły zdrowym blaskiem.
Rude włosy opadały na ramiona, a piegi powoli zaczęły pojawiać się na jej
twarzy. Ubrana była w brązową sukienkę z długim rękawem i sięgała jej przed
kolano, miała na sobie czarne grube rajstopy i botki. W ręce trzymała płaszcz,
a na szyi zawiązany już miała szalik.
– Nie śpię – odparłam.
– Nie idziesz do Hogsmeade? – zapytała zdziwiona, siadając
na rogu mojego łóżka. Pokręciłam głową. – Jak to nie? Teraz idziesz, choćbym
miała odwołać spotkanie z Markiem! – Wstając pociągnęła mnie za rękę, zmuszając
tym samym do przyjęcia pozycji siedzącej.
– Nie idę, Lily – powiedziałam. – Idź z Markiem, czekałaś na
to tak długo! A ja może odwiedzę Hagrida, bo dawno u niego nie byłam.
Lily westchnęła, przewracając oczami. Zaczęła mnie namawiać,
jednak dopiero po paru minutach w końcu skapitulowała i wyszła z pomieszczenia,
życząc nam wszystkim miłego dnia. Już pół godziny później w pomieszczeniu
zostałam tylko ja, Alice i Mary.
– Tak szczerze – zaczęła Alice – poszłabym do Hogsmeade, ale
nie mam z kim. Nikt mnie nie zaprosił.
Spojrzałam w jej kierunku. Siedziała na swoim łóżku, bawiąc
się paznokciami. Brązowe włosy związała w koka, a szare oczy wydawały się
przygaszone. Byłam pewna, że Alice oczekiwała, że ktoś ją zaprosi.
Obok Alice znajdowała się Mary, gładząc ją delikatnie w
plecy. Jej rodzice byli mugolami, właścicielami sklepu warzywnego, jednak ona
nie wstydziła się tego, wręcz przeciwnie. Opowiadała nam, jacy jej rodzice są
wspaniali i jak bardzo ją kochają. Mary była osobą, którą nie można było nie
lubić. Nie wdawała się w kłótnie, była przyjazna i delikatna.
– Walentynki to najgłupsze święto jakie widział świat –
powiedziała Alice, patrząc w dal. – Kto by chciał to świętować. To
niedorzeczne.
Zrobiło mi się jej żal. Może mówiła tak z rozpaczy, ale
zauważyłam, że po prostu Kingston zaczyna tracić nadzieję. Widząc jej smutne
oczy naprawdę pragnęłam coś dla niej zrobić. W głowie zaczęłam ustawiać sobie
plan.
Wstałam z łóżka i ubrałam na siebie bluzę. Szybko wyszłam z
pomieszczenia, mając nadzieję, że natknę się gdzieś na Franka, uważałam, że
pasuje on do Alice, dlatego chciałam zrobić wszystko, aby zostali ze sobą sam
na sam. Zbiegłam szybko po schodach. Będąc w Pokoju Wspólnym zauważyłam, jak
Longbottom idzie wraz z Gregiem w stronę portretu Grubej Damy. Szybko do nich
podbiegłam, tym samym ich zatrzymując.
– O cześć Kate – przywitał się ze mną Frank – nie idziesz do
Hogsmeade? – zapytał.
– No właśnie chciałam się was zapytać, czy macie jakieś
plany – odparłam.
Frank wymienił z Gregiem zaskoczone spojrzenie, jednak po
chwili oboje pokręcili głowami.
– No to świetnie! Co wy na to, aby urządzić małe wyjście do
Hogsmeade? Wy, Mary, Alice i ja? – uśmiechnęłam się najszerzej jak mogłam.
– Czemu nie – powiedział Greg, wzruszając ramionami.
– No to świetnie! Za pół godziny będziemy gotowe –
odpowiedziałam i szybko ruszyłam do dormitorium.
Wpadłam do pomieszczenia jak strzała. Dziewczyny posłały mi
zaskoczone spojrzenie, przez co uśmiechnęłam się delikatnie. Pierwszy punkt
mojego planu został zrealizowany, co wprawiło mnie w doskonały humor.
– Zbierajcie się – widząc ich pytające spojrzenia, dodałam –
idziemy do Hogsmeade. Zero sprzeciwu. Już jesteśmy umówione i mamy tylko pół
godziny na przygotowanie się.
Dziewczyny o nic nie pytały, tylko zaczęły się powoli
ubierać. Zauważyłam, że humor im się poprawił, dzięki czemu mi ulżyło. Teraz
tylko musiałam zaliczyć pozostałe punkty mojego planu. I miałam nadzieję, że to
wypali.
Super :) Szukałam fajnego bloga o Huncwotach i chyba znalazłam ;) Podoba mi się sposób Twojego pisania. Czekam na więcej ;) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJakbyś miała czas i ochotę, to możesz wpaść na mojego bloga: http://przez-hogwart-z-huncwotami.blog.pl/. Z góry dziękuję ;)
Usuńpierwsze co mi się ciśnie na język po przeczytaniu rozdziału to
OdpowiedzUsuńTAKTAKTAKTAKTAK WRESZCIE SIĘ POCAŁOWALI!!! ZNOWU!!!!!
hihihi
Nadal nie wymyśliłam żadnej nazwy dla tego pairingu, ale liczę na Ciebie
Tylko... dlaczego nie poszła z nim do Hogsmeade?! no cóż, liczę, że Kate spotka Remusa w herbaciarni (wszyscy wiedzą jakiej hehe) i tam spędzą walentynki.
Dobrze, że z bliźniakiem Kate wszystko sobie wyjaśniła. Wreszcie ma rodzinę.
No, nie zapomnij dać jakiegoś super romantycznego fragmentu AlicexFrank i KatexRemus
Weny, i do następnego rozdziału
Jimies
(a tak na marginesie, dzisiaj mija rok, odkąd czytam historię Kate i nowy rozdział, cudownie **)
Znowu się pocałowali. Tylko ciekawe czy coś z tego wyjdzie. Po tym jak Kate odkryła tajemnicę Remusa to on może nie chcieć z nią być, bo będzie myślał że ją skrzywdzi. Ale może niedługo to się zmieni.
OdpowiedzUsuńNadeszło też spotkanie Kate z Luke'iem. Dobrze, że mogli ze sobą porozmawiać. Teraz mogą żyć normalnie jak rodzeństwo.
Kate zaplanowała wyjście do Hogsmeade. Ciekawe jaka jest następna część jej planu. Coś tak myślę, że dotyczy to Alice i Franka. Jeżeli tak to może po tym wyjściu jakoś się zbliżą do siebie.
Czekam na kolejny rozdział.
Genialne! Czekam na więcej i mam nadzieję, że rozdział pojawi się za niedługo :D życzę weny!
OdpowiedzUsuńCześć, kochana.
OdpowiedzUsuńPewnie nawał prac domowych pomógł trochę w zaaklimatyzowaniu się tych uczniów, dla których przydział do nowego domu był niezbyt przyjemnym przeżyciem. Nic tak nie tłumi przykrości jak praca.
Jak szybko lecisz z akcją! Dopiero co wszyscy przyjechali do Hogwartu, a tu już luty.
Uff, dobrze, że jednak doszło do rozmowy Remusa i Kate. Życie byłoby znacznie prostsze, gdyby ludzie nie decydowali się dobrowolnie na niedomówienie, tylko od razu mówili, co im leży na sercu :) Całe szczęście, że Remus okazał się na tyle odważny, bo to zrobić. Z drugiej strony, Kate była dość silna, by powiedzieć mu, że wie o jego chorobie. Taki moment szczerości zdecydowanie był im potrzebny. Teraz Remus już wie, że nie musi się niczego obawiać.
Właściwie cały rozdział był bardzo pozytywny, z wiodącym motywem oczyszczenia atmosfery. Najpierw Remus, potem równie ważna rozmowa z bratem, informacja o wielkich zmianach w Domu Dziecka, później spontaniczny wypad do Hogsmeade... Takie to wszystko przyjemne i pozytywne. Po tych wszystkich negatywnych przeżyciach Kate należało się trochę spokoju ducha.
Tym bardziej nie mogę się teraz doczekać dalszego opisu relacji Kate z Remusem :) Skoro oboje wyłożyli karty na stół, powinno się teraz dziać! Liczę na trochę romansowych akcji w kolejnym rozdziale :p
Pozdrawiam i zapraszam Cię przy okazji do siebie
Eskaryna
Wspaniały rozdział :). Pocałunek... aż brakuje mi słów. Dobrze, że wszyscy sobie wszystko wyjaśnili, bez niedomówień łatwiej się żyje. I wyjście do Hegsmeade... Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy i jakie jeszcze plany ma Kate.
OdpowiedzUsuńJeśli masz wolną chwilę, to zapraszam do mnie. Po długiej przerwie w końcu pojawił się rozdział :)
Kochana V,
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo, bardzo dziękuję za dedykację. Jestem zaskoczona i wdzięczna, że tak wspaniały rozdział został zadedykowany mojej osobie. Szczególnie dlatego, że był taki przełomowy. Po pierwsze rozmowa Kate i Remusa, ba! ROZMOWA... raczej namiętny pocałunek tej dwójki. Czy będzie z tego coś więcej? Później rozmowa z Lukiem. Fajnie, że mimo rozłąki rodzeństwo tak dobrze się dogaduje. Pewnie Kate zaskoczyła go, że o wszystkim wiedziała, w sumie ja na jej miejscu od razu bym mu powiedziała. Teraz nie pozostaje im nic innego jak nadrabianie zaległości :D
Pozdrawiam
Em