27 sierpnia 2014

7. Śnieg

 No i jest rozdział 7! Dedykuję go Vice. A. , Neli B. , Anonimkowi Blackowi i Puchonce 123. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) Dziękuję, że jesteście ;*
_______________________________________________________________
                – Śnieg! – krzyknęła Lily.
                Dziewczyna siedziała na parapecie, a jej twarz przyciśnięta była do szyby. Pod wpływem jej oddechu na szkle pojawiała się delikatna mgiełka. Jej szmaragdowe oczy bacznie obserwowały płatki śniegu, które wywijając się na wszystkie strony, spadały z nieba. Przez ostatnie dni zapowiadało się na inną pogodę, dlatego w końcu większość z hogwatczyków odetchnęła z ulgą, gdy z nieba, zamiast deszczu, spadł śnieg.
                Przez dobre pięć minut siedziałam wpatrując się tępo w okno. Mój esej na wróżbiarstwo wił się na łóżku, a ja z dezaprobatą pokręciłam głową. Nienawidziłam wróżbiarstwa, nasz nauczyciel Hughes był świrniętym staruszkiem. Poza tym jego klasa znajdowała się na siódmym piętrze w północnej wieży. Mimo że mogło się wydawać, że to przytulne miejsce, ja miałam całkowicie inne zdanie. Okna zawsze były przysłonięte przez gruby materiał, kurz piętrzył się na półkach i stolikach, a jedynym źródłem światła były czerwone lampy, które zawsze potwornie raziły mnie w oczy. Jedynym plusem były przytulne pufy i fotele.
                – Kate! – usłyszałam, po czym sprężyny mojego łóżka wydały z siebie ciche skrzypienie.
                Kałamarz leżący na materacu przewrócił się, pozostawiając na moim wypracowaniu i pierzynie granatową plamę. Poza tym praca całkowicie się pomięła, co oznaczało, że musiałam zacząć od początku. Przeniosłam wzrok na rudowłosą, a w moich oczach błyszczały niebezpieczne ogniki. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
                – Chodźmy na zewnątrz! – krzyknęła Lily.
                – Jestem zajęta – burknęłam cicho.
                Chwyciłam w dłoń pergamin, marszcząc brwi. Połowa wyrazów była już nieczytelna. Westchnęłam, po czym zwinęłam pracę w kulkę i rzuciłam przed siebie. Esej wylądował w kominku stojącym na środku pomieszczenia, przez co od razu zajął się ogniem. Przez chwilę obserwowałam, jak całe 2 stopy mojego wypracowania znikają w płomieniach.
                – Nie powiesz mi, że dalej chcesz to pisać – powiedziała z cwaniackim uśmiechem Evans – Hughesa nie zbawi jedno wypracowanie mniej.
                Zima była ulubioną porą roku mojej najlepszej przyjaciółki. Hogwart w tej porze roku wyglądał przepięknie, jednak wiele osób nie zwracało na to uwagi. Zaliczałam się do tych osób, które zachwycały się tym krajobrazem, jednak nie przepadałam za zimą. Zawsze było potwornie zimno, szczególnie w lochach, gdzie dość często mieliśmy zajęcia.
                Lily popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, dlatego wydukałam ciche „no dobra”, co spotkało się z podnieconym okrzykiem rudowłosej. Evans zerwała się z łóżka i rzuciła mi płaszcz, nie zważając na to, że dalej miałam na sobie szkolny mundurek. Przewróciłam oczami i szybko zmieniłam swoje ubranie na spodnie i ciepły sweter. Zaraz potem narzuciłam na siebie płaszcz, a na głowę wcisnęłam czapkę.
                Słuchając paplaniny mojej przyjaciółki, wyszłam z dormitorium. Kątem oka przyglądałam się dziewczynie. Lily była od mnie wyższa o jakieś 2 cale. Malinowe usta rozciągały się w szerokim uśmiechu, a piegi na jej twarzy praktycznie zanikły. Do tego trzeba dołożyć zielone oczy w kształcie migdałów i voila!
                Wiedziałam, że swoją serdeczną osobowość pokazywała tylko nielicznym. Zawsze dominowała u niej piekielna duma oraz ostry temperament. To właśnie dlatego się przyjaźniłyśmy. Na każdym kroku starałyśmy się wspierać, a Evans często przychodziła do mnie ze swoimi problemami, który głównie stanowił u niej Potter. Mimo że przyjaźniłam się z Jamesem, to starałam się z całej siły pomóc mojej najlepszej przyjaciółce.
                W końcu dotarłyśmy do Sali Wejściowej. Pchnęłam wielkie drzwi, a one ustąpiły z głośnym skrzypieniem. Zimne powietrze otuliło moje ciało, a Lily przerwała swoją paplaninę. Gdy wrota rozsunęły się na tyle, aby można było wyjść na zewnątrz, Evans pisnęła cicho, po czym wybiegła na zewnątrz. Dziewczyna rozłożyła ręce na bok, jakby chciała gdzieś za chwilę odlecieć. Jednak Lily czegoś nie przewidziała, ziemia była oblodzona, przez co rudowłosa wywinęła orła.
                Przerażona zatrzasnęłam wrota, po czym pobiegłam w stronę dziewczyny, jednak spotkał mnie taki sam los. Gdy moje ciało zetknęło się z podłożem, zaparło to mi dech w piersi. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, dlatego szybko pozbierałam się z ziemi i pomogłam wstać rudowłosej. Dziewczyna wystawiła twarz do góry i otworzyła usta, wyciągając w zabawny sposób język. Płatki pod wpływem ciepła rozpuszczały się, zamieniając się w krople wody.
                I nagle ogarnął mnie smutek. Idąc obok rudowłosej, spuściłam głowę, wpatrując się w czubki moich butów. Kiedyś miałam brata bliźniaka, jednak pamiętam ten okres jak przez mgłę. Kiedyś on po prostu zniknął, a rodzice nie chcieli poruszać tego tematu. Szczerze? Nie dziwiłam się, jednak chciałam wiedzieć, co się z nim stało. Nie wiedziałam czy żyje, a jeśli tak, to czy on też był czarodziejem, tak jak ja?
                Potrząsnęłam głową, gdy przed moimi oczami pojawiła się postać mojego wujka, jeśli tak można go nazwać. Określiłabym go raczej jako potwora, koszmarnego człowieka. Zacisnęłam mocno powieki, gdy jego postać pojawiła się przed moimi oczami. Kasztanowe włosy z pojedynczymi srebrnymi pasmami. Brązowe oczy przepełnione szaleństwem…
                Pokręciłam głową, a wizja zniknęła. Westchnęłam cicho, a Lily skierowała na mnie pytające spojrzenie. Wzruszyłam ramionami, po czym schyliłam się, sięgając po śnieg. Po chwili podniosłam się i wtarłam puch w twarz przyjaciółki. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona, ale ona nie była mi dłużna. Nie minęło dużo czasu, a na błoniach rozegrała się prawdziwa bitwa na śnieżki. Wiele osób dołączyło do nas, a ja dostrzegłam, że parę z nich znam.
                Mark Mitchell, Krukon z naszego roku, podszedł do rudowłosej i jak gdyby nic zaczął z nią rozmawiać. Jego bujne czarne włosy przykrywała czapka, a fiołkowe oczy z uwielbieniem obserwowały każdy ruch Lily. Uśmiechał się uroczo do mojej przyjaciółki. Od razu w mojej głowie pojawiła się myśl, że to właśnie on był obrońcą drużyny Ravenclawu.
                Poczułam, jak ktoś łapie mnie od tyłu. Krzyknęłam zaskoczona i wylądowałam na śniegu, ciągnąc za siebie tą osobę. Chłopak wylądował na mnie, przez co moja twarz zapłonęła czerwienią. Od razu go poznałam. Luke Clifford, Krukon z mojego roku. Blond włosy sterczały mu na wszystkie strony. Błękit jego oczu mnie poraził, przez co na chwilę zamarłam.
                – Wybacz, nie chciałem cię przestraszyć – usłyszałam, gdy chłopak stanął na równe nogi.
                Podał mi rękę, którą natychmiast ujęłam. Gdy się wyprostowałam, posłałam mu podejrzliwe spojrzenie. Chciałam coś powiedzieć, jednak właśnie wtedy śnieżka trafiła mnie w tył głowy, a moja czapka wylądowała w śniegu.
                Odwróciłam się do tyłu i wtedy ujrzałam szczerzących się od ucha do ucha Huncwotów. Powstrzymałam się przed przewróceniem oczami, po czym posłałam im mordercze spojrzenie. Jednak oni roześmiali się i ruszyli w moim kierunku.
                – Ładnie to tak bez nas urządzać bitwę na śnieżki? – zapytał mnie Black, mierzwiąc mi włosy.
                Prychnęłam cicho i trąciłam jego rękę. Chłopak zaśmiał się, po czym podniósł moją czapkę i z powrotem wcisnął mi ją na głowę. Wtedy przewróciłam oczami i wydęłam zabawnie policzki. Jednak nasza bitwa po chwili rozpoczęła się na nowo. Wszyscy rzucali się śniegiem na oślep, przez co po całych błoniach roznosiły się krzyki i piski hogwartczyków.
                W końcu zostałam tylko ja, Lily i Huncwoci. Niedługo w Wielkiej Sali miał być obiad, przez co większość osób stwierdziła, że pójdą się przebrać. Zmęczeni usiedliśmy na zaspie, dysząc ciężko. Przymknęłam powieki i opadłam na śnieg.
                – To co Evans, umówisz się ze mną? – usłyszałam głos Pottera.
                Zaczęłam się śmiać, przez co Lily uderzyła mnie delikatnie w brzuch. To wystarczyło, by pode mną pojawiła się dziura. Próbowałam się czegoś złapać, przez co przez przypadek chwyciłam kurtkę Remusa, którego nieświadomie pociągnęłam za sobą.
                Wylądowaliśmy na dnie zaspy, a mi zaparło dech w piersi. Nie mieliśmy ani cala przestrzeni. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego ciepłe miodowe tęczówki, ginąc w ich cudownym kolorze. Zamrugałam parę razy, gdy Remus powoli zaczął podnosić się z ziemi.
                Remus pomógł mi wstać. Natychmiast speszona odwróciłam wzrok, wiedziałam, że Lupin zrobił to samo. Po chwili usłyszeliśmy cichą propozycję Petera, aby wrócić do zamku na obiad. Wszyscy przytaknęliśmy, ruszając w kierunku budynku. Lily praktycznie przez całą drogę kłóciła się z Jamesem, który był wniebowzięty z takiego obrotu spraw.
                Nagle James wziął moją przyjaciółkę na ręce i wrzucił w zaspę, śmiejąc się do łez. Chłopak rzucił do pozostałych Huncwotów ciche „spadamy”, po czym cała czwórka biegiem ruszyła w stronę zamku. Lily za to zrobiła się cała czerwona na twarzy.
                – Pieprzony gnom ogrodowy – burknęła Evans.
                Uśmiechnęłam się z pobłażaniem w jej kierunku, a ona na to wzruszyła ramionami. Jednak znałam ją na tyle, że byłam pewna, że powstrzymuje tylko uśmiech cisnący się na jej usta.
***
                Trwało codzienne śniadanie w Hogwarcie, dlatego praktycznie cała sala zapełniona była uczniami. Każdy miał na sobie szkolną szatę z godłem domu, do którego należał. Wraz z pozostałymi Gryfonkami siedziałam w połowie stołu, w spokoju spożywając posiłek. O 9 miały zacząć się pierwsze zajęcia, a ja nie chciałam się spóźnić.
                Kątem oka dostrzegłam, że do Wielkiej Sali wchodzą Huncwoci. Od razu na czele dostrzegłam Jamesa. Kruczoczarne włosy sterczały na wszystkie strony, a okulary na jego nosie delikatnie się przekrzywiły. Jego szata była niedbale dopięta, a krawat luźno zwisał z jego szyi.
                Zaraz obok szedł Black. Czarne włosy z gracją opadały mu na czoło. Jego nonszalancką postawę wszyscy widzieli i czuli. Jego mundurek wyglądał podobnie do Jamesa, jednak to Syriusz miał rozpięte 2 górne guziki swojej koszuli.
                Remus przyciszonym głosem rozmawiał z Peterem. Jego miodowe oczy bacznie przyglądały się Pettigrewowi. Starannie ułożone brązowe włosy i nienaganny ubiór tak bardzo kontrastowały z pozostałymi Huncwotami.
                Niski i pulchny Peter co chwilę kiwał głową. Pierwszy raz zwróciłam uwagę na kolor jego oczu. Miały wodnisty odcień, a ja zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tego wcześniej nie zauważyłam. Jego krótkie blond włosy niedbale były zaczesane do tyłu.
                Pokręciłam głową, gdy uświadomiłam sobie, że patrzę się na Huncwotów od dłuższej chwili. Wróciłam do jedzenia płatków, kiedy rozległ się głośny szum. Do Wielkiej Sali zaczęły wlatywać sowy. Krążyły one nad stołami, co chwilę zatrzymując się przy odbiorcy.
                – Jadę do babci na święta – powiedziała Lily, uśmiechając się delikatnie.
                Z opowieści mojej przyjaciółki, jej babcia była cudowną kobietą mieszkającą w Londynie. Jako jedyna z rodziny wiedziała, że Lily jest czarodziejką. Poza tym robiła najlepsze na świecie ciasta i babeczki. Przynajmniej tyle opowiedziała mi Lily.
                Nagle wylądowała przede mną czarna sowa z dużymi niebieskimi oczami. Zdziwiona spojrzałam się na ptaka, ale bez słowa wyciągnęłam z jej dzióbka list. Dałam jej kawałek tostu, a ona pochłonęła go z prędkością światła. Równie szybko zerwała się ona do ponownego lotu, mocno machając skrzydłami.
                Jednym szybkim ruchem rozerwałam kopertę i chwyciłam między dwa palce list.

               Droga Panno Rouly!

Piszemy do Pani z informacją, że wraz ze śmiercią Pani rodziców, została pani osierocona. Zostanie Pani pod opieką „Domu Dziecka dla młodych czarodziei”. Mieszka tam dość dużo dzieci bez krewnych, dlatego mamy nadzieję, że odnajdzie się Pani w tej spokojnej okolicy. Prosimy o zjawienie się na Święta Bożego Narodzenia w ośrodku. Bardzo pragniemy Panią poznać. Nasz wysłannik zabierze Panią z peronu 9 i ¾.

Pozdrawiamy i z niecierpliwością Cię oczekujemy.

Dom Dziecka

Nie wiedziałam co powiedzieć. Bez słowa wpatrywałam się w zdania napisane w liście. Za tydzień uczniowie mieli wyjeżdżać na święta do swoich bliskich, za to ja miałam spędzać święta z nieznanymi mi osobami w obcym mi miejscu.
– Co jest, Kate? – zapytała Lily.
Oddałam w jej ręce list, a ona natychmiast zaczęła go czytać. Jej zielone oczy prawie wyszły z orbit. Otwierała i zamykała usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła.
– Coś tu jest podejrzanego – burknęła w końcu.
Z ust mi to wyjęła.
***
                Pierwszymi zajęciami tego dnia miała być Historia Magii. Leniwym krokiem szłam przed siebie, a obok mnie rudowłosa. Już od jakiegoś czasu milczałyśmy jak zaklęte. Rudowłosa wyglądała, jakby nad czymś intensywnie myślała.
                Nagle przed nami pojawił się Snape. Jego haczykowaty nos rozpoznałabym wszędzie. Czarne oczy rzuciły mi zniesmaczone spojrzenie, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Oboje się nie lubiliśmy i to chyba każdy widział. Jednak starałam się go tolerować dla Lily.
                – Lily, możemy porozmawiać? – zwrócił się do mojej przyjaciółki, na co ona delikatnie kiwnęła głową.
                Bez słowa ruszyłam przed siebie. Nie chciałam go widzieć na oczy, a co dopiero słuchać jego słów. Kątem oka zauważyłam, że Potter, który szedł parę stóp za nami, nagle się zatrzymał. Chwyciłam go pod ramię widząc, że chłopak wyciągnął różdżkę.
                – Kate, co ty wyprawiasz? – warknął w moim kierunku, a ja posłałam mu zirytowane spojrzenie.
                – Uspokój się, James. Dobrze wiesz, że ja też nie trawię Snape’a – zaczęłam, jednak Potter nie dał mi dokończyć.
                – Dlatego powinnaś mi pozwolić się z nim zabawić, Rouly – powiedział, próbując mi się wyrwać.
                – Potter! Ona naprawę na prawo rozmawiać z kim chce. A Snape jest przyjacielem Lily. Ja też tego nie trawię, ale powinniśmy nie mieszać się do jej życia. Oboje powinniśmy się uspokoić, bo nic dobrego z tego nie wyniknie – mówiłam szybko.
                James zatrzymał się gwałtownie, wzdychając ciężko. Odwrócił się do tyłu, spoglądając na Lily i Severusa. Jego orzechowe oczy utkwione były w Evans’ównie. Puściłam jego rękę, patrząc, jak na to zareaguje. A on po prostu stał w miejscu, zapewne tocząc wewnętrzną walkę.
                – Jak myślisz, Kate – zaczął – czy ona mnie kiedyś przynajmniej będzie tolerować?
                – Myślę, że tak – powiedziałam, uśmiechając się delikatnie w jego kierunku – musisz dać jej po prostu trochę czasu. Poza tym jeśli ja zaczęłam cię tolerować, to ona kiedyś też to zrobi, prawda?
                Potter zaśmiał się pod nosem, przenosząc spojrzenie orzechowych oczu na mnie. Na pewno James był przystojny. Gdy byłam młodsza dałabym się pokroić za to, żeby to właśnie Potter na mnie spojrzał tymi ciemnymi oczami, ale na szczęście mi przeszło.
                – Tolerujesz mnie dlatego, że jesteś moją przyjaciółką – odparł James, unosząc zabawnie brwi do góry.
                – To też – zaśmiałam się cicho – chodź już, bo się spóźnimy na Historię Magii.
                Ruszyliśmy przed siebie, a nasze kroki cicho odbijały się od ścian. Kątem oka przyglądałam się Potterowi. Po chwili na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.
                – Wiem, że jestem zabójczo przystojny, Kate, ale nie musisz mnie aż tak pożerać wzrokiem – zażartował.
                – Nie pochlebiaj sobie – prychnęłam cicho, na co James się zaśmiał.
                – Wiesz co? Ja naprawdę lubię Lily – powiedział – te zielone oczy i malinowe usta…
                – Wiem James, wiem – odparłam, uśmiechając się.
                Odpowiedź Pottera zagłuszył dzwon obwieszczający początek lekcji. Ruszyłam szybszym krokiem, ponieważ sala od Historii Magii znajdowała się już niedaleko. Oboje skręciliśmy w następny korytarz, gdzie znajdowała się klasa, do której zmierzaliśmy. Jednak na korytarzu nikogo nie było.
                – Nigdy więcej nie będę szła z tobą na zajęcia – powiedziałam do Jamesa, na co on się tylko zaśmiał.
                Spóźnieni weszliśmy do klasy. Profesor Binns ukarał nas minusowymi punktami za spóźnienie, na co Potter zaczął się kłócić z duchem. Westchnęłam ciężko i posłałam mu spojrzenie „zamknij się”, dzięki czemu chłopak natychmiast umilkł. Zajęłam wolne miejsce obok Krukona, Luke’a, którego poznałam „bliżej” przez naszą bitwę na śnieżki.
                Nauczyciel uczący Historii Magii, profesor Binns był duchem. Podobno kiedyś umarł, zasypiając w Pokoju Nauczycielskim przed kominkiem, a na następny dzień jak gdyby nigdy nic prowadził zajęcia. Miałam wrażenie, że profesor nawet nie zdawał sobie sprawy, że nie należał już do świata żywych.
                Profesor Binns monotonnym głosem zaczął czytać swoje notatki, na co połowa padła na ławki i zasnęła. Przynajmniej tak mi się wydawało. Bez słowa starałam się prowadzić notatki, gdy do klasy wbiegła zadyszana Lily. Wyszeptała ciche „przepraszam za spóźnienie”, po czym usiadła obok Marka. Nauczyciel chyba nie zauważył jej nagłego przybycia, ponieważ dalej nie przerywał swojego wykładu.
                Z cichym westchnięciem odłożyłam pióro na ławkę, mówiąc sobie w myślach, że przepiszę notatki od Remusa. Wyciągnęłam z torby mój gruby mugolski szkicownik. Był udoskonalony paroma zaklęciami, dzięki czemu kartki nigdy się nie kończyły. Mimo to zeszyt był zapełniony dopiero albo aż do połowy, zważywszy na fakt, że był on naprawdę spory.
                Wyjrzałam przez okno i zaczęłam się przyglądać krukowi, który siedział na pobliskim drzewie i przyglądał się okolicy małymi paciorkowatymi oczami. Mimo panującego zimna, kruk zdawał się w ogóle nie czuć minusowej temperatury. Szybko chwyciłam w dłonie ołówek i bez słowa zaczęłam go szkicować.
                Luke siedzący ze mną, śledził każdy mój ruch. Zmrużył oczy i przyglądał się moim palcom, jakby chciał wyczytać, jaki następny ruch zrobię. Zirytowana napisałam na boku kartki wielkimi literami „nie gap się, Clifford”. Chłopak zaśmiał się głośno, przez co zwrócił na siebie uwagę połowy klasy, w tym Binnsa.
                – Panie Clifford – powiedział swoim monotonnym głosem profesor – może mi pan wytłumaczyć, co pana tak bardzo bawi w temacie o buncie goblinów w XVIII wieku?
                – Ależ nie, panie profesorze – powiedział chłopak, uśmiechając się do ducha.
                Właśnie skończyłam cieniować swoje dzieło. Niechcący przejechałam ręką po kartce, przez co na mojej białej koszuli znalazły się ciemne plamy ołówka. Zmarszczyłam nos, drugą ręką wycierając grafit.
                – A może pani Rouly ma nam coś do zakomunikowania? – zwrócił się do mnie profesor, a ja posłałam Lukowi mordercze spojrzenie.
Zaczęłam się mocno zastanawiać nad odpowiedzią. Wiedziałam, że nic nie zrobiłam, a profesor Binns lubił karać uczniów minusowymi punktami. Nie chciałam, żeby przez głupotę Krukona Gryffindor stracił punkty!
– Panie profesorze, myślę, że Luke’a nic nie bawiło. Po prostu chciał tym zaznaczyć, że pańskie lekcje są zawsze bardzo ciekawe i emocjonujące. I gdy pan wspomniał o tych goblinach to on po prostu nie mógł się powstrzymać. Po prostu śmieszyło go zachowanie goblinów. A nie pan. Na pewno nie! Myślę, że z niecierpliwością wszyscy oczekujemy kontynuowania tej historii, profesorze – powiedziałam szybko.
– To prawda. Jestem naprawdę zaintrygowany tą historią o… goblinach – dodał Luke, uśmiechając się głupkowato.
Profesor Binns za to uśmiechnął się triumfalnie i uraczył nas 5 punktami dla Gryffindoru i Ravenclawu. Spojrzałam się dziwnie na ducha, jednak nie skomentowałam tego. Może on po prostu uwielbiał pochwały…
– Pierwszy i ostatni raz ratuję ci skórę, Clifford – powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się sama do siebie i do końca zajęć siedziałam cicho jak mysz pod miotłą.

9 komentarzy:

  1. Ach ! Moja droga, jakże się uradowałam widząc dedykację w tym również dla mnie ! Jest mi bardzo miło, że o mnie pamiętasz i może nawet cenisz sobie moje uwagi <33
    Ten rozdział całkowicie mnie pochłonął...Wyrwał mnie z nudnej, szarej rzeczywistości i przeniósł do magicznego świata ; Hogwartu. Wiesz, że ja też teraz w swoim opowiadaniu piszę o zimie ? W tej notce czułam cały ten urok i magię tej niezwykłej pory roku ! Jesteś coraz lepsza, zauważyłam większą ilość opisów...Na przykład opisałaś ten ciepły klimat w Pokoju Wspólnym Gryfonów. U Ciebie zawsze jest komicznie i uśmiałam się bardzo. Ale co się dziwić ? Gdy do akcji wchodzą Huncwoci nie da się wprost powstrzymać przed szerokim uśmiechem !
    Podobał mi się ten entuzjazm naszej kochanej Lily, tak samo jak ona kocham śnieg <3
    Nasza Kate taka pracowita pisała esej, ale co za szczęście, że wyszła na te błonia ! Bitwa na śnieżki...Cudowna. Mogę się ciągle nią zachwycać ! <33
    Szczególnie interesują mnie ci nowi Krukoni, coś czuję, że będzie mała rywalizacja...Ale moment gdy Kate i Remus na sobie leżeli..Och i ach ! Oni muszą być razem <3 Jestem szczerze ciekawa, jak poprowadzisz tą dwójkę ! Cóż, sprawa z Rose się jeszcze nie rozwiązała...Może to jakiś urok lub czar ? Ależ mnie zaskoczyłaś z tym bratem bliźniakiem ! Coś czuję, że będzie akcja z nim..Pocieszająca była wiadomość o domu dziecka, interesuje mnie jak to się wszystko potoczy. Wyznanie Pottera...<3 Brak słów <3 Był też Severus, w sumie to chyba jedno zdanie było o nim, ale dla mnie to zawsze coś. Cieszę się, że Ruda utrzymuje z nim kontakt :3
    Twój styl staje się stopniowo bogatszy, już nie mogę się doczekać, czym zaskoczysz nas w kolejnej notce !

    Życzę Ci dużo inspiracji..i wytrwałości ( szkoła się zbliża :(( ) xD

    Nela

    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Serdecznie dziękuję za dedyk :*
    Tym rozdziałem momentalnie wywołałaś uśmiech na mojej twarzy.
    Wszystko cudownie opisałaś. Z każdym kolejnym rozdziałem idzie Ci coraz lepiej :)
    Czekam na nn i życzę weny.
    Pozdrawiam, Vik. A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział. Genialnie piszesz i ta długość rozdziału tylko pozazdrościć. Jeszcze trochę a własne książki zaczniesz pisać :D http://akademia--zywiolow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. na samym początku chciałabym bardzo podziękować za dedyk. cieszę się, że o mnie pamiętasz ;*
    więc przechodząc do rzeczy: rozdział oczywiście wywołał na mojej twarzy uśmiech, jakby inaczej! również kocham zimę, kocham huncwotów, więc podwójnie kocham zimę z huncwotami! uwielbiam to przezwisko - blondasek, jest takie cudowne! zaskoczyłaś mnie z tym bratem bliźniakiem, a potem jak Kate spotkała tego Krukona, coś czuję że to może być on.. jeśli chodzi o dom dziecka, mam przedziwne wrażenie, że jest to podpucha. jakiś za bardzo "ekskluzywny" wydaje mi się ten sierociniec, chociaż może w świecie magii tak własnie jest...Kate i Remus <3 ! POTTER ! ♥ ♥ ♥ taki idealny! szkoda że nie walnął w Severusa żadnym zaklęciem :(( jak Lily może odrzucać kogoś takiego? :(
    Życzę dużo wey i mnóstwo cierpliwości w szkole!!
    Puchonka

    http://lizwarters-w-hogwarcie.blogspot.com/ <-- rozdział 4!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super, kiedy nastepny?

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww *.* Cudowny rozdział :D Kiedy next? Wybacze,że późno komentuje, ale nie mam teraz za bardzo czasu :c

    OdpowiedzUsuń
  7. Och! Dziękuję bardzo za dedykacje :D. Przepraszam że dopiero teraz komentuje, ale szkoła coraz bliżej, a ja jestem osobą która załatwia wszystko na ostatnią chwilę. Rozdział super!!! Piszesz świetnie! Lunio i Kate, uhuhu. ;) Biedny James... Ja to chyba nie umiałabym się takiemu oprzeć. :P Z niecierpliwością czekam na kolejny.
    Pozdrawiam i życzę weny! :)
    Anonimek
    PS. To ja dziękuje że jesteś :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Haha, kłótni Lily i Jamesa była świetna :)
    bardzo ciekawy rozdział, świetnie piszesz :)
    Czekam na next :*

    mlwdragon.blogspot.com
    darykhyrezis.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. I pytanie kogo wybierze Kate Luka czy Remusa?
    I kolejna kłótnia Lily i Jamesa dobrze wiedzieć że są w formie :D

    OdpowiedzUsuń

.
.
.
.
.
.
template by oreuis