14 stycznia 2015

14. Kiedy wykonujesz ruch, pędź jak błyskawica

 I oto kolejny rozdział! Bardzo się cieszę, że go skończyłam! Ba, nawet nie wiecie jak bardzo! W tym tygodniu nauczyciele nas wykańczają... Chyba 10 kartkówek, 3 sprawdziany, ale ja wzięłam się w garść i zaczęłam pisać! Ta złość na szkołę dała mi siły, przez co widzicie, o czym jest ten rozdział. Dedykuję go Rudej Em i Kini.
Dziękuję wszystkim, że jesteście! :*
__________________________________________________________
                – Nasza kochana córeczka – przede mną pojawili się moi rodzice.
                To krótkie zdanie wypowiedziane przez nich w tym samym momencie sprawiło, że w moich oczach pojawiły się łzy. Moje dłonie zaczęły drzeć, chciałam jak najszybciej trafić w rozłożone ramiona mojej mamy. Chwiejnym krokiem zaczęłam iść w jej stronę, jednak im bardziej się zbliżałam, tym bardziej odległość między nami się zwiększała.
                Zrozpaczona osunęłam się na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Po chwili moje ręce były całe mokre, śmieszne, nawet nie wiem kiedy zaczęłam płakać. Gwałtownie podniosłam wzrok w obawie, że moi rodzice zniknęli, jednak oni dalej tam stali. Co więcej, bez żadnego problemu podeszli do mnie. Byli tak blisko, że gdybym wyciągnęła rękę w ich stronę, dotknęłabym ich.
                Julie Rouly uśmiechała się smutno w moim kierunku. Odgarnęła niesforny kosmyk czarnych włosów za ucho. Z jej niebieskich oczu, po zarumienionych policzkach, które całkowicie pozbawione były zmarszczek, pociekły łzy.
                Adam Rouly stał obok niej, przytulając ją silnym ramieniem. Na jego ustach tkwił najszczerszy uśmiech, jaki w całym swoim życiu widziałam. Jego blond włosy falowały lekko, jakby były targane przez wiatr. Brązowymi oczami śledził każdy mój najmniejszy ruch.
                Tata wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na niego zaskoczona, jakby to było niemożliwe. Wiedziałam, że śnię, a przecież sny to nie rzeczywistość. Oni nie żyli, nie byli już na tym świecie. Więc dlaczego wyglądali oni tak bardzo realnie?
                Jak byłam mała i gdy czegoś się bałam, wieczorami zakradałam się do pokoju moich rodziców. W ich objęciach czułam się bezpieczna, silna, powracała mi cała odwaga. Pragnęłam wrócić do tych czasów, gdy byłam beztroskim dzieckiem. Chciałam poczuć dotyk ich ciepłych dłoni, marzyłam, aby choć na chwilę zamknąć się w ich ciepłych ramionach.
                Zamrugałam parę razy, aż obraz powrócił do rzeczywistości. Tata dalej stał w takiej samej pozycji, ale co to oznaczało? Co jeśli nie przyjmę jego pomocy? Co jeśli nie dotknę jego dłoni?
                – Chodź z nami, Kate – usłyszałam ponownie cichy, lekko załamujący się głos mojej mamy.
                – Co się stanie, jeśli z wami pójdę? – zapytałam, ale raczej znałam odpowiedź na to pytanie.
                – Nie powrócisz już do swoich przyjaciół. Do ciebie należy decyzja.
                Serce boleśnie mnie ukuło. Miałabym nigdy więcej nie ujrzeć Lily, Huncwotów i dziewczyn z mojego dormitorium? Moja decyzja zależała od tego, czy więcej ich zobaczę i usłyszę. Rodzice nie żyli, a widziałam, że oni chcieli dla mnie jak najlepiej. Zatamowałam łzy i wytarłam moją mokrą twarz. Dostrzegłam, jak rodzice się do mnie uśmiechnęli.
                – Dobra decyzja, Kate – powiedział tata, cofając się o krok. – Jesteś bezpieczna.
                – Jesteś naprawdę silna i utalentowana, córeczko – dodała mama. – Jesteśmy z ciebie tacy dumni, tak bardzo, bardzo dumni.
                – Wykazałaś się niewiarygodną odwagą, Kate. Nie zapomnij, że zawsze jesteśmy przy tobie. O, tutaj – tata wskazał na swoje serce. – Zawsze tu będziemy. Nie zapomnij o tym. Zawsze, jeśli będziesz nas potrzebować, pomyśl o tym, że czuwamy nad tobą.
                – Zostawiliśmy coś specjalnie dla ciebie w domu. Jest w jednej z książek, do której tak rzadko zaglądałaś – powiedziała mama.
                Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, oni po prostu się rozpłynęli. Poczułam się, jakby ktoś mnie spetryfikował, nie potrafiłam się poruszyć. Tak bardzo kochałam moich rodziców, jednak nie potrafiłam opuścić moich przyjaciół. Jeszcze nie teraz.
                – Mamo, tato – szepnęłam w przestrzeń – będziecie ze mnie dumni.
                Serce zabiło mi mocniej, gdy usłyszałam odpowiedź ich obojga. Wydawało mi się, że pochodzi on z bardzo daleka, jednak czułam, jakby mówili mi to wprost do ucha. Mogłabym nawet powiedzieć, że poczułam ciepły oddech na szyi.
                – Już jesteśmy z ciebie dumni.
***
Mocno zaciskałam powieki, jednak słysząc równomierne oddechy Huncwotów, postanowiłam otworzyć oczy. Omal nie krzyknęłam, gdy parę cali od mojej twarzy dostrzegłam twarz Syriusza. Czarne włosy okalały jego twarz. Spał, a jego powieki zakrywały szare oczy, w których zawsze było widać rozbrykane iskierki. Jego usta były delikatnie rozchylone, dzięki czemu był jeszcze bardziej przystojny. Odsunęłam się od niego gwałtownie, podnosząc się z łóżka.
Przez niezasłonięte okno zaczęły wpadać pierwsze promienie bladego światła. Każdy cal pokoju był oblepiony plakatami, flagami, chorągiewkami i innymi akcesoriami Gryffindoru, przez co nie mogłam dostrzec jaki kolor ścian naprawdę ma pomieszczenie. Na biurku leżał złoty znicz, który co chwilę rozkładał skrzydełka i wznosił się o stopę do góry. Obok niego porozrzucane były pergaminy i kałamarz, w którym tkwiło złamane pióro. Szafki się nie domykały, jednak w rogu pokoju wspaniale prezentował się najnowszy  model miotły. Jego rączka wypolerowana była na błysk.
Na półce nocnej leżało zdjęcie Lily. Evans ze zdjęcia najwidoczniej się nie podobało, że przebywa w pokoju Jamesa. Co chwilę posyłała markotne spojrzenie w stronę śpiącego Pottera. No tak, prawdziwa Lily Evans pewnie też by tak zareagowała.
                Powróciłam myślami do mojego spotkania z rodzicami. Uśmiechnęłam się na wspomnienie ich twarzy. Skierowałam dłoń na swoje serce, czując jego bicie. Oni byli, są i będą zawsze w moim sercu. Nie było nawet mowy o zapomnieniu ich.
                – Lily… – usłyszałam cichy szept Jamesa.
                Zamarłam w bezruchu, powoli kierując wzrok na Pottera. Jego kruczoczarne włosy były pomierzwione i opadały na poduszkę. Nie miał na nosie okularów, ponieważ leżały one na półce nocnej. Wyglądał, jakby chciał otworzyć oczy, jednak kraina snów nie chciała go do tego dopuścić.
                Remus spał koło mnie, a jego twarz przyklejona była do poduszki. Dziwiłam się, że może jeszcze oddychać. Nagle chłopak gwałtownie drgnął, przekręcając się na plecy. Jego twarz była lekko zaczerwieniona, a między czołem dostrzegłam delikatną zmarszczkę.
                Przez chwilę myślałam, że Petera nie ma w pokoju, jednak po krótkim czasie zobaczyłam go na ziemi, był zawinięty w skrawek kołdry. Jedynie noga, która ledwie utrzymywała się na rogu łóżka, świadczyła o tym, że Pettigrew wcześniej spał na łóżku, a nie obok niego.
                Wstałam z łóżka i cicho przemieściłam się w kierunku drzwi. W pewnym momencie boleśnie nadepnęłam na fałszoskop, przez co omal nie krzyknęłam. Rozmasowując sobie bolącą stopę, wyszłam z pokoju i dopiero wtedy zaczęłam cicho przeklinać pod nosem, a moje policzki były prawie tak czerwone jak dojrzała wiśnia.
***
Dom był zupełnie pusty, co oznaczało, że państwo Potter musieli wyjść już do pracy. W brzuchu mi burczało, dlatego od razu po przebraniu się, zbiegłam po schodach na dół i weszłam do kuchni. Już po chwili zaczęłam przeszukiwać szafki, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia.
W lodówce jednak nie było zbyt wielu składników, dlatego zdecydowałam się na zrobienie naleśników, które mogła zjeść cała nasza piątka. Szybko zrobiłam ciasto (byłam zaskoczona, że czarodzieje posiadają tak zaawansowaną technologię) i zaraz potem postawiłam patelnię na ogniu, aby się rozgrzała. Już po chwili w całej kuchni czuć było zapach smażonych naleśników. Jako dodatek przygotowałam syrop klonowy, który wręcz uwielbiałam.
Zawsze, gdy opowiadałam mamie o Gryfonach z mojego roku, ona zawsze się rozpromieniała. Zawsze mówiła: „Nie daj się mu zbajerować jakiemuś Casanovie. Znajdź sobie kogoś, kto zaopiekuje się tobą i kto będzie z tobą do końca życia. Kogoś takiego, który będzie cię bezgranicznie kochał i nawet jeśli będzie trzeba, poświęci za ciebie życie”.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie jej poważnej twarzy, po czym z powrotem wróciłam do gotowania.
***
Siedziałam sama przy wielkim stole, a przede mną znajdował się cały talerz naleśników, które niedawno przygotowałam. Co chwilę przerzucałam strony najnowszego numeru czasopisma „Czarownica”, który pani Potter zostawiła. Nie chciałam budzić o tak wczesnej porze Huncwotów, dlatego musiałam się nacieszyć samotnością i panującą ciszą, która przerywana była tykaniem zegara.
Po jakimś czasie usłyszałam głośne tupanie, przez co podskoczyłam w miejscu. Automatycznie odwróciłam się w kierunku hałasu. Odetchnęłam z ulgą, widząc Petera. Bez słowa wróciłam do rozwiązywania krzyżówki i zajadania się naleśnikiem.
– Co tu tak pachnie? – zapytał zaspanym głosem Peter.
Spojrzałam na niego kątem oka. Chłopak był dość niski, a małe, wodniste oczy błądziły po wszystkich przedmiotach, które znajdowały się w pomieszczeniu. Jego mysie włosy oklapły na jego okrągłej głowy, a szpiczastym nosem próbował wywąchać zapach, który unosił się nad naleśnikami. Gdy ujrzałam pulchną dłoń zmierzającą do talerza, zwinęłam magazyn w rulonik, po czym pacnęłam delikatnie chłopaka w rękę. Pettigrew przestraszony cofnął się, patrząc na mnie wytrzeszczonymi oczami.
– Najpierw idź umyć ręce i się przebrać – powiedziałam, zwężając oczy w szparki. – Was też się to tyczy – rzuciłam przez ramię do reszty Huncwotów, którzy weszli do jadalni.
Wszyscy obrażeni wrócili na górę i już po pięciu minutach pojawili się na dole, pchając się do stołu. Wytrzeszczyłam oczy widząc, że Gryfoni dosłownie rzucili się na posiłek. Cofnęłam się gwałtownie, przez co moje krzesło zachwiało się niebezpiecznie i mało brakowało, a bym miała bliski kontakt z podłogą.
Spojrzałam się z wyrzutem na Huncwotów, którzy nie zwracali już na mnie uwagi, bo nalewali sobie masę syropu klonowego na złociste naleśniki. Pokręciłam głową i z uśmiechem zaczęłam czytać o najmodniejszych fryzurach następnego sezonu.
– Rouly! Zostań moją żoną! – krzyknął Black, szczerząc zęby w uśmiechu.
Uniosłam wysoko brwi znad magazynu, patrząc z niedowierzaniem na Syriusza. Jego włosy opadały z gracją wokół twarzy, a jego wyniosła postawa całkowicie zniknęła, gdy zaczął z łakomstwem przeżuwać naleśnika. Popukałam się po głowie, ale zaśmiałam się cicho pod nosem.
– Dobra, to przynajmniej wynajmę cię jako kucharkę. Będę dobrze płacił i nie będziesz musiała zdawać SUMów i OWUTEMów, bo będziesz miała już pewną posadę u mnie – dodał z pełnymi ustami.
– Mam lepsze plany na przyszłość niż bycie twoją kucharką – odparłam z rozbawieniem.
– Dlaczego od razu zakładasz, że twoja żona nie będzie potrafiła gotować? – zwrócił się do Syriusza Remus.
Black wzruszył tylko ramionami i wrócił do posiłku. Już nikt nie wracał pamięcią do naszej wymiany zdań. Chwyciłam talerz w dłonie i wrzuciłam go do zlewu z zamiarem umycia, jednak ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, naczynie samo zaczęło się czyścić. Gdyby moi rodzice byli czarodziejami byłoby im o wiele łatwiej. Parę machnięć różdżką i cały dom wyczyszczony.
Słysząc delikatne stukanie w szybkę, oderwałam się od swoich myśli. Spojrzałam w okno, gdzie na parapecie siedziała piękna płomykówka, którą od razu rozpoznałam, ponieważ należała do rodziców Lily. Od razu dostrzegłam list przywiązany do jej nóżki.
Potter, gdy ujrzał sowę, poderwał się z krzesła, omal mnie przy tym zabijając. James podbiegł do okna, po czym otworzył je na oścież. Sowa, widząc wolną drogę, wfrunęła do pomieszczą, po czym zatrzymała się przede mną, dumnie wystawiając nóżkę. Odwiązałam od niej przesyłkę, a ona przyjacielsko dziobnęła mnie w dłoń, po czym z gracją wyleciała z domu.
Widząc zaskoczone, ale też pytające spojrzenie Jamesa, wzruszyłam ramionami. Jego włosy były jak zawsze rozczochrane, a orzechowe oczy bacznie przyglądały się kopercie, która znajdowała się w moich rękach.
– Lily do mnie napisała – powiedziałam w końcu i rozerwałam kopertę.
Kate!
Twoja sowa przyleciała do mnie z odpowiedzią, jednak jest z nią nie za dobrze. Ledwo żyje i myślę, że niedługo umrze, bo naprawdę marnie wygląda. Musiałam ci to napisać, ale teraz napiszę ci coś o wiele przyjemniejszego. Moja babcia i rodzice nie mogą się doczekać, aż cię poznają! Mama biega po całym domu i nie daje nikomu żyć. Szykuje się na twój przyjazd! Nawet zaciągnęła tatę do pracy, to nieprawdopodobnie! Jakbyś widziała minę Petunii, naprawdę jest zła. Jutro masz być u mnie punktualnie o 10:30. Jeśli jest to możliwe to użyj sieci Fiuu (Dumbledore załatwił, aby otworzyli ją na dosłownie parę minut).
Całuję, Lily
Na dnie koperty była jeszcze jedna, o wiele mniejsza karteczka. Widniał na niej adres domu babci Lily.
21 Clifton Hill, Londyn
Od razu schowałam list do kieszeni, uśmiechając się promiennie. Jutro poznam nie tylko rodziców mojej najlepszej przyjaciółki, ale także jej siostrę i babcie. Nie mogłam się tego doczekać, dlatego stałam cała rozpromieniona i równocześnie poddenerwowana.
– Masz jakieś plany na dzisiaj, Kate? – usłyszałam głos Jamesa.
Odwróciłam się w jego stronę i energicznie pokiwałam głową. Wiedziałam, że Huncwoci są teraz bardzo zajęci, dlatego nie chciałam im przeszkadzać. Nie mogłam się także doczekać powrotu do Hogwartu. Wszystko miało wrócić do normy, gdzie jedynym zmartwieniem są egzaminy i mnóstwo prac domowych.
– Tak, nie martwcie się, zajmę się sobą – powiedziałam z delikatnym uśmiechem.
***
Leżałam na łóżku, tępo wpatrując się w sufit. Dręczyła mnie myśl, że muszę odrobić eseje, które nauczyciele zadali nam na przerwę świąteczną. Zachowywali się tak, jakby święta były po to, aby siedzieć przed książkami. Jednak moją głowę zaprzątały inne myśli.
Zawsze chciałam być idealną dla ludzi wokół mnie, a szczególnie dla moich rodziców. Jednak ta perfekcyjność mnie wykańczała, moje życie polegało na wstaniu, jedzeniu, zajęciach, odrabianiem zadań i snem. Zawsze byłam grzeczna, uprzejma i ułożona, jednak chciałam się wyrwać z monotonii swojego życia. Pragnęłam być zabawna i szalona, tak jak Huncwoci.
Westchnęłam i wyciągnęłam spod łóżka kufer, po czym zaczęłam w nim grzebać. W końcu znalazłam to, czego szukałam. Podręczniki, notatki, pergaminy, kałamarze i pióra natychmiastowo wylądowały na pościeli. Byłam zbyt zmęczona, aby trzeźwo myśleć, ale chwyciłam opuszkami palców pióro. Zielarstwo, zaklęcia, eliksiry, OPCM, transmutacja, eliksiry, historia magii, wróżbiarstwo i astronomia. I od czego by tu zacząć?
Westchnęłam i podciągnęłam pod siebie pergamin, pisząc tytuł pracy z transmutacji. Oj tak, zapowiadał się naprawdę długi dzień.
***
Gdy skończyłam pisać eseje, nie miałam ochoty na nic więcej. W sypialni zrobiło się już ciemno, a w całym domu było cicho jak makiem zasiał. Nie chciało mi się spać, jednak pragnęłam się czymś zająć, dlatego włożyłam na siebie strój sportowy i zaczęłam się rozciągać, z zamiarem pobiegania. Już po 15 minutach rozgrzewki chwyciłam w dłoń różdżkę i schowałam ją do kieszeni kurtki.
                Po chwili znalazłam się na dole, gdzie zastałam Huncwotów, którzy siedzieli pochyleni nad sobą. Jednak słysząc moje kroki skierowali swój wzrok na mnie. Poczułam się zakłopotana, gdy cztery pary oczu śledziły każdy mój ruch.
                – Gdzie idziesz? – zapytał James, dokładnie mi się przyglądając.
– Pobiegać. Za niedługo wrócę – odparłam.
Wybiegłam z domu i truchtem ruszyłam ulicami Doliny Godryka. Poczułam zimno na policzkach, jednak nie zatrzymałam się, wręcz przeciwnie, ruszyłam szybciej zaśnieżonymi uliczkami. Mroźny wiatr targał moje ubranie, kierując wirujące płatki śniegu tuż na moje oczy. Pomarańczowa poświata latarń oświetlała niemrawym blaskiem ulice.
Nie znałam Doliny Godryka, dlatego z lekkim wahaniem skręciłam w prawą przecznicę. Zawitałam w miejsce, gdzie znajdował się rząd strzelistych, bogatych domów. Każdy z nich był inny, a przemieszczając się coraz dalej można było zauważyć, że dalsze domy są coraz piękniejsze i większe.
Nagle zatrzymałam się zaskoczona. Pod jednym z domów stało pięć zakapturzonych postaci. Ukryci byli w cieniu, a na ich twarzach znajdowały się maski, jednak tylko ślepy nie zauważyłby, że coś knują.
Z moich ust coraz szybciej zaczęła wydobywać się para, która praktycznie natychmiast niknęła w ciemności. Cała piątka rozglądnęła się na boki i, najwidoczniej mnie nie dostrzegając, weszli na teren posesji. Jedna część mnie wołała „zawracaj”, jednak druga, ta bardziej ciekawska, kazała mi iść dalej.
Zaczęłam się skradać, chowając się za płotem. Sięgnęłam dłonią do kieszeni kurtki i dopiero gdy poczułam dotyk zimnego drewna, odetchnęłam głęboko. W końcu doszłam do furtki i niewiele myśląc, weszłam do środka. Wyciągnęłam różdżkę przed siebie, starając się robić jak najmniej hałasu.
Niespodziewanie przede mną wyrósł wysoki mężczyzna, trzy razy ode mnie większy. Za maską ujrzałam szydercze spojrzenie ciemnych oczów, przez co przewróciło mi się w żołądku, jednak nie straciłam zimnej krwi. Mimo że ręka okropnie mi drżała, a serce mocno tłukło mnie w pierś, nie spuściłam spojrzenia z mężczyzny.
Zdałam sobie sprawę kim on jest. Poplecznik Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać, śmierciożerca, który wybrał złą ścieżkę. Był tu po to, aby kogoś zabić i pozostawić nad domem niewinnych ludzi Mroczny Znak.
– Co chcesz zrobić, dziecino? Wybić mi oko tą różdżką? Przecież dobrze wiesz, że poza szkołą nie wolno używać czarów. Takie jest prawo – powiedział gardłowo, śmiejąc się obleśnie.
Przygryzłam wargę, patrząc się na mężczyznę z mieszaniną gniewu i strachu. Miał rację, on znał wiele zaklęć, które mogły mnie poważnie uszkodzić, a nawet zabić. Wiedziałam też, że poza Hogwartem nie mogłam czarować, jednak zasady są po to, żeby je łamać.
– Jedynym prawem jakie daje życie jest śmierć – odparłam. – Reszta to łamanie zasad.
Słysząc to mężczyzna roześmiał się, co zwróciło uwagę jego towarzyszy, którzy byli już bardzo blisko drzwi. Jednak nie dane było mi zrobić nic więcej, jak spojrzeć się w tamtym kierunku, ponieważ śmierciożerca wykręcił mi rękę w bolesny sposób, przez co różdżka wypadła mi z dłoni i upadła na śnieg. Krzyknęłam z bólu i w geście obronnym kopnęłam go w krocze. Poczułam, jak uścisk się rozluźnia, dzięki czemu wytrąciłam mężczyźnie różdżkę z ręki, przez co oboje byliśmy bezbronni. Jednak nie na długo, błyskawicznie podniosłam swoją i jego różdżkę, po czym skierowałam moją na twarz mężczyzny.
Jego towarzysze zatrzymali się gwałtownie, jednak nie ruszyli mu na pomoc, bacznie obserwując tą scenę.  
– Widzę, że nikt nie nauczył cię, jak bronić się przed dziecinami, które podobno nie potrafią się same obronić – powiedziałam szyderczo.
Wzdrygnęłam się, gdy usłyszałam ciężkie kroki od strony drzwi. Czwórka śmierciożerców zmierzała w moim kierunku, najwidoczniej zaintrygowani, dlaczego ich przyjaciel stoi bezbronny przed o trzy razy mniejszą od siebie dziewczyną. Wzdrygnęłam się i zrobiłam parę kroków do tyłu. Cała moja pewność siebie wyparowała, w końcu teraz miałam się zmierzyć z pięcioma osobami, które lepiej znały się na zaklęciach niż ja.
Dostrzegłam błysk zimnych stalowych oczów, więc natychmiast spojrzałam się na mężczyznę. Byłam pewna, że skądś znam ten wzrok, jednak w tamtym momencie nie mogłam sobie przypomnieć skąd je dokładnie kojarzę.
Moja dłoń zaczęła jeszcze bardziej drżeć, gdy dostrzegłam pozostałe trzy postacie. Jedna z nich na pewno była kobietą, a w jej czarnych oczach z ciężkimi powiekami można było dostrzec rządzę mordu. Ją też znałam.
Ciągle cofałam się do tyłu, a mój oddech stał się niespokojny i płytki. Od bramki dzieliło mnie 60 stóp, nie mogłam uciec, byłam za daleko, abym mogła spokojnie dobiec do celu bez żadnej skazy. Śmierciożercy widząc moje spojrzenie zaśmiali się drwiąco, coraz bardziej zbliżając się w moim kierunku.
– Drętwota!
Pierwsze zaklęcie świsnęło mi obok ucha, mijając moją twarz zaledwie o cal. Padłam na ziemię, od razu tego żałując. Poderwałam się z ziemi, słysząc lodowaty śmiech za mną.
– Crucio!
Słysząc jedno z zaklęć niewybaczalnych odskoczyłam w bok. Nie chciałam ponownie poznać skutków działania zaklęcia cruciatusa. Nagle w mojej głowie pojawił się cytat „Kiedy wykonujesz ruch, pędź jak błyskawica”, co wcale mi nie pomogło. Serce podskoczyło mi gwałtownie do gardła, gdy usłyszałam gardłowy okrzyk:
– Zabij ją natychmiast! Ona wie za dużo! Nie jest nam potrzebna! Przeszkadza nam tylko w wykonaniu zadania dla Czarnego Pana!
– Avada Kedavra!
                Lodowaty głos przeciął ciemność, a zielony strumień światła oświetlił okolicę. Zaklęcie poszybowało w moim kierunku, jednak nie zdążyło mnie dotknąć, ponieważ potknęłam się o konar wystający z ziemi, ratując mi tym samym życie. Z moich oczu zaczęły płynąć łzy, łapczywie chwytałam powietrze w płuca.
                Wściekła wstałam z miejsca, po czym spojrzałam się na piątkę śmierciożerców, którzy wyglądali na zaskoczonych moją odważną postawą. Jednak po chwili się zrehabilitowali i zaczęli się donośnie śmiać. Rechotali, jakby to ich rozbawiło.
                Nie miałam zamiaru zginąć w tamtym miejscu. Nie chciałam poczuć na sobie zaklęcia Cruciatusa, a tym bardziej nie chciałam zginąć, patrząc na zielony promień. Pragnęłam zdjąć im te szydercze uśmiechy z ust.
                 – Expelliarmus!

10 komentarzy:

  1. Hej na początku chciałam podziękować za dedykację. Jest mi bardzo miło, że taka cudowna notka jest dla mnie.
    Ciekawa jestem kiedy Kate wybierze się do swojego rodzinnego domu i co w nim znajdzie, bo coś znajdzie prawda? Sama wierzę w sny (ostatni jaki mi się przyśnił był proroczy, wysiniła mi się część kolokwium i dzięki temu dobrze mi poszło).
    Pisałaś o tym, że Kate narzuciła sobie bycie porządną. Skojarzyło mi się to z osobowościami psychologicznymi ID EGO SUPEREGO gdzie id to są nasze rządze ego to jest to co nas powstrzymuje a super ego to to kim chcielibyśmy być. Mam nadzieję, że Kate będzie nadal grzeczną dziewczynką, ale oczywiście bez przesady. Czasem trzeba się zabawić.
    W ogóle jak się obudziła koło Syriusza byłam lekko rozczarowana. Wolałabym, żeby ona tuliła się do Remusa.
    I na koniec ta akcja ze śmierciożercami... wierzę, że Roule sobie poradzi i nic jej nie zrobią... chyba, że planujesz jakiś zwrot akcji porwanie Kate czy coś. Mogliby się zjawić Huncwoci oni by jej pomogli, a nie knują coś u Potterów.

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
    Em
    PS. U mnie nowa notka (ruda-i-huncwoci.blog.pl)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kini? Czyżby dedykacja dla mnie? :D Jeśli tak to bardzo dziękuję! ;* A teraz co do rozdziału. Początek uroczy! <3 Zaskoczyłaś mnie tym że to na Jemesie leżała Kate! Ale to było kochane! <3 A potem Syriusz zachwycony umiejętnościami kucharskimi! :D A zakończenie... aż dreszcz przebiega po plecach... ale to dobrze! W końcu coś się musi dziać. ;) Jestem ciekawa co teraz zrobią te głupie śmierciojadki jak kate pokazała co potrafi! :D

    Pozdrawiam baardzo cieplutko i życzę duuużo weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej jestem nowa na twoim blogu, że tak powiem bo dopiero teraz przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę przyznać że świetnie piszesz rozdziały dobrze się czyta, są treściwe i pełne akcji nie mogę się doczekać nowości.
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej po raz setny xD Nominowałam cię do Liebster blog Award! Szczegóły pod adresem:
      http://w-milosci-kazdy-krok-ma-znaczenie.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award.html
      Kisses :*

      Usuń
  4. Hej,
    Zapraszam do mnie na małe ogłoszenie.
    Pozdrawiam i życzę duuużo weny
    Em

    OdpowiedzUsuń
  5. Witamy!
    Akcja ze Śmierciożercami kompletnie nas zaskoczyła. Mamy nadzieję, że wszystko dobrze się skończy. Zapraszamy do nas, niedawno wystartowałyśmy z huncwockim opowiadaniem. Informujemy, ze nominujemy Cię do LBA, szczegóły i pytania znajdziesz tutaj http://mlodosc-huncwotow.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :)

    Chciałam cię poinformować że zostałaś nominowana do Liebster Blog Award . Więcej szczegółów na moim blogu ---------> http://historiarudejpannyevans.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze że rodzice wierzą w Kate, że da sobie radę. I ciekawe co jej zostawili w domu w tej książce.
    Ze śmierciożercami Kate dobrze sobie poradziła. Z jednej strony dobrze że użyła tego zaklęcia, bo śmierciożerca nic jej nie zrobi. A z drugiej zastanawiam się czy nie będzie miała przez to kłopotów w ministerstwie. Ale chyba z powodu jednego expelliarmusa jej nie wywalą, Harry'emu dali dwie szanse to może też jej dadzą.
    I czekam na tego Sylwestra u Lily, bo jestem ciekawa jak go dziewczyny spędzą :).

    Czekam na kolejny rozdział, bo jestem ciekawa co dalej.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. Długo mnie tu nie było. Mam nadzieję, że szybko dodasz rozdział, bo nie mogę się już doczekać, co będzie dalej. Od dawna nie czułam tylu emocji czytając notkę. Podoba mi się atmosfera jaką tworzysz. Akcja idzie naprzód. Wątek ze śmierciożercami był najlepszy. Kate umie sobie poradzić. Hm, chcę więcej Remusa ! Podobają mi się relacje między nimi .
    Czekam na rozdział a w wolnym czasie zapraszam do siebie:)
    N.


    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Długo mnie tu nie było. Mam nadzieję, że szybko dodasz rozdział, bo nie mogę się już doczekać, co będzie dalej. Od dawna nie czułam tylu emocji czytając notkę. Podoba mi się atmosfera jaką tworzysz. Akcja idzie naprzód. Wątek ze śmierciożercami był najlepszy. Kate umie sobie poradzić. Hm, chcę więcej Remusa ! Podobają mi się relacje między nimi .
    Czekam na rozdział a w wolnym czasie zapraszam do siebie:)
    N.


    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

.
.
.
.
.
.
template by oreuis