12 sierpnia 2014

5. Błoto

Hej :* Jak widzicie jest już kolejny rozdział ;) Trochę czekaliście, bo 2 tygodnie, ale byłam na wakacjach i nie miałam internetu :/ Jeśli czytacie proszę o komentarze, bo nie wiem, czy wam się to podoba :) Dobra nie zanudzam was już, miłego czytania :)  _______________________________________________________________
                  Z samego rana złe samopoczucie dało mi się we znaki. Pomieszczenie, w którym się znajdowałam, wypełnione było duszącym powietrzem. Leniwie uchyliłam powieki. Zdałam sobie sprawę, że nie znajduję się w dormitorium. Zaskoczona podniosłam się na łokciach. Moją głowę przeszył ból, przez co jęknęłam głośno.
                Znajdowałam się w Pokoju Wspólnym. Nigdy nie wiedziałam Wieży Gryffindoru w gorszym stanie. Stoliki i fotele były poprzewracane, a gdzieniegdzie walały się butelki po przeróżnych napojach. Ponadto na ziemi można było dostrzec okruszki po przekąskach.
                Próbowałam zejść z kanapy, na której siedziałam, ale ktoś mi to utrudniał. Nieznana mi osoba leżała na moich nogach, chrapiąc głośno. Z dużym wysiłkiem uwolniłam swoje nogi spod ciała chłopaka, przez co on runął na ziemię. Przestraszona spojrzałam się na niego, jednak on tylko głośniej zachrapał.
                Wstałam z sofy i od razu się niebezpiecznie zachwiałam, przez co musiałam się złapać ściany, aby nie upaść. Zegar wskazywał 3 rano, co oznaczało, że impreza niedawno się skończyła. Lekko chwiejnym oraz powolnym krokiem ruszyłam w stronę schodów, które prowadziły do dormitorium. W głowie mi szumiało, a wypity alkohol praktycznie ze mnie nie spłynął. Chwyciłam w ręce sok, który leżał na podłodze i wolnym krokiem zaczęłam wchodzić po zimnych schodkach. Dreszcz przeszedł po moim ciele, a ja uświadomiłam sobie, że nie mam na sobie butów. Westchnęłam ciężko, wzruszając  ramionami.
                W końcu dotarłam do drzwi z napisem „IV rok”, jednak nie doczytałam, że na tabliczce nie znajduje się moje nazwisko, ani żadnej innej Gryfonki z tego roku. Weszłam do środka i spostrzegłam, że wszędzie walały się jakieś rzeczy. Zaczęłam iść w kierunku „mojego” łóżka. Zdjęłam z siebie brudne ubrania, przez co zostałam w samej bieliźnie. Jednak głos rozsądku kazał mi ubrać coś na siebie, więc podniosłam z ziemi jakąś koszulkę, którą natychmiast założyłam.
                Jęknęłam cicho, gdy moją nogę przeszył ból. Zdenerwowana podniosłam znicza, który wbił mi się w stopę. Zaczęłam się zastanawiać, co do cholery znicz robił w naszym dormitorium, jednak zbyłam to wzruszeniem ramion.
                Jak długa opadłam na pobliskie łóżko i przykryłam się praktycznie pod samą brodę kołdrą. Po chwili zasnęłam.
***
                Obudził mnie deszcz, który głośno uderzał w parapet. Dzień był pochmurny, dlatego promienie słoneczne nie docierały na hogwarckie błonia. Szczelniej otuliłam się pierzyną, gdy poczułam, że zimne powietrze wypełnia dormitorium. Na półce nocnej leżał budzik, więc zaczęłam obserwować, jak wskazówki zegara leniwie posuwają się coraz dalej.
                W pewnym momencie ta czynność musiała mi się znudzić, przez co oderwałam spojrzenie niebieskich tęczówek od wskazówek. Przewróciłam się na drugi bok i praktycznie krzyknęłam z zaskoczenia. Na krześle obok łóżka siedział Black, który wpatrywał się we mnie z delikatnym uśmiechem.
                – Black! Co ty tu robisz! To jest dormitorium dla DZIEWCZYN! – pisnęłam, podciągając kołdrę pod samą brodę.
                Chłopak zaśmiał się, odgarniając czarne kosmyki włosów z czoła. Oparł brodę na swojej dłoni i teatralnie przewrócił oczami.
                – Mógłbym zapytać cię o to samo, Rouly – powiedział z rozbawieniem – jesteś w NASZYM dormitorium, leżysz w MOIM łóżku i masz na sobie koszulkę JAMESA.
                – Co? – wyrwało mi się.
                Natychmiast zerwałam się z łóżka, pokrywając się szkarłatnym rumieńcem. To było bezmyślne posunięcie, ponieważ przez to stałam półnaga przed największym Casanovą Hogwartu. Jak oparzała wcisnęłam się znowu pod pierzynę. Wtedy poczułam, jakby przez moją głowę przebiegało stado Hipogryfów. Złapałam się za skronie, jęcząc z bólu. Po chwili poczułam nieprzyjemne ssanie w żołądku. Natychmiast odwróciłam głowę w przeciwnym kierunku, niż znajdował się Black i zwróciłam chyba wszystko z całego tygodnia. Na szczęście obok łóżka znajdowała się miska.
Syriusz ponownie się zaśmiał i zaczął szperać w szafce. Po chwili wyciągnął w moim kierunku flakonik z zielonym płynem, a ja uświadomiłam sobie, że jest to eliksir na ból głowy. Sceptycznie popatrzyłam się na napój, ale przyjęłam go od chłopaka. Jednym łykiem wypiłam całą buteleczkę. Skrzywiłam się, gdy poczułam w ustach jego gorzki smak.
– Następnym razem zapamiętam, że masz słabą głowę do picia – zacmokał Syriusz – nie powinnaś pić wszystkiego co ci dają inni.
Łypnęłam na niego spode łba, uznając, że to on jest wszystkiemu winny. To  on się upierał, żebym z nim wypiła, bo jest „solenizantem”.
                – Przypominam, że TY mi kazałeś się napić – burknęłam obrażona, wzrokiem poszukując swoich ubrań.
                – Ale powinnaś pić z UMIAREM, Rouly. A ty piłaś wszystko, co ci wciskali do rąk – powiedział z rozbawieniem.
                Spojrzałam w jego czarne tęczówki, w których czaiły się błyszczące iskierki. Zmarszczyłam nos i założyłam ręce na piersi, przybierając obrażoną pozę. Zapadła cisza, którą przerywało tylko tykanie zegara.
                – Mogę cię pocieszyć, Rouly – zaczął Black. Na jego wargach czaił się uśmiech.
                – Ach tak? – burknęłam.
                Chłopak się roześmiał i usiadł na skraju łóżka. Poczochrał mi włosy, a ja natychmiast odtrąciłam jego rękę.
                – Dalej jesteś niewinną dziewicą. Skończyło się tylko na pocałunkach – powiedział, pokazując mi język.
                – CO!? – wrzasnęłam tak głośno, że cała Wieża Gryffindoru mnie słyszała.
***
                Jak się okazało, zbliżała się pora obiadowa w Hogwarcie. Naburmuszona siedziałam  w łazience. Gorąca woda ogrzewała moje ciało. Usłyszałam głośne pukanie do drzwi i głos Rose „Rouly, wyłaź z tej łazienki”. Westchnęłam i wyszłam z wody, okrywając się ręcznikiem.
                Wytarłam swoje ciało i wysuszyłam sobie włosy. Po chwili wcisnęłam na siebie jeansy, czarną koszulkę i bluzkę z kapturem. Dokładnie wyszorowałam zęby, a włosy spięłam w luźnego koka. Podkreśliłam swoje rzęsy i wyszłam z łazienki.
                W dormitorium zastałam wszystkie moje współlokatorki. Rose wyminęła mnie i posłała mi mordercze spojrzenie czarnych tęczówek, na co uśmiechnęłam się delikatnie. Jej porcelanowa cera zalśniła jasno, a czarne włosy zafalowały, gdy Hope z hukiem zamknęła za sobą drzwi.
                Lily spała na swoim łóżku. Jej rude włosy były rozrzucone po poduszce. Zielone oczy ukryte były za kurtyną jasnych rzęs, a lekko rozchylone malinowe usta poruszały się za każdym razem, gdy dziewczyna wydychała powietrze.
                Mary siedziała na swoim łóżku i pisała esej z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, który wręcz kochała. MacDonald fascynowała się wszystkimi stworzeniami, które chodziły po ziemi. W przyszłości chciała badać niezwykłe zwierzęta. Poza tym na ONMS zdobywała niesamowitą ilość punktów dla Gryffindoru.
                – Muszę zacząć od początku – burknęła Mary, gdy na jej pracy pojawił się wielki kleks.
***
                W Hogwarcie trwał obiad, a ja wraz z Gryfonkami z IV roku siedziałam mniej więcej w połowie stołu. Wielka Sala wydawała się opustoszała, a to za sprawą wczorajszej imprezy w Wieży Gryffindoru. Widelcem dźgałam ziemniaki, które znajdowały się na talerzu. Nie tylko ja wyglądałam jak trup. Jakaś Krukonka zasnęła z łyżką w połowie drogi do ust, a Gryfon siedzący parę miejsc dalej bezmyślnie żuł swój język.
                – Kate, może pójdziemy do Hagrida? – zwróciła się do mnie Lily.
                – Pewnie – odpowiedziałam automatycznie. Zostawiając prawie nietknięte jedzenie, wstałam od stołu i wyszłam z Wielkiej Sali.
Nie wiem co podkusiło Evans, żeby wychodzić w deszczową pogodę z zamku, ale nie miałam nic przeciwko temu. Przywołałyśmy swoje płaszcze i lepsze buty. Po jakimś czasie ubrania wylądowały w naszych dłoniach, więc obie włożyłyśmy je na siebie. Szczelnie otuliłam się szalikiem i zarzuciłam kaptur na głowę.
Pociągnęłam za uchwyt wielkich dębowych wrót. Drzwi ustąpiły, ukazując tym samym błonia skąpane w deszczu. Silny wiatr zaczął targać nasze włosy, jednak nie zrezygnowałyśmy z wyjścia. Dawno nie wychodziłam na hogwarckie błonia, przez co byłam zaskoczona orzeźwiającym powietrzem.
Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Ścieżka zamieniła się teraz w jedno wielkie błoto, które nieprzyjemnie przyklejało się do butów i nogawek. Wiatr spychał mnie i Lily z drogi, a deszcz utrudniał widoczność. W końcu całe przemoczone dotarłyśmy do chatki Hagrida. Evans zastukała parę razy w wielkie drzwi. Od razu usłyszałyśmy krzątaninę.
                Po chwili furtka uchyliła się, ukazując półolbrzyma. Czarne, żukowate oczy zaświeciły radośnie na nasz widok. Przy Hagridzie zawsze czułam się mała jak mrówka. Jego długa, krzaczasta broda zakrywała mu pół twarzy, a basowy głos mógł doprowadzić do gęsiej skórki.
                – Hej Rubeus! – przywitała się Lily, uśmiechając się w stronę gajowego.
                – Dziewczyny, cholibka, jak miło was widzieć! – krzyknął Hagrid, przepuszczając nas w przejściu.
                Mówiąc Hagridowi, że za nim tęskniłyśmy, weszłyśmy do jednoizbowej chatki. Rubeus zamknął za nami drzwi, po czym zaprosił nas na herbatkę. Zasiadłyśmy do stołu, jednak szczekanie psa odwróciło naszą uwagę od krzątającego się Hagrida. Spod koca, który swobodnie leżał na łóżku, wychyliła się czarna mordka psa.
                – Hagrid, nic nie mówiłeś, że masz psa! – krzyknęłam, wstając z krzesła.
                Półolbrzym zaśmiał się radośnie i wskazał na czarnego psa, a raczej szczeniaka.
                – Dawno żeście u mnie nie były, więc nie było okazji. Dostałem go od profesorki McGonagall, gdy poskarżyłem jej się, że nie mam towarzysza. Cholibka, zaskoczyła mnie nim – powiedział Hagrid – nazywa się Kex.
                Pogłaskałam psa po czarnej mordce, a on w zamian polizał mnie po dłoniach, pozostawiając na nich niebywałą ilość śliny. Zaśmiałam się i wytarłam ręce o płaszcz. Wzięłam psa na ręce i usiadłam przy stole, głaszcząc Kexa z czułością po głowie.
                W końcu przed nami pojawiły się dwa kubki, wielkości garnka, z herbatą. Rubeus robiła najlepsze napoje jakie znał cały świat, dlatego uwielbiałam przychodzić do niego, gdy było zimno. Z Hagridem zaprzyjaźniłam się na 3 roku, gdy Syriusz, Remus, James i Peter namówili mnie, abym udała się z nimi do jego chatki. Nie pożałowałam.
                Jednak do ciast Hagrid nie miał ręki. Zawsze było ono za twarde, przez co nie dało się go przegryźć. Gdy gajowy się odwrócił, dostrzegłam, jak Lily kieruje różdżkę na wypiek i wypowiada zaklęcie zmiękczające. Z ulgą wypisaną na ustach zjadła przysmak.
                – Tak dawno żem was nie widział, że nie wiem co się u was wydarzyło! Cholibka, opowiadać ta, co tam u was? – powiedział.
                Więc zaczęłyśmy opowiadać wszystko, nie omijając szczegółów. Rubeus z uwagą słuchał naszych słów, co chwilę przytakując i uśmiechając się przyjaźnie. Na szczęście Hagrid nie pytał się o moich rodziców, za co byłam mu naprawdę wdzięczna. Rozmowie nie było końca, mieliśmy sobie tyle do opowiedzenia, że straciliśmy rachubę czasu. Na zewnątrz było już ciemno, a zegar naścienny wskazywał godzinę 19.
                – Hagrid, chyba musimy już iść – powiedziałam, wstając ze swojego miejsca. Postawiłam Kexa na ziemię i nałożyłam swój zmoknięty płaszcz – wkrótce cię odwiedzimy.
                Lily zrobiła to samo co ja i już po chwili stałyśmy przy drzwiach. Hagrid przytulił nas na pożegnanie i wypuścił z chatki. Deszcz już przestał padać z nieba, jednak chmury zasłaniały wszystkie gwiazdy, które znajdowały się akurat na niebie. Woda, która nie wsiąknęła w ziemię, spływała strumieniem w dół błoni.
                Po chwili jednak Lily się zatrzymała. Spojrzałam na nią pytająco, a ona w odpowiedzi zgarnęła mnie w mocny uścisk. Zdziwiona zamarłam, jednak gdy poczułam, że dziewczynie płyną po policzkach łzy, przytuliłam się do niej.
                – Lily, co się dzieje? – zapytałam.
                – Po prostu mi ciebie brakowało – odparła, całując mnie w policzek.
                Przytuliłam ją mocniej do siebie, ocierając jej łzy z policzków. Uśmiechnęłam się do niej.
                – Lily – westchnęłam – Potter tylko czeka na takie czułości – powiedziałam na rozluźnienie atmosfery.
                Zaczęłam się niekontrolowanie śmiać. Wyplątałam się z jej uścisku, po czym ruszyłam biegiem ścieżką do zamku. Usłyszałam za sobą cichy śmiech Evasn’ówny, jednak zaraz potem Lily ruszyła za mną, krzycząc, że mnie zabije. Odwróciłam się i pokazałam jej język. Idąc tyłem potknęłam się o korzeń wystającego drzewa. Runęłam jak długa na ziemię, zanurzając się w brązowej mazi.
                Usłyszałam głośny śmiech Lily. Wstałam z miejsca i opatrzyłam na nią z udawaną urazą. Jednak po chwili zaczęłam śmiać się wraz z nią. Po chwili na twarzy rudowłosej wylądowała kupka błota. Zdziwiona dziewczyna otarła owe miejsce rękawem.
                Zdziwiona spojrzałam w lewą stronę. Nie zdziwiłam się, gdy w owym miejscu dostrzegłam największych rozrabiaków Hogwartu. Twarz Evans zrobiła się czerwona. Schyliła się i podniosła kulkę mazi, po czym zamachnęła się i rzuciła nią prosto w twarz Pottera. Przez to Jamesowi spadły z nosa okulary, tonąc w błocie.
                Parsknęłam śmiechem, widząc jego minę. I to był błąd. Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Po chwili zalała nas fala ostrzałów. Z piskiem padłam na ziemię, jeszcze bardziej się budząc. To samo zrobiła rudowłosa.
                – To nie fair! 4 chłopaków na dwie bezbronne dziewczyny! – zawołała.
                Roześmiałam się, wyciągając różdżkę. Zaczęłam wykonywać nieskomplikowane ruchy różdżką, formując tym samym ogromną kulę. Lily widząc, co mam zamiar zrobić, uśmiechnęła się przebiegle i zwróciła całą uwagę chłopaków na siebie.
                W końcu kula błota była na tyle duża, że to mnie usatysfakcjonowało. Z uśmiechem na ustach skierowałam ją na chłopaków i opuściłam. Już po chwili Gryfoni zaczęli kaszleć, próbując wygrzebać się z błota. Zanim zdążyli się wygrzebać z poprzedniej tury, kolejna fala błota opadła na nich.
                Wraz z Lily przybiłyśmy sobie ubłocone piątki, niekontrolowanie się śmiejąc. Gdyby nie to, że gałki oczne i białe zęby lśniły w mroku, nie wiedziałabym, że Lily znajduje się koło mnie. Byłyśmy tak zajęte sobą, że całkowicie zapomniałyśmy o Gryfonach. Wszyscy doskoczyli do nas, zwalając na ziemie. Wylądowałam w kałuży, wymachując rękami i nogami.
                Próbowałam wyswobodzić z potężnego uścisku chłopaków, ale na marne. Nie wiedziałam kto siedział na mnie okrakiem, wsmarowując w moją twarz błoto. Po jakimś czasie Gryfoni padli ze zmęczenia, kładąc się obok nas.
                Odetchnęłam z ulgą. Byłam okropnie zmęczona. Marzyłam tylko o gorącej kąpieli w wannie i ciepłym łóżku na dokładkę. Jednak o tym pierwszym mogłam tylko pomarzyć, ponieważ dostęp do takich luksusów mieli tylko prefekci. Ostatkami sił wstałam z ziemi i pociągnęłam Lily do góry. Wolnym krokiem ruszyłam do zamku, wymijając leżących Gryfonów.
                Gdy ich wyminęliśmy, zaczęłyśmy biec sprintem do zamku. Dopiero gdy weszłyśmy do zamku zaczęłyśmy się niekontrolowanie śmiać. Ślady błota zostawały na posadzce, a ja przeraziłam się, że za chwilę Filch się pojawi i wlepi nam szlaban. Złe przeczucia zawsze są trafne już po paru chwilach zza zakrętu wyszedł woźny, wrzeszcząc przeraźliwie.
                – SZLABAN! TO JEST SKANDAL! ZERU SZACUNKU DO MOJEJ PRACY! JUTRO Z SAMEGO RANA W MOIM GABINECIE!
                Musiałam ukrywać uśmiech, który cisnął mi się na usta. Wyminęłyśmy woźnego i znowu zaczęłyśmy przemierzać korytarze. Dwa błotne stwory to niecodzienne zjawisko w Hogwarcie, dlatego uczniowie, którzy szli w tym samym czasie na kolacje, patrzyli się na nas z nieufnością.
                Gdy dotarłyśmy do portretu Grubej Damy, owa postać wygłosiła nam kazanie, jak prawdziwa dama powinna wyglądać. Nie chcąc jej słuchać, podałyśmy hasło i weszłyśmy do Pokoju Wspólnego. Odetchnęłyśmy z ulgą, gdy znalazłyśmy się w środku, jednak miny nam zrzedły, gdy dostrzegłyśmy Pottera, Blacka, Remusa i Petera. W dodatku oni byli czyści.
                – Jakim sposobem oni są tu wcześniej od nas, skoro to my opuściłyśmy błonia szybciej? – szepnęłam do Lily, a ona wzruszyła ramionami.
                Gryfoni dostrzegli nas i zbliżyli się do nas. Na moich ustach pojawił się zadziorny uśmieszek. Zadarłam brodę wysoko do góry, aby spojrzeć wszystkim chłopakom w oczy.
                – W czymś wam pomóc? – zapytałam słodkim tonem.
                Kątem oka dostrzegłam, jak James mierzwi sobie włosy, które i tak były już zwrócone na wszystkie strony świata. Orzechowe oczy były skierowane na moją rudowłosą przyjaciółkę, która rzucała mu spojrzenie spode byka.
                Za Potterem stał Peter, który przestępował z nogi na nogę, nerwowo patrząc się w stronę portretu Grubej Damy. Byłam pewna, że chciał jak najszybciej znaleźć się w Wielkiej Sali, gdzie hogwartczycy spożywali teraz kolację.
                Syriusz z rozbawieniem obserwował Pottera i Evans. Jego czarne oczy radośnie błyszczały, a włosy opadały mu na czoło. Przyjął nonszalancką pozycję i z uśmiechem na ustach opierał się o ścianę.
                Zaraz obok dostrzegłam Remusa. Jego miodowe oczy błyszczały radośnie. Brązowe włosy były rozczochrane, co było nowością w jego postaci. Uśmiechnęłam się do niego, a on to odwzajemnił.
                – Ależ oczywiście. Zobaczymy się jutro na szlabanie u Filcha – powiedział Potter, puszczając nam oczko.
                Lily prychnęła cicho i wyminęła chłopaka. Za to ja zaśmiałam się cicho i pokazałam im język. Wraz z Evans wróciłam do dormitorium. Od razu rozegrałyśmy bitwę o łazienkę, którą niestety przegrałam.
                – Lily, zabiję cię kiedyś – krzyknęłam, na co dziewczyna się zaśmiała.
                Ściągnęłam z siebie brudne ubranie, zostając w samej bieliźnie. Usiadłam na parapecie i zaczęłam obserwować krajobraz majaczący się za oknem. Z komina w chatce Hagrida wydobywał się dym, który w pewnym momencie ginął, porwany przez wiatr. Drzewa w Zakazanym Lesie bujały się delikatnie. Na drzewach widać było czerwone, pomarańczowe i żółte liście, które już za niedługo miały bezszelestnie opaść na posadzkę. W oddali rozpościerały się nienaruszone góry. Jezioro było spokojne i ciemne.
                W końcu z łazienki wyszła Lily. Już była czysta, a po błocie nie było ani śladu. Ubrana w piżamę, rzuciła się jak długa na łóżko, przykrywając się kołdrą. Tuż za nią pobiegł jej rudy kot, Mruczek. Wskoczył jej na plecy i zwinął się w uroczy kłębek. Lily życzyła mi dobrej nocy, po czym zasłoniła kotary w swoim łóżku.
                Weszłam do toalety i zdjęłam z siebie ubrania. W tym samym czasie zdjęłam z siebie ubłocone ubrania i wzięłam szybki prysznic, aby błoto, które się na mnie osadziło, spłynęło do rur. Uśmiechnęłam się, czując ciepło otulające moje ciało.
                Wiedziałam, że rodzicom było lepiej tam, gdzie się teraz znajdowali. Miałam nadzieję, że gdziekolwiek są, myślą o mnie i nade mną czuwają. Chciałam poczuć ich ciepłe ramiona, które odkąd trafiłam do Hogwartu, zamykały mnie w uścisku. Bardzo za nimi tęskniłam, brakowało mi ich jak nikogo innego.
                Wynurzyłam się z wody, biorąc kolejny głęboki wdech. Ostatnimi czasy dostrzegłam, że Potter, Black i Pettigrew znikają gdzieś w czasie pełni. Wiedziałam, że Remus był wilkołakiem, jednak on nie był tego świadomy. Serce mi się krajało, gdy widziałam, jak cierpi przed zbliżającą się pełnią. Zawsze bladł, źle się czuł, a pod jego oczami pojawiały się fioletowe plamy zmęczenia.
                Pozostali Huncwoci znikali podczas pełni w Zakazanym Lesie. Kiedyś siedząc na parapecie dostrzegłam trzy osoby, które szybkim krokiem zmierzały w stronę zarośli. Rozpoznałam w nich Jamesa, Syriusza i Petera. Zniknęli tak szybko jak się pojawili, jednak od tamtego czasu widziałam ich dość często.
                Black jest uznawany za najprzystojniejszego chłopaka w szkole. Dziewczyny za nim szaleją, nie ważne czy są pierwszym, czy siódmym rocznikiem. Jego charakter i wygląd po prostu przyciągają jak magnes. Był zabawny i lubił się bawić. Poza tym Syriusz był obrońcą w drużynie Gryffindoru.
                Potter znany był z tego, że zajmował pozycję szukającego w Gryfońskiej drużynie. Poza tym też był przystojny i wysportowany. Jego uroda i usposobienie także przyciągały do siebie sporą część dziewczyn. Poza tym każda chciała być z tym „sławnym ciachem z Gryffindoru”.
                Z Peterem miałam raczej obojętne relacje. Nigdy za bardzo się nie wychylał, zawsze wolał być z tyłu swoich przyjaciół. Lubił jeść, a czasami jego żarty wydawały się śmieszne. Jednak nie wiedziałam, dlaczego Pettigrew znajduję się w grupie popularnych Gryfonów z IV roku.
                No i Remus był najwspanialszym przyjacielem. Był troskliwy, inteligentny i dawał najlepsze na świecie rady. Lubił mi doradzać, opiekować się mną i grać w szachy. Nie był przystojny, jednak miał w sobie nutkę tajemniczości, za którą go uwielbiałam.
               Hogwart to najlepsze, co mnie mogło w życiu spotkać.

9 komentarzy:

  1. Gdy tylko przeczytałam kawałek wiedziałam że mnie wciągnie ! Awww taki cudowny rozdział *.* Obserwuje twojego bloga ^^ mam nadzieje ze szybko dodasz kolejny c;

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystko i muszę Ci powiedzieć, że naprawdę bardzo mi się podoba. Możesz być pewna, że będę Twoją stałą czytelniczką. Mogłabyś mnie powiadamiać o nowych notkach? Byłabym wdzięczna :)
    Zapraszam Cię do zapoznania się z moim opowiadaniem. Mam nadzieję, że Ci się spodoba i wyrazisz swoje zdanie w komantarzach.
    http://istnienie-dramione.blogspot.com
    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
    Vik. A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :) Oczywiście, że będę Cie informowała :) Co do twojego bloga, oczywiście, że zapoznam się z największą chęcią z Twoim opowiadaniem :)
      Też pozdrawiam i życzę weny Tobie i sobie :*
      Meredith

      Usuń
  3. Przeczytałam wszystko i muszę przyznać że Twój blog bardzo mi się spodobał :)
    Piszesz fajnie i z pomysłem. Myślę że teraz będę tu często zaglądać ;)
    Życzę weny i pozdrawiam Anonimek
    PS. Dziękuję za komentarz :*
    http://nartezjablack.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ! Zaprosiłaś mnie na tego bloga, więc oto jestem ;).
    Zaczynam czytać, za niedługo zostawię całościową opinię :*
    Masz cudowny szablon...*.*

    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    Pozdrawiam, Nela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc dobrnęłam do końca ;).
      Cóż zacznę od tego że osadzenie akcji w takim czasie i roku jest naprawdę interesujące. Bardzo ciekawiło mnie zawsze życie Lily i Jamesa. Chciałam nawet napisać blog o owej tematyce lecz ostatecznie postawiłam na Dramione. Co do Twojego stylu. Jest klarowny dość prosty - używasz czasami bogatych ozdobników. Wprawdzie czuję się bardziej jakbym czytała czyjś wpis z terminarzu. Hmm. Mogę śmiało powiedzieć że z rozdziału na rozdział jesteś coraz lepsza. W początkowych rozdziałach mieszałaś nieco czas teraźniejszy z przeszłym ale jest już okej. Występują ogólne drobne opisy. Jak dla mnie jest ich za mało. Ale to już nie Twoja wina. Ja po prostu zawsze zwracam na nie dużą uwagę ;).
      Wypowiedzi bohaterów są zaskakujące i ciekawe ale popracowałabym trochę nad ich formą. Przechodząc do fabuły... Jestem zachwycona. Pomysł na opisanie Hogwartu z perspektywy Kate jest oryginalny i intrygujący. Bardzo polubiłam tą blondynkę. Podobają mi się jej stosunki z Lily i Remusem. Zawsze lubiłam tą dwójkę. Fajnie przedstawiasz zaloty Jamesa do Rudej. Wdrożyłabym tylko czasami Severusa. Snape z pewnością dodałbym dynamizmu. Podsumowując całokształt bardzo przypadł mi do gustu. Starałam się być szczera i obiektywna. Jesteś dobrą autorką ale możesz być jeszcze lepszą. Czekam więc na nowy rozdział i mam cichą nadzieję że zajrzysz również do mnie. Twoja opinia byłaby dla mnie ważna. Masz naprawdę świetne pomysły. Byłabym wdzięczna gdybyś zawiadomiła mnie o rozdziale *_*

      Życzę weny.
      Nela

      co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

      Usuń
  5. zaprosiłaś mnie wiec o to jestem :)
    od razu mówię - niestety nie miałam na razie czasu przeczytać całego bloga i skupiłam się na tym rozdziale, ale myślę, że w najbliższym czasie nadrobię znajomości.
    co tu dużo mówić - kocham Huncwotów ♥ zawsze byli dla mnie tajemniczy, jak byłam mała marzyłam o takich przyjaciołach jak oni. byłaś u mnie na blogu, wiec pewnie wiesz, że jest on o "nowym pokoleniu". być może zapytasz: "czemu nie o Huncwotach, skoro tak ich uwielbiasz?" otóż bałam się, bardzo się bałam, że zepsuje ich postacie. bałam się, że w czasie opowiadania zniszczę ich osobowości, że staną się mniej idealni niż są (nie mówię tu o Glizdogonie pff, jego nie zaliczam do Huncwotów - w końcu zdradził >.< ). na szczęście tobie to nie grozi :) jeśli dalej będziesz się tak starać, a jestem przekonana, że będziesz, moze wyjść z tego coś na prawde cudownego :)) co tu dużo pisać, czekam na kolejny rozdział! na pewno zajrze.
    pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
    ~Puchonka 123

    OdpowiedzUsuń
  6. Jejku, cudowny rozdział! :D Uwielbiam huncwotów ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedne skacowane, znam to uczucie kiedy człowiek budzi się po BARDZO, BARDZO dobrej imprezie ^^
    Kwestia błota - masz pojęcie, ile ludzie płacą kasy, żeby zażyć kąpieli błotnych, a Huncwoci i dziewczyny mieli to całkowicie za darmo. Samo zdrowie normalnie :)
    Chociaż podejrzewam, że błoto jest substytutem śniegu. Oj będzie ciekawie, kiedy wreszcie w Hogwarcie zrobi się biało

    OdpowiedzUsuń

.
.
.
.
.
.
template by oreuis