Hej
wszystkim! Tak wiem, obiecałam, że dodam parę rozdziałów w sierpniu i postaram
się tego dokonać! Z tym rozdziałem miałam bardzo, ale to bardzo duży kłopot.
Cały lipiec nie miałam dostępu do urządzeń elektrycznych, ponieważ byłam na
obozie harcerskim. Gdy wróciłam do domu, na następny dzień musiałam jechać na
tydzień do babci - moja babcia nie ma komputera - co oznaczało, że kolejny
tydzień nie przyniesie nic nowego do jeszcze nie zaczętego rozdziału. No i W
KOŃCU wróciłam do domu. Rozdział miałam napisany w połowie i wszystko byłoby
pięknie, gdyby komputer nie odmówił mi posłuszeństwa! Po prostu się zepsuł!
Aktualnie korzystam z laptopa mojego brata, do którego nie mam dostępu
codziennie! Blokadą też jest hasło :/ Musiałam od początku zacząć pisać rozdział
i powiem wam szczerze, że miał on wyglądać o wiele inaczej, ale musiałam
wymyślić coś na szybko...
Chciałam
też poinformować, że możecie do mnie pisać i zadawać pytania na:
Ponadto
zapraszam do zakładki "Komórka na miotły", gdzie znajdują się
polecane przeze mnie blogi! :)
Rozdział
dedykuję wszystkim osobom, które są z kimś pokłócone.
Pozdrawiam!
~V
_______________________________________________________
W środku cała wrzałam.
Snape dobrze wiedział, że straciłam rodziców, a wzmianka o nich sprawiła, że
gniew wypełnił każdy cal mojego ciała. Ślizgon dalej uśmiechał się kpiąco,
dobrze wiedział, że wyprowadził mnie z równowagi. Błyskawicznym i gwałtownym
ruchem wyciągnęłam różdżkę z kieszeni, kierując prosto w haczykowaty nos
Snape’a. Chłopak zaskoczony, ale także przerażony cofnął się parę kroków do
tyłu.
Lily krzyknęła, szybko
stając pomiędzy nami, ponieważ Severus też wyciągnął różdżkę i mierzył ją
prosto we mnie. Evans wyciągnęła ręce na boki, wyglądało to tak, jakby chciała
odciągnąć nas od bójki. Lily posłała mi błagalne spojrzenie, przez co
zmarszczyłam brwi. Z głośnym westchnieniem schowałam różdżkę do kieszeni i dopiero
wtedy rudowłosa skierowała wzrok na Snape’a.
Ślizgon, który stał pod
drzwiami, był gotowy do ucieczki, chociaż to teraz to ja byłam bezbronna. W
mojej głowie pojawiła się myśl, że jest on okropnym tchórzem, przez co
prychnęłam pod nosem. Snape chował się za moją przyjaciółką i dopiero wtedy,
kiedy dla zachowania pozorów ją objął, schował różdżkę do kieszeni.
Od momentu, gdy po raz
pierwszy ujrzałam Severusa wiedziałam, że na pewno go nie polubię. Był wtedy z
Lily na Pokątnej, znał ją znacznie dłużej ode mnie, ale czy to coś zmieniało?
Snape miał ambicje, jak każdy Ślizgon chciał być kimś. Nienawidził mugolaków
(jedynym wyjątkiem była Lily), od zawsze fascynował się Slytherinem. Przyjaźń
Gryfonki ze Ślizgonem była źle widziana w Hogwarcie, dom lwa i węża nigdy za
sobą nie przepadał.
Nigdy nie miałam odczucia,
żeby Severus miał w życiu źle. Próbował dostosować się do otoczenia i powoli
zaczął zadawać się ze złymi osobami. Nie była to wielka przyjaźń, jednak Avery
i Mulciber, starsi Ślizgoni, byli naprawdę okrutni. Wiele razy widziałam ich,
jak dręczyli młodsze i słabsze od nich osoby. Wiele razy próbowałam uświadomić
Lily, że Severus zaczął spędzać z nimi więcej czasu, jednak ona uznała, że to
nic takiego. Miałam przeczucie, że w takim towarzystwie Snape przejdzie na
ciemną stronę mocy i zacznie fascynować się czarną magią i samym Voldemortem,
co z tym idzie, będzie chciał oczyścić świat z „brudnej krwi”. Nie mogłam
dopuścić do tego, aby przez Snape’a moja najlepsza przyjaciółka cierpiała.
– Co się z wami dzieje? –
zapytała Lily. – Skaczecie sobie do gardeł bez żadnego powodu! Zróbcie to dla
mnie i powstrzymajcie się przed zabiciem siebie nawzajem. Wiecie, że oboje
jesteście dla mnie bardzo ważni, jesteście moimi przyjaciółmi i wierzę, że wy
też moglibyście się zaprzyjaźnić. Zakopcie ten topór wojenny, doskonale wiem,
że byście się dogadali.
Mówiąc to, złapała Severusa
za rękę i to samo zrobiła ze mną. Snape prychnął na tyle cicho, że nie
usłyszała tego Evans. Za to ja spojrzałam spode łba na Ślizgona. Myślę, że
oboje zgadzaliśmy się w jednej rzeczy, uważaliśmy ten pomysł za absurdalny.
– Nie, Lily – powiedziałam
ostro, wyrywając dłoń z jej uścisku. – To szaleństwo twierdzić, że moglibyśmy
się ze sobą zaprzyjaźnić. Dobrze o tym wiesz, że się nienawidzimy.
– Ale, Kate – zaczęła,
najwyraźniej zmieszana. W jej oczach pojawiły się łzy, jednak tym razem nie
chciałam i nie potrafiłam ulec jej prośbą. – Przecież broniłaś Seva przed
Potterem i Blackiem, kiedy oni się nad nim znęcali! Zrobiłaś to dla niego.
Jej zielone tęczówki były
zaszklone, powstrzymywała się od płaczu. Lily mocno zaciskała wargi, aby
opanować ich drżenie. Po chwili opanowała łzy, które cisnęły się jej do oczu i
westchnęła ciężko, odgarniając rude włosy z twarzy. Wiedziałam, że w tamtym
momencie oczekuje mojej odpowiedzi.
Przeniosłam wzrok na
Snape’a. Za haczykowatym nosem dostrzegłam parę chłodnych czarnych oczu, w
których widać było satysfakcję. Na jego usta powrócił drwiący uśmiech, przez co
we mnie wezbrał się jeszcze większy gniew.
– Nie – powiedziałam
lodowatym tonem – nie robiłam tego dla niego. – Znowu zwróciłam wzrok na
zielone tęczówki Lily. – Robiłam to dla ciebie.
Odwróciłam się na pięcie i
drżąc z gniewu, ruszyłam szybkim krokiem na górę. Moje ruchy były mechaniczne,
w jednym momencie znalazłam się w pokoju. Błyskawicznie włożyłam na swoje stopy
buty oraz kurtkę i szalik. Wzrokiem odszukałam mojego kufra, a gdy złapałam za
jego chłodną rączkę, wiedziałam co chcę zrobić. Zaczęłam go ciągnąć w stronę
drzwi, a potem po schodach na dół, robiłam to ostrożnie, aby nie obić żadnego
schodka. Tam napotkałam zdziwione spojrzenia Snape’a oraz Lily, jednak bez
słowa ich wyminęłam.
– C-co ty robisz? –
usłyszałam zdumiony głos Evans’ówny. Odwróciłam się w jej kierunku, posyłając
jej wymuszony uśmiech.
– Wracam do domu –
odparłam. – Do mojego prawdziwego domu. Szczęśliwego Nowego Roku – rzuciłam w
przestrzeń, po czym ruszyłam pewnym krokiem przez oblodzony chodnik.
– Kate! Czekaj! – krzyknęła
płaczliwym tonem Lily, jednak ja już byłam za daleko.
Czując mroźny powiew
wiatru, zaczerpnęłam tchu, mimowolnie się wzdrygając. Na zewnątrz było bardzo
zimno. Widoczność przysłaniały płatki śniegu, które spiralnymi ruchami spadały
na ziemię. Coś ciągnęło mnie na Mount Street 79, do domu, w którym mieszkałam przez
14 lat swojego życia.
Nie była to najlepsza pora
na piesze wycieczki, jednak w taki sposób miałam zamiar wracać do domu. Na
ulicach o tej porze były okropne korki, ciągnące się nawet po parę kilometrów.
Intuicja podpowiadała mi w jakie uliczki skręcić. W końcu dotarłam do głównej
ulicy, której się trzymałam. Mimo zimna brnęłam przed siebie. Głowę osłaniał mi
gruby kaptur, a twarz chowałam w szaliku, który dostałam od Lily na święta.
Robiła go własnoręcznie na drutach. O Merlinie, powinnam przestać o niej
myśleć! Evans za bardzo zagnieździła się u mnie w sercu. Nawet nie wiem, w
którym momencie z moich oczu zaczęły lecieć łzy.
***
Po męczącej godzinie szłam
już przez Park Lane, ulica ta sąsiadowała z moją. Na drodze było bardzo
tłoczno, ludzie wracali z pracy i sklepów. Rozglądnęłam się niepewnie dookoła.
Od sierpnia zmieniły się tylko reklamy, które znajdowały się na billboardach.
Zaczynało już się robić ciemno, skręciłam w jeszcze jedną uliczkę, przez co po
paru minutach znalazłam się przed moim domem.
Światła w mieszkaniu były
zgaszone, nie było też żadnej informacji o sprzedaży domu, co oznaczało, że
należy od do mnie. Wciągnęłam zimne powietrze do płuc i wypuściłam je z cichym
świstem. Z kufra wyciągnęłam klucze i drżącymi dłońmi włożyłam jeden z nich do
zamka, przekręcając go. Drzwi z cichym kliknięciem stanęły mi otworem.
Przygryzłam nerwowo wargę i
przekroczyłam próg. Z przyzwyczajenia nacisnęłam włącznik światła, jednak nic
się nie wydarzyło. Po śmierci rodziców nie miał kto płacić rachunków, przez co
nie działał prąd. Westchnęłam cicho i zamknęłam za sobą drzwi. W mieszkaniu
zapanował jeszcze większy mrok. Po omacku zaczęłam szukać szuflady, gdzie
zazwyczaj były trzymane takie rzeczy. Na szczęście znalazłam tam świeczkę,
którą od razu zapaliłam.
Podniosłam głowę i
odskoczyłam do tyłu z cichym okrzykiem. Potknęłam się o zawinięty dywan i omal
nie wypuściłam z dłoni świeczki. Zaskoczona przyglądałam się mojemu odbiciu w
lustrze. Włosy w świetle płomienia wydawały się nienaturalnie jasne. W paru kosmykach
znajdowały się płatki śniegu, które powoli zaczynały topnieć. Na policzkach
gościły różowe rumieńce wraz ze śladami po łzach. Pojedyncze piegi na nosie
zostały oświetlone, a niebieskie oczy uważnie śledziły każdą rysę twarzy.
Rozległo się donośne pukanie
do drzwi. Zaskoczona tym nagłym dźwiękiem, rozglądnęłam się. Spojrzałam w
kierunku wyjścia, dokładnie badając każde wgłębienie w drewnie. Powolnym
krokiem ruszyłam w tamtym kierunku i zaglądnęłam przez wizjer, jednak szkiełko
było zaparowane, przez co nie było nic widać.
Spokojnie otworzyłam drzwi,
kiedy poczułam, że ktoś się na mnie rzucił. Krzyknęłam cicho, a świeczka
wypadła mi z dłoni, upadając na podłogę i gasnąc. Cofnęłam się do tyłu,
przygnieciona ciężarem osoby, którą chciałam odepchnąć. Jednak w tamtym
momencie dostrzegłam rude włosy i uświadomiłam sobie, że to Lily. Nikt jej nie
towarzyszył, była całkowicie sama. Evans otaczała mnie ramionami i dawała mi
niespodziewaną ilość ciepła.
– Och, Kate, bardzo cię
przepraszam za wszystko. Wiem, że nie przepadacie za sobą z Severusem, a ja na
siłę chciałam to odmienić! Byłaś dla niego wyrozumiała tylko ze względu na
mnie, a ja tego nie zauważyłam! Jestem głupia!
– Lily, nie – powiedziałam
stanowczo, przez co rudowłosa odsunęła się ode mnie. – To nie jest twoja wina,
tu problem leży we mnie. To przeze mnie to wszystko się rozegrało, bo to ja
zaczęłam.
– Och – wykrztusiła – och,
Kate! – powiedziała, ponownie zamykając mnie w uścisku. – To nie tylko przez
ciebie! Sev mógł powstrzymać się przed tą uwagą o twoich rodzicach – dodała,
odsuwając się ode mnie na wyciągnięcie ręki.
– A gdzie on w ogóle jest?
– zapytałam, chociaż za bardzo mnie to nie obchodziło.
– Wrócił do domu, bo
zobaczył, że chcę biec za tobą! – odparła, uśmiechając się delikatnie.
Odgarnęłam włosy z czoła i
uśmiechnęłam się do rudowłosej. Mimo że to ja popełniłam błąd, ona przyszła i
mnie przeprosiła, chociaż to ja powinnam to zrobić, bo wina leżała po mojej
stronie. Westchnęłam, odpędzając od siebie te myśli, po czym zamaszystym gestem
wskazałam wnętrze domu.
– Jesteś gotowa poznać
tajemnice rodziny Rouly? – zapytałam z figlarnym uśmiechem. Nie wiedziałam, że
to jedno zdanie tak bardzo poprawi nam humor.
***
Nasza domowa biblioteka
była bardzo bogata. Półki zajmowały praktycznie całe pomieszczenie, a w dodatku
każda z nich była wypełniona po brzegi książkami. Po prawej stronie pokoju w
kominku palił się ogień. Wraz z Lily porozstawiałyśmy świeczki w
najpotrzebniejszych miejscach, aby było więcej światła. Na środku pomieszczenia
stał stolik do kawy. Leżał na nim wazon z kwiatami, które jednak dawno temu
uschły. Ususzone listki leżały na blacie, wprowadzając ponury nastrój do
biblioteki. Wokół ławy znajdowały się sofy i fotele.
Nie wiedziałam o co
rodzicom chodziło, gdy powiedzieli mi o książce, do której rzadko zaglądałam.
Połowy tomów, które znajdowały się w domu nie miałam nawet w ręce. Z niektórych
ksiąg wypadały kartki, ponieważ były tak stare, że zaczęły się rozpadać. Połowa
książek, które z dokładnością zbadałyśmy nie miała w sobie nic szczególnego.
Powoli zaczynałam wierzyć, że to wszystko mi się tylko przyśniło i nie było
żadnej ukrytej wiadomości.
Tumany kurzu wznosiły się w
powietrze, powodując u nas napady kaszlu lub kichania, drapało mnie od tego
gardło. Pomieszczenie było zaniedbane i nieużywane od dłuższego czasu, podłoga
była brudna i nieprzyjemnie się kleiła, po kątach walały się papierki, a
książki były nierówno poukładane. Dom był w opłakanym stanie.
Za oknem było już
całkowicie ciemno. Zrezygnowana położyłam się na dywanie, leniwie przerzucając
kartki książki. Lily była bardziej zdeterminowana ode mnie, chociaż wiedziałam,
że całą siłą woli powstrzymuje się od narzekania. W duchu dziękowałam jej za
to, ponieważ to dodawało mi siły.
Odłożyłam kolejną książkę
na pokaźny stosik, które zdążyłam nazwać „totalnym dnem”. Z nudów zaczęłam
bawić się płomieniem, który wydobywał się ze świeczki. Zbliżałam niebezpiecznie
dłoń do ognia, testując cierpliwość mojej przyjaciółki.
– Przestaniesz się bawić
tym ogniem? – zapytała w końcu, wyraźnie zirytowana. – Za chwilę się poparzysz.
Z delikatnym uśmiechem
wzruszyłam ramionami, przymykając powieki. Dalej wodziłam dłonią nad
płomieniem, wdychając woń starych ksiąg. Zapach był domowy, jednak przed moimi
oczami stanęła biblioteka w Hogwarcie, gdzie uwielbiałam spędzać wolny czas.
Usłyszałam skrzypienie
drzwi, więc natychmiast otworzyłam oczy. Wtedy pożałowałam, że zaczęłam bawić
się ogniem, ponieważ płomień dotarł w końcu do moich palców, nieprzyjemnie je
parząc. Syknęłam, jednak szybko skierowałam spojrzenie w kierunku hałasu. Lily
z ciekawością weszła do gabinetu rodziców, do którego nigdy nie pozwalano mi
wchodzić. Zaintrygowana, ale również przestraszona, stanęłam na równe nogi i
podbiegłam do rudowłosej ze świeczką w dłoni.
Stanęłam przed drzwiami, ze
zdziwieniem przyglądając się pomieszczeniu. Dwa dębowe biurka stały obok
siebie, a na dwóch tablicach korkowych zawieszone były fotografie oraz urywki
ze starych gazet. Pod ścianą znajdowała się duża półka na książki, która
wyglądała o wiele okazalej od tych znajdujących się w niewielkiej domowej
bibliotece. Do środka wpadało pomarańczowe światło lamp ulicznych, a pokój sam
w sobie był dość mały. W pomieszczeniu nie było nic wartego większej uwagi.
Stosy dokumentów piętrzyły się na biurku i tylko to wydawało się interesujące,
właśnie dlatego Lily zaczęła je przeglądać.
– Tych dokumentów jest
mnóstwo – powiedziała zaskoczona. – Kim tak właściwie byli twoi rodzice?
– Adwokatami, oboje mieli
jakąś kancelarię na końcu miasta. Nigdy się tym za bardzo nie interesowałam,
oboje mieli za dużo pracy, żeby ze mną o tym rozmawiać – odparłam.
Lily pokiwała głową,
wyglądając tęsknie za okno. Był Sylwester i doskonale wiedziałam, że Evans
wolałaby spędzić ten czas bawiąc się w centrum miasta.
– A te książki? Wszystkie
wyglądają jakoś dziwnie – powiedziała.
– Rodzice mi je
przeczytali, ale nie były za bardzo interesujące – wzruszyłam ramionami,
podchodząc do jednej z półek. – O, pomyśl, że moi rodzice mi to czytali! „Jak
korzystać ze sprzętów domowych, żeby wszystko poszło po twojej myśli”. To było
naprawdę dziwne – zaśmiałam się chicho, a Lily mi zawtórowała.
Większość książek związana
była z pracą moich rodziców, jednak mimo to przeglądałam je z jeszcze większą
dokładnością. Dostrzegłam kątem oka, że Lily robi to samo. Było to nużąca
praca, dlatego kiedy już otwierałam usta, żeby oznajmić, że nic tu nie ma, Lily
pisnęła cicho.
– Kate, ta książka wygląda
na naprawdę starą! – zawołała, wpatrując się jak oczarowana w tomik.
Podeszłam do niej, patrząc
na powieść, którą wskazywała. Książka była o wiele mniejsza od innych i gdyby
Lily jej nie wskazała, nie zwróciłabym na nią uwagi. Tomik był naprawdę stary,
a jego okładka pokryta była kurzem. Wyciągnęłam dłoń w jej kierunku, palcami
gładząc jej szorstki grzbiet. Nie widząc jakichkolwiek przeciwskazań,
wyciągnęłam tomik z półki.
Słysząc głośne skrzypienie,
natychmiast odsunęłam się do tyłu, wpadając na Lily. Zmarszczyłam brwi i
wytrzeszczyłam oczy, gdy zobaczyłam, że półka na książki zaczęła się rozsuwać
na boki, ukazując wnętrze innego pomieszczenia. Wymieniłam zdumione spojrzenia
z rudowłosą.
– Co to ma być? – szepnęła,
a ja pomyślałam, że wyrwała mi to pytanie z ust.
Popatrzyłam się na
książeczkę, którą trzymałam w dłoni. Ze zdziwieniem dostrzegłam, że były to
Baśnie Barda Beedle’a, liczące na pewno ponad 50 lat. Nigdy w życiu nie
widziałam jej w domu, ale książka zeszła na drugi plan, bo nie miałam też
pojęcia o ukrytym pomieszczeniu.
– Wchodzimy? – zapytałam, a
mój głos drżał.
Nie czekając na odpowiedź,
ruszyłam przed siebie. Świeczka dawała marne oświetlenie, jednak było to lepsze
iż nic. Już po paru krokach potknęłam się o coś, omal się nie przewracając.
Przeklęłam cicho pod nosem i po omacku wyszukałam tej rzeczy. Stanęłam jak
wryta, gdy w mojej dłoni znalazła się starsza wersja miotły czarodziejów. Na
jej rączce napisane było „Srebrna Strzała”, co oznaczało, że musiała
być starsza ode mnie. Miotła pod wpływem mojego dotyku zawibrowała, jakby
budziła się ze snu.
– Miotła – szepnęłam, a to
słowo zabrzmiało absurdalnie. – Nic z tego nie rozumiem.
Mówiąc to odwróciłam się w
stronę mojej przyjaciółki, która stała ze zmarszczonymi brwiami. Podałam jej
przedmiot, a ona zaczęła go z uwagą oglądać. Jednak nie zwracałam na to uwagi,
ponieważ ruszyłam przed siebie, co chwilę się o coś potykając. Usłyszałam ciche
kliknięcie, przez co zdziwiona rozglądnęłam się dookoła, jednak zanim zdążyłam
zrobić coś więcej, oświetliła mnie jasność pomieszczenia.
– Przepraszam – wydukała
Lily, gdy powoli zaczęłam przyzwyczajać się do światła. – To absurdalne, w
całym domu nie działa prąd, więc czemu tutaj działa?
Jednak ja jej już nie
słuchałam. Gdy odzyskałam wzrok, zszokowana rozglądałam się dookoła. Wszędzie
walały się książki, pióra, pergaminy i pliki zdjęć. Na stoliku pod ścianą
leżały dwie połamane różdżki. Zszokowana podeszłam do nich, z zainteresowaniem
się im przyglądając. Powoli zaczynałam łączyć wszystkie fakty.
***
– Myślę, że bardzo źle państwo robią –
stanowczy głos kobiety uderzył w moje uszy. Po całym ciele przeszły mnie
ciarki, przez co drgnęłam niespokojnie – kiedyś się domyśli, widzę, że jest
mądrą dziewczyną – powiedziała, po czym dodała coś, czego nie zdołałam
zrozumieć.
– Będzie
tam bezpieczny – powiedziała płaczliwym głosem moja mama – zrobiliśmy to tylko,
aby go ochronić! Pani tego nie zrozumie. Kate jest bardzo mądra, ale byliśmy
przekonani, że jest charłakiem!
Moje
serce stanęło na parę sekund, po czym głośno i mocno zabiło w moją klatkę
piersiową. Pierwszy raz słyszałam to słowo, nie wiedziałam co ono oznacza.
***
– Jak
myślicie, do czego jest potrzebna miotła? – zapytałam.
– Och,
to! Jest taki czarodziejski sport, quidditch! – tata umilkł – przynajmniej tak
powiedziała mi profesor McGonagall – powiedział, wzruszając ramionami.
***
To wszystko sprowadzało się
tylko do jednego. Stare księgi, Baśnie Barda Beedle’a, miotła, przełamane
różdżki, to wszystko nie znalazło się tam przypadkowo. Dotknęłam opuszkiem
palca połówki różdżki. Syknęłam z bólu, gdy oparzenie na dłoni zaczęło mnie jeszcze
bardziej piec. W moich oczach pojawiły się łzy żalu, przez całe życie byłam
okłamywana. Przez czternaście lat mojego marnego, bezużytecznego życia żyłam w
kłamstwie. Słuchałam docinek rówieśników, którzy przezywali mnie i poniżani.
Gdybym wiedziała o magii byłoby zupełnie inaczej.
– Kate, coś wypadło ci z
tej książki – usłyszałam za sobą głos Lily.
Ukradkiem otarłam łzy z
moich policzków i odwróciłam się do mojej przyjaciółki. Evans trzymała w dłoni
pożółkły pergamin i przyglądała mu się z zaciekawieniem. Na dole kartki
dostrzegłam moje imię, które zostało napisane lekko pochyłym pismem mojej mamy.
Odebrałam pergamin od Lily, zagłębiając się w jego treść.
Najukochańsza córeczko!
Jeśli to czytasz, zapewne już nie jesteśmy w świecie
żywych, tylko po jego drugiej stronie. Czy to nie brzmi zabawnie? Pewnie powoli
zaczęłaś łączyć fakty, gdy półka rozsunęła się i ujrzałaś ukryte pomieszczenie.
Zapamiętaj, że zawsze będziesz naszą ukochaną, najdroższą i kochaną Katie.
Wiemy, że pewnie jesteś teraz na nas zła i smutna, nie chowaj w sobie tych
emocji. Nigdy nie potrafiłaś ich ukrywać, potrafiłam odczytać z twojej twarzy
każdy żal czy smutek. Osoby z twojego otoczenia też to widzą, więc nie udawaj,
że wszystko jest w jak najlepszym porządku, bo dobrze wiesz, że tak nie jest.
Kate, doskonale cię rozumiemy, jeśli chcesz wyładować swoją złość, podnieś coś
i rozbij, w pomieszczeniu za półką jest pełno rzeczy, które można z łatwością
zniszczyć. Jednak zanim przedrzesz ten list, przeczytaj go do końca.
Na pewno zastanawiasz się, dlaczego ukrywaliśmy przed
tobą fakt, że jesteś czarownicą. Tak Kate, jesteś czarownicą czystej krwi z
bardzo starego i potężnego rodu Rouly. Przez ten fakt wraz z twoim tatą po
Hogwarcie napotkaliśmy wielu niebezpiecznych ludzi. Voldemort (nie bój się tego
imienia, skarbie) próbował zaciągnąć nas na swoją stronę, ale nie tylko nas,
całą naszą rodzinę. Staraliśmy się schować, uciec, jednak znajdowali nas
wszędzie. Voldemort niedługo przed twoimi narodzinami zamordował całą rodzinę
moją oraz twojego taty, tylko nieliczni uszli z życiem.
Twój wujek, którego kiedyś spotkałaś był charłakiem i
przez nienawiść do swojego losu i do całego świata, postanowił przyłączyć się
do śmierciożerców, został szpiegiem. Doskonale wiesz, co poplecznicy Voldemorta
potrafią zdziałać, jak bardzo są niebezpieczni dla wszystkich ludzi. Bernard
kiedyś był naprawdę dobrym człowiekiem, który po prostu zszedł na złą drogę. To
właśnie on wydał naszą rodzinę, znienawidził wszystkich i żądał zemsty na swoim
rodzeństwie, którzy urodzili się z magicznymi zdolnościami.
Przeżyła jeszcze moja siostra, która przed tym
wydarzeniem wyjechała z kraju wraz ze swoim mężem i dwójką dzieci. Była wtedy w
ciąży ze swoim czwartym dzieckiem, to było jasne, że chciała chronić swoją
rodzinę. Nicole, gdy dowiedziała się o śmierci naszych rodziny, załamała się i
słyszałam, że przez długi czas była wrakiem człowieka. Nie widziałam jej od
tamtego czasu, wysłała mi od tamtego czasu tylko jeden list z informacją, że
wiedzie jej się dobrze wraz z piątką dzieci i kochającym mężem
Moja młodsza siostra także przeżyła tylko dlatego, że
została na święta w Hogwarcie, był to jej ostatni rok. Po ukończeniu Hogwartu
zmusiłam ją, żeby wyjechała z kraju, tak samo jak Nicole. Nigdy więcej już jej
nie widziałam, jednak kontaktowałyśmy się regularnie. Wendy mieszka teraz w
Australii i słyszałam, że niedawno urodziła swoje pierwsze dziecko.
Od razu po urodzeniu twojego brata wiedzieliśmy, że
jest czarodziejem. Kiedy miał cztery lata oddaliśmy go do Domu Dziecka Dla Osób
Magicznych, żeby uchronić go przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Luke jest
Krukonem i doskonale wie, że ty jesteś jego siostrą, ponieważ czasami z nim
pisaliśmy, jednak nie było możliwości, żeby wrócił do domu.
Kiedy miałaś dziesiąte urodziny dopiero wtedy
uświadomiliśmy sobie, że nie jesteś charłakiem. Nie mogliśmy jednak nic zrobić,
a może raczej nie chcieliśmy nic zrobić? Utrata kolejnego dziecka byłaby nie do
zniesienia.
Lata, które spędziliśmy w Hogwarcie były
najcudowniejszym okresem w naszym życiu. Magii tego miejsca nie da się
zapomnieć, z chęcią wróciłabym do młodzieńczych lat i przeżyła to jeszcze lat.
To właśnie tam poznałam twojego tatę. Ja byłam Puchoną, a on o rok starszym ode
mnie Krukonem. Od kiedy tylko pamiętam się w nim podkochiwałam, on był
zapalonym graczem quidditcha i mimo tego, że ja nie przepadałam za tym sportem,
przychodziłam na każdy mecz, jaki grali Krukoni. Kiedy szybował na miotle,
obserwowałam każdy jego ruch. W twoim tacie podkochiwało się wiele dziewczyn, w
tym moja najlepsza przyjaciółka, więc wiedziałam, że nie mam szans, w końcu on
nie zwracał na mnie uwagi. Nie wyobrażasz sobie mojego zaskoczenia, gdy po
którymś meczu Hufflepuff przeciw Ravenclaw, Adam zaprosił mnie do Hogsmeade!
Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie!
Niebezpieczeństwo czai się na każdym kroku, wiec uważaj
na siebie i miej oczy dookoła głowy. Wiele razu chcieliśmy zabrać cię z
Hogwartu i uciekać, jednak zdaliśmy sobie sprawę, że Hogwart to
najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Pamiętaj, że prawdziwi przyjaciele cię
nie zawiodą i zawsze możesz na nich liczyć. NIGDY W NICH NIE WĄTP! Tak bardzo
tęsknię za moją rodziną, ja miałam jeszcze dwóch starszych braci, a twój tata
młodszą siostrę, która była o rok ode mnie młodsza.
Ucz się pilnie i czerp przyjemność z każdej chwili
spędzonej w murach Hogwartu. „Nie żałuj umarłych, Kate. Żałuj żywych, a
szczególnie tych, którzy żyją bez miłości”, to kiedyś powiedział mi profesor
Dumbledore. Trzymaj się ciepło i nie wspominaj tego, co było kiedyś. Czas mija
bardzo szybko, a my na pewno się kiedyś spotkamy po drugiej stronie
Kochamy Cię całym sercem.
Rodzice
W moich oczach zalśniły
łzy. Dominującą dotychczas wściekłość zastąpił niewyobrażalny smutek. Byłam
przekonana, że tylko mój tata miał brata. W dodatku Luke Clifford był moim
bratem! Ale przecież to było niewyobrażalne, tak bardzo się różniliśmy, nie
mogliśmy być spokrewnieni! Byliśmy zupełnie inni, odmienne poglądy na świat,
inne charaktery, można było nas porównywać do ognia i wody. Bliźniaki powinni
być choć trochę do siebie podobni charakterem.
Podałam pergamin Lily,
widząc jej pytające spojrzenie. Ja za to uważniej zaczęłam się przyglądać
rzeczą, które znajdowały się w pomieszczeniu. Książka do Historii Magii z
obdartą okładką, stara szata Puchonów wisząca w kącie pomieszczenia, szalik w
barwach Ravenclawu przygnieciony przez szkolny kufer, plik ruchomych
czarno-białych fotografii. Podeszłam do nich i zaczęłam je przeglądać. Wytarłam
policzki wierzchem dłoni i uśmiechnęłam się na widok pierwszego zdjęcia.
Na fotografii znajdowała
się cała moja rodzina, której nigdy nie zdołałam poznać, ale byłam przekonana,
że to właśnie oni. Od razu odszukałam uśmiechnięte twarze moich rodziców. Przez
chwilę moją mamę i ze zdziwieniem zobaczyłam, że byłam do niej bardzo podobna.
Czarne włosy otulały jej twarz. Obok stał tata, przytulając mamę do siebie.
Nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego.
Dziewczyna stojąca obok
mojej rodzicielki to na pewno była Wendy. Miała jasne włosy zaplecione w
warkocza i uśmiechała się szeroko. W jej ciemnych oczach dostrzegłam nutkę
podniecenia.
Obok niej stała z poważną
miną ciocia Nicole. Wyglądała na dużo starszą od mojej mamy i mimo że czuć było
od niej przyjazne nastawienie, jej postura na to nie wskazywała. Czarne włosy
spięte miała w koka, a spojrzenie ciepłych, choć nieco surowych oczu, ukryła za
prostokątnymi okularami. W rękach trzymała niemowlę. Obok niej stał mężczyzna
z małymi chłopcami na rękach.
Coraz bardziej zaczęłam
czuć więź z moimi nieżyjącymi krewnymi oraz dostrzegać do nich podobieństwo.
Uśmiechnęłam się, widząc pozostałe fotografie. Ja i Luke siedzący przy kominku,
rodzice podczas ślubu, zdjęcia z Hogwartu, mój tata podczas meczu quidditcha.
To ostatnie zdjęcie prawdopodobnie zrobiła moja mama. Na miotle dostrzegłam
napis „Srebrna Strzała”, przez co automatycznie
skierowałam spojrzenie na miotłę stojącą przy drzwiach.
Poczułam na swoim ramieniu
ciepłą dłoń Lily, przez co wzdrygnęłam się. Posłałam jej delikatny uśmiech,
przez co zmarszczki na jej czole się wygładziły. W jej zielonych oczach
ujrzałam ulgę, a na nosie i policzkach dostrzegłam piegi.
– Kate, tak mi przykro… –
szepnęła, a ja pokręciłam głową.
– Nie, Lily – przerwałam
jej – rodzice mają racje, kiedyś ich spotkam, powinnam się cieszyć z tego, co
mam teraz. Nie chcę przez to stracić ważnych dla mnie osób, a prawie przez
swoją głupotę straciłam ciebie. Przepraszam, Lily, jesteś najlepszą osobą, jaką
mogłam poznać.
W oczach rudowłosej pojawiły
się łzy. Kucnęła obok mnie i przytuliła mnie do siebie. To był najszczerszy
gest, o jakim mogłam tylko pomarzyć.
Tego to się nie spodziewałam. Nie pomyślałabym że takie rzeczy o rodzinie Kate wyjdą.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się rodzicom Kate że chcieli się ukrywać. Bo Voldemort wszystkich z czystą krwią by wziął.
Jak matka Kate była Puchonką, a ojciec Krukonem to ciekawe dlaczego Kate jest w Gryffindorze. Chyba ktoś z jej rodziny musiał tam należeć albo to wyjątek jak to z Syriuszem było.
Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
Życzę weny.
To mnie zaskoczyłaś tym rozdziałem! Sam tytuł niezmiernie mnie zaciekawił ;) Trochę mnie tu nie było, ale takie opowiadania jak Twoje zawsze zapadają w pamięci. Jestem zaintrygowana. Piszesz coraz lepiej, a fabuła...Zwaliłaś mnie z nóg. List do Kate..Bardzo pomysłowo wymyśliłaś tą całą sytuację z rodziną dziewczyny. Teraz tylko czekać, co będzie dalej.;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
N.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTo było.... wzruszające, epickie, cudowne! Najpierw chciałam coś napisać o Severusie, ale nie mogę poświęcić ani jednej myśli tłustowłosemu. Wiedziałam, że Luke jest bratem Kate i oni są czystej krwi i w ogóle, ale nie spodziewałabym się tak pięknej prezentacji rodzinnego skarbca Rouly. Padam na kolana. Nic dodać nic ująć.
OdpowiedzUsuńswiat-wedlug-beatrcie-meadowes.blogspot.com
Kochana V
OdpowiedzUsuńRozdzial naprawde genialny. Czytalo mi sie go bardzo przyjemnie. Jestem dumna z Kate ze jest asertywna. Nie mozna zmusic kogos do przyjazni.
Lily powinna uszanwac ze Katie toleruje tylko Severusa. Na szczescie widze ze do niek dotarlo.
Mysle ze na miejscu Rouly nadal bym byla zla na rodzicow. Cale jej zycie bylo klamstwem... to takie smutne i niesprawiedliwe. Co jakby dziewczyna zakochala sie w swoim bracie? Przeciez to chyba bylabu tragedia dla niej dla niego .
Musze konczyc przepraszam ze tak krotko.
Caluje Em
Cześć!
OdpowiedzUsuńZostawiłaś komentarz na moim blogu, więc postanowiłam wpaść do Ciebie. Aż się zdziwiłam, że jest jeszcze jakieś opowiadanie o Huncwotach, którego nie widziałam!
Ciekawe, że zaczęłaś akcję od IV roku, to raczej rzadko spotykane. Zasygnalizowana od początku tajemnica (zaginiony brat, rodzice, którzy nie chcą przyznać, że są czarodziejami, późno ujawnione umiejętności magiczne Kate) od razu mnie zaciekawiła i skłoniła do przeczytania całości.
Widać, że się rozwijasz, bo początkowo zdarzały Ci się pewne błedy fabularne, których próżno szukać teraz. Np. wysportowany, seksowny Remus grający w drużynie Quidditcha (ja wiem, że chcesz, żeby Kate miała seksi chłopaka, ale to do niego kompletnie nie pasuje ;p), tona niepotrzebnych Gryfonów (rówieśników Huncwotów wymieniałaś wprawdzie z imienia, ale przypominali klony, które robią to samo, myślą to samo i mają ten sam charakter) i, co dla mnie najgorsze, totalne lekceważenie Petera jako postaci. Pettigrew jako służący Huncwotów? Osoba, którą wtajemniczyli w swoje największe sekrety (animagia, ukrycie Potterów przed Voldemortem), o której mówili, że oddaliby za nią życie, miałaby być jakimś ponóżkiem? Nie, nie, nie. Mam nadzieję, że jakoś to jeszcze naprostujesz i napiszesz o Peterze coś więcej niż to, że ciągle się obżera, bo to o wiele za mało :)
Zauważyłam, że potrafisz bardzo zgrabnie charakteryzować bohaterów (zwłaszcza Kate), nie używając bezpośrednich epitetów, ale po prostu opisując ich zachowanie. To bardzo wartościowe i poprawia jakość tekstu.
Poza tym pomysł z Domem Dziecka był tak oryginalny, że aż urzekający. Jeszcze nigdy się z czymś takim nie spotkałam, ale masz rację, no bo co dzieje się z niepełnoletnimi czarodziejami, którzy nie mają bliskich krewnych?
Obawiałam się trochę momentu, w którym Kate dowiedziała się o śmierdzi rodziców, bo w większości (a może nawet we wszystkich?) fanficków, kiedy ma miejsce taki wątek, bohaterka chwile płacze, a później szybko dochodzi do siebie i radośnie hasa. Miałam obawy, że i u Ciebie tak będzie, bo była taka scena, w której w jednym akapicie Kate myśli o rodzicach w zaświatach, a dosłownie w następnym kopie któregoś z Huncwotów w krocze i zaśmiewa się z Lily. Ale udało Ci się do tego tematu podejść bardzo dojrzale w następnych rozdziałach, bo myśli o braku rozdziców powracają do Kate raz po raz i wydaje mi się, że tak właśnie byłoby w prawdziwym życiu, więc za to należą Ci się brawa.
Ogólnie opowiadanie jest bardzo ciekawe, chętnie zapoznam się z kolejnymi rozdziałami :)
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Nie mogę w to uwierzyć... Tyle nowości... Kate i Luke to bliźnięta... Ich rodzice byli czyste krwi czarodziejami...
OdpowiedzUsuńNo ale tak bardziej od początku, nienawidzę Snape'a! ;/ I byłam trochę zła na Lily, że tak go lubi, ale wybaczyłam jej, kiedy przyszła do Kate do domu i ją przyprosiła. Są fantastycznymi przyjaciółkami!
Nie przedłużając, rozdział na prawdę cudowny i nie mogę się doczekać następnego!
Pozdrawiam cieplutko! :*
Hej. Pierwszy raz tutaj wpadłam i... przeczytałam wszystko jednym tchem. Twoje opowiadanie niesamowicie mnie pochłonęło. Tyle zagadek. Tyle spraw. Luke i Kate jako bliźnięta, ukrywanie przed Voldemortem... eksploduje od wartkiej akcji, oby tak dalej.
OdpowiedzUsuńPS.: Zapraszam do siebie, dopiero zaczynam :)
http://slytherin-pure-blood.blogspot.com/
Tego się nie spodziewałam... Bardzo mnie zaintrygowałaś tymi wszystkimi rodzinnymi tajemnicami.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze, że dziewczyny ostatecznie się dogadały. Nie potrafiłabym sobie wyobrazić jakieś wielkiej kłótni między Lily i Kate.