24 lipca 2014

3. Pociąg i Ceremonia Przydziału

                Gdy zbliżyliśmy się do ściany ogarnął mnie strach. Mocno zacisnęłam powieki i wraz z rodzicami wpadłam na barierkę. Myślałam, że poczuję mocne uderzenie o ścianę, jednak stało się zupełnie inaczej. Podmuch rześkiego powietrza otulił moje ciało i po chwili usłyszałam głośny gwar.
                Zaskoczona otworzyłam oczy, przecierając powieki knykciami. Przede mną stała potężna szkarłatna lokomotywa, a za nią widać było rzędy wagonów. Nad nami wznosiła się czerwona tabliczka z napisem „Pociąg ekspresowy do Hogwartu, godzina jedenasta”. Zaraz obok dostrzegłam godło Hogwartu, taki sam, jaki znajdował się na pieczęci przy liście.
                Peron był zapełniony rodzicami oraz dziećmi. Rodziny wymieniały między sobą ostatnie uwagi przed wyjazdem swoich pociech. Z każdej strony dobiegał mnie szum, a uczniowie co chwila migali mi przed oczami. Z uśmiechem malującym się na ustach spojrzałam na swoich rodziców.
                Wymieniłam z nimi parę zdań do momentu, gdy lokomotywa wydała pisk, a z komina wyleciał dym, oznajmiając, że za 10 minut  jest odjazd. Mama spojrzała na mnie ze łzami w oczach i szybkim gestem zgarnęła mnie w mocny uścisk. Czułam, jak moja rodzicielka cicho szlocha mi w ramię. Humor mamy mi się udzielił, bo po chwili w kącikach moich oczu pojawiły się łzy.
                – Nie bierz szkoły za bardzo na poważnie, skarbie. Baw się dobrze i znajdź sobie wymarzonych przyjaciół. Pisz do nas codziennie i – mama przełknęła ślinę – och skarbie, po prostu wykorzystaj ten czas jak najlepiej!
                – Tak zrobię, mamusiu – powiedziałam, a mama pocałowała mnie w policzek.
                Oderwałam się od mojej rodzicielki i spojrzałam jej wprost w zamglone niebieskie tęczówki. Uśmiechnęłam się do niej, po czym spojrzałam na swojego tatę. Mężczyzna szczerzył do mnie promiennie, po czym wziął mnie na ręce i obrócił w powietrzu parę razy. Zaśmiałam się, pokazując rząd białych równych zębów.
                – Moja córeczka staje się dorosła – zaczął – baw się dobrze, kochanie. I pokaż im, że ty też potrafisz się nieźle zabawić – tata pocałował mnie w nos, po czym postawił mnie na ziemi.
                Rodzice zaprowadzili mnie do drzwi pociągu, po czym pomogli mi wsadzić do środka mój kufer. Przytuliłam ich jeszcze raz na pożegnanie, posyłając im ostatni uśmiech. Mama przytuliła się do mojego taty, chowając twarz w jego torsie.
– Zobaczycie, będziecie ze mnie dumni – powiedziałam w ich kierunku.
                – My już jesteśmy z ciebie dumni, Kate – powiedział tata.
                Pomachałam im i zaczęłam przemierzać wagony w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jak się spodziewałam, nie było to łatwe, ze względu na krótki czas do odjazdu. Kółka od kufra stukały cicho o posadzkę, a obraz peronu wbrew pozorom wyglądał całkiem przyjemnie. Nie mogąc znaleźć wolnego przedziału, zaczęłam powoli tracić nadzieję na wygodne usadowienie się na pociągowych kanapach.
                W końcu dostrzegłam, że w jednym z przedziałów zajęte są tylko trzy miejsca, co oznaczało, że trzy z nich były jeszcze wolne. Drżącą dłonią sięgnęłam do klamki i rozsunęłam drzwi, nie chciałam nikomu przeszkadzać. Moim oczom ukazali się dwaj chłopcy i jedna dziewczyna.
                Jeden z nich, okularnik, opierał głowę o szybę obok drzwi, a orzechowe oczy miał utkwione we mnie. Jego kruczoczarne włosy wyglądały tak, jakby nigdy w życiu nie widziały szczotki. Byłam przyzwyczajona do takiego widoku, ponieważ mój tata zawsze miał poczochrane kudły.
                Drugi z nich był bardzo przystojny. Miał czarne oczy, które posyłały w moim kierunku pytające spojrzenie, a przy tym jedna brew była uniesiona. Jego nieco przydługie czarne kosmyki opały mu na czoło. Uśmiechał się zadziornie, a kąciki jego ust były zawinięte lekko ku górze. Do tego rozwalił się na dwóch siedzeniach.
                Przy oknie siedziała rudowłosa dziewczyna i nawet nie skierowała spojrzenia zielonych tęczówek na mnie. Zauważyłam jednak, że jej policzki są zaczerwienione, a oczy zapuchnięte, co oznaczało, że płakała. I uświadomiłam sobie, że to jest Lily, dziewczyna, którą poznałam na ulicy Pokątnej.
                – Przepraszam, wszystkie miejsca są już zajęte. Czy mogłabym się tutaj przysiąść? – zapytałam, uśmiechając się delikatnie.
                – Pewnie, siadaj – powiedział po jakiejś chwili okularnik, a ja go posłuchałam, posyłając im wdzięczne spojrzenie.
                Z trudem wcisnęłam swój kufer na półkę do tego przeznaczoną, po czym zmęczona opadłam na miejsce przy oknie, naprzeciwko Evans’ówny. Peron powoli zaczął pustoszeć z uczniów, ponieważ większość z nich zajęła już miejsce w pociągu. Już tylko nieliczni wymieniali ostatnie uwagi ze swoimi rodzicami. Wśród tłumu dostrzegłam moich rodziców, którzy zawzięcie kogoś wypatrywali.
                Wstałam ze swojego miejsca i nie pytając nikogo o zdanie, otworzyłam okno i wychyliłam się przez nie, machając w ich kierunku. Po jakimś czasie mnie dostrzegli i ruszyli w moim kierunku, lecz pociąg wydał ostatni gwizd. Po chwili powoli ruszył szynami w drogę. Osoby, z którymi dzieliłam przedział też podeszły do okna i krótko pomachały do swoich rodzin. Dopiero gdy rodzice zniknęli mi z pola widzenia, opadłam na siedzenie w przedziale.
                Po jakimś czasie chłopcy stali się hałaśliwi. Ich krzyk i śmiech wypełniał przedział, a ja wraz z rudowłosą milczałyśmy jak zaklęte. Dowiedziałam się, że ci dwaj nazywają się James Potter i Syriusz Black. Black i Potter szybko znaleźli swój własny język  i przez co oboje się przekrzykiwali, wymieniając między sobą uwagi. Nagle drzwi przedziału się otworzyły i do środka wszedł Severus, przyjaciel Lily.
                Nic się nie zmienił odkąd go ostatnio spotkałam na ulicy Pokątnej. Tłuste czarne włosy okalały mu twarz, a haczykowaty nos wyróżniał się z jego buzi. Przebrany był już w hogwartckie szaty, co mnie naprawdę zdziwiło, ponieważ niedawno opuściliśmy peron 9 i ¾.
                Snape bez żadnych ceregieli usiadł obok mnie i wbił spojrzenie w twarz rudowłosej. Odsunęłam się od niego trochę, przyklejając się praktycznie do szyby. Jednak zaciekawiona obserwowałam go kątem oka.  Lily spojrzała na niego na, po czym z powrotem odwróciła twarz w stronę okna.
                – Nie chcę z tobą rozmawiać – burknęła nawet na niego nie patrząc.
                Jej policzki się zaczerwieniły, ukazując mnóstwo piegów na jej jasnej cerze.
                – Dlaczego? – zapytał, drapiąc się po haczykowatym nosie.
                – Tunia mnie z-znienawidziła. Z powodu tego listu od Dumbledore’a – załkała, a z jej oczu ponownie popłynęły łzy.
                – No to co? – powiedział oschle, a ja chciałam go szturchnąć za jego nietaktowność.
                Rudowłosa odlepiła twarz od okna, rzucając w jego kierunku karcące i pełne odrazy spojrzenie. Pociągnęła nosem, a jej tęczówki przybrały żywej barwy.
            – Jest moją siostrą! – dziewczyna podniosła głos, przez co w przedziale nastała grobowa cisza.
                Evans wyciągnęła z kieszeni swojej bluzy chusteczkę, którą zaczęła przecierać sobie oczy i nos. Zrobiło mi się jej żal, chciałam ją jakoś pocieszyć, ale nie wiedziałam jak. Poza tym nie chciałam się wtrącać, bo nie wiedziałam do czego Snape jest zdolny.
                – Jest tylko – zaczął Snape, jednak natychmiast umilkł – Ale przecież jedziemy – powiedział entuzjastycznie – jedziemy do Hogwartu!
                Rudowłosa kiwnęła delikatnie głową, ciągle wycierając sobie oczy chustką, ale w końcu na jej ustach pojawił się niemrawy uśmiech. Malinowe usta rozciągnęły się, ukazując białe zęby. Widać było, że Lily się nieco rozchmurzyła.
                – Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu – dodał po Severus, widząc, że jego przyjaciółka już nie jest  taka pochmurna jak chwilę temu.
                – Do Slytherinu! – krzyknął James, okularnik, który posiadał czuprynę do nieposkromienia – ktoś tutaj chce być w Slytherinie? Chyba się gdzieś przesiądę, a ty? – chłopak zwrócił się teraz w kierunku Syriusza.
                Mimo pogodnej osobowości Blacka, chłopak się nie roześmiał. Wręcz przeciwnie, wyglądał na skołowanego i zniesmaczonego. Wyprostował się na swoim siedzeniu i spojrzał wprost w orzechowe tęczówki swojego towarzysza.
            – Cała moja rodzina była w Slytherinie – burknął Syriusz, wykrzywiając twarz w grymasie.
                – Jasny gwint! – krzyknął Potter, łapiąc się za głowę – a myślałem, ze z tobą wszystko w porządku!
                Czarnowłosy wyszczerzył białe zęby w uśmiechu, co wyglądało komicznie w zaistniałej sytuacji.  Siedziałam przyciśnięta do okna, przysłuchując się tej wymianie zdań na temat hogwartckich poglądów.
                – Może zerwę z rodzinną tradycją – Black zaśmiał się – a ty gdzie byś chciał być, jakbyś mógł wybrać? – zapytał chłopak, widać, że był bardzo zainteresowany.
                James wstał ze swojego miejsca i udawał, że wyciąga z pochwy niewidzialny miecz, który po chwili wzniósł ku górze. Chłopak zaśmiał się, po czym wycelował zaciśniętą pięść w naszym kierunku, jakby chciał zaprezentować swoją cudowną broń.
                – W Gryffindorze, gdzie kwitnie męstwa cnota! – krzyknął – tak jak mój ojciec.
                Zafascynowana patrzyłam na chłopaka, jednak głośne prychnięcie zwróciło moją uwagę. Snape patrzył na Jamesa z obrzydzeniem, a dłonie trzymał na klatce piersiowej. Zaczesał tłuste włosy do tyłu, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem.
                – Przeszkadza ci to? – zapytał James, mrużąc oczy w jego kierunku. Widać, że był gotowy do walki o swoje poglądy.
                – Nie – odparł Snape, jednak na jego ustach gościł drwiący uśmieszek, który mówił zupełnie co innego – skoro wolisz mieć krzepę niż mózg…
                – A ty gdzie byś chciał trafić, skoro brakuje ci i tego, i tego? – zwrócił się do niego Syriusz, z uśmiechem na ustach. Jego wypowiedź poparł głośny śmiech  Jamesa. Po chwili obaj przybili sobie piątki.
                Lily wyprostowała się na swoim miejscu, obrzucając, swoimi zielonymi tęczówkami, Jamesa  i Syriusza złowrogim spojrzeniem. Wstała ze swojego miejsca, tupiąc nogą i łapiąc swojego przyjaciela za dłoń.
                – Chodź, Severusie. Znajdziemy sobie inny przedział – powiedziała, biorąc swój bagaż i wychodząc z przedziału.
                Snape zadarł podbródek mocno do góry, idąc za swoją przyjaciółką. Gdy wychodził z pomieszczenia, James postawił mu nogę, przez co chłopak potknął się i wpadł na drzwi oddzielające korytarz i przedział.
                – Do zobaczenia, Smarkerusie! – krzyknął Syriusz, głośno rechocząc.
***
                Podróż minęła mi w spokojniej atmosferze. Po jakiejś godzinie od opuszczenia przedziału przez Evans i Snape’a, James i Syriusz zapytali się mnie o zdanie, a ja im grzecznie odpowiedziałam, że chcę być tam, gdzie zasługuję. Jednak przez to moją wypowiedź wywołała się dyskusja na całą drogę. Na dworze już się ściemniało, co oznaczało, że za niedługo powinniśmy dotrzeć na miejsce.
                Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji Hogsmeade, wszyscy uczniowie wysypali się z wagonów, wychodząc po parugodzinnej jeździe na zewnątrz. Podekscytowana ruszyłam za tłumem i już po chwili stałam na peronie, wdychając do płuc świeże powietrze. Tutaj nie było czuć smrodu spalin ani kurzu. Za to do moich nozdrzy dotarł zapach kwiatów i drzew.
                Zafascynowana przyglądałam się rozgwieżdżonemu niebu. Srebrnym gwiazdom towarzyszył księżyc, który dopiero co był po pełni. Liście w pobliskim lesie szeleściły przyjemnie, tworząc cichą melodię. Uczniowie ubrani byli w czarne szaty, a gwar uczniów rozprzestrzeniał się po całym peronie. Z oddali można było usłyszeć krzyk „pirszoroczni do mnie”, więc zaciekawiona zaczęłam iść w tamtym kierunku. Towarzyszyli mi James i Syriusz, którzy nie mogli zamilknąć choć na chwilę.
                – Rozchmurz się, Rouly – powiedział Black, szturchając mnie w ramię – za niedługo wszyscy znajdziemy się w zamku! – krzyknął entuzjastycznie.
                Uśmiechnęłam się delikatnie w jego kierunku. Zaskoczona przystanęłam, widząc najwyższego mężczyznę, jakiego w życiu spotkałam. Jego czarne oczy w kształcie żuków  posyłały radosne spojrzenia w naszym kierunku, a gęsta, długa broda zakrywała mu pół twarzy. Odziany był w długi płaszcz wykonany ze zwierząt.
                Mężczyzna przedstawił się jako Hagrid. Jego głos był donośny i basowy, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. W dłoni trzymał lampę, która kołysała się na wszystkie możliwe strony. Wiatr był nieprzyjemnie chłodni, przez co zadrżałam. Gajowy sprawdził na liście, czy wszyscy pierwszoroczni dotarli do niego, po czym polecił nam, abyśmy udali się za nim, ostrzegając nas przy tym, żebyśmy patrzyli pod nogi.
                Po jakimś czasie weszliśmy w gęsty ciemny las. Lampa, księżyc i gwiazdy były jedynym oświetleniem w mroku, chociaż tych dwóch ostatnich ledwie co było widać. Nie dziwiłam się, że gajowy ostrzegł nas, abyśmy patrzyli pod nogi, ponieważ gdzieniegdzie wystawały korzenie, poza tym droga była pochyła, co jeszcze bardziej sprawiało, że uczniowie się ślizgali.
                – Za chwilę zobaczycie Hogwart! – krzyknął olbrzym.
                Przeszliśmy parę kroków, gdy przed nami na wzgórzu pojawił się cudowny zamek. Moje serce wypełniło uczucie euforii jego na widok. Żarzył się on w oddali, jego wieże i baszty sięgały chmur, a ja miałam ochotę jak najszybciej się tam znaleźć. Każde pomieszczenie w zamku było oświetlone. Czarne punkciki zbliżały się do szkoły, a ja uświadomiłam sobie, że to są powozy.
                I nagle dostrzegłam, że przed nami znajdowało się duże, czyste i ciemne jezioro. Nagle po moich żyłach przeszedł  dreszcz, a ja poczułam w swoim ciele rosnącą adrenalinę. Wtedy przypomniało mi się, jak Remus powiedział mi o jakimś teście, który wskaże nam, do którego domu się dostaniemy.
                – Wskakujcie do łodzi! Po cztyry osoby! – zawołał olbrzym, a ja dopiero wtedy dostrzegłam łódki, które leniwie bujały się na tafli jeziora – nie przepychać się ta, nie wychylać! Przepłyniemy se teraz jeziorko.
                Rozległy się ciche szepty i już po chwili uczniowie zaczęli wchodzić do łódek. Szybko podążyłam do jednej z nich, zajmując ostatnie wolne miejsce. Parę łódek dalej dostrzegłam Remusa, a moje serce zabiło szybciej, widząc chłopaka. To właśnie on opowiedział mi trochę o Hogwarcie.
                Łódki niebezpiecznie zaczęły się przechylać na wszystkie kierunki, aż w końcu ruszyły przed siebie. Zatopiłam się w pięknym krajobrazie okolicy. W tafli jeziora odbijał się księżyc i gwiazdy, przez co wyglądało ono spokojniej. Wiatr dął już nieco silniej, przez co liście w gęstym, czarnym lesie zaszumiały. Wszyscy w ciszy chłonęli krajobraz. W końcu łódki dobiły do brzegu, przez co większość wydała z siebie stłumione westchnięcia.
                Jakimś czasie pochyliłam głowę, widząc nad sobą kurtynę bluszczu. Za nią ukryty był szeroki otwór w skale, do którego łódki gładko wpłynęły. Siedzieliśmy w milczeniu i ciemnościach, jedynym oświetleniem była lampa Hagrida. W końcu pojazdy uderzyły o brzeg, a uczniowie wyszli z łódek na skaliste wybrzeże.
                Dziesięć minut szliśmy po omacku skalistym korytarzem, który prowadził nas do góry. W końcu dotarliśmy na błonia Hogwartu. Zaparło mi dech w piersi, gdy dostrzegłam piętrzący się nade mną zamek. Wyglądał on cudownie wieczorem. Po jakimś czasie dotarliśmy pod wielkie, dębowe drzwi, w które Hagrid trzykrotnie uderzył wielką pięścią.
                Drzwi natychmiast się otworzyły. Stała w nich wysoka szczupła czarownica, którą kiedyś spotkałam. Jej srogie spojrzenie przeszywało na wylot, a usta zaciśnięte w cienką linię były praktycznie niewidoczne. Miała ona na sobie granatową szatę, a na jej głowie spoczywała czarna tiara.
                – Dziękuję Hagridzie, dalej ja ich zabiorę.
                Kobieta bez żadnych powitań i zbędnych słów ruszyła przed siebie. Oniemiałam na widok sali wejściowej, która była bardzo duża. Kamienne ściany oświetlone były przez płonące pochodnie. Olbrzymie marmurowe schody prowadziły na piętro, które jednak ginęło w mroku. McGonagall zaprowadziła nas do ciasnego pomieszczenia i stanęła w końcu do nas twarzą.
                – Witajcie w zamku Hogwart. Ceremonia rozpoczęcia nowego roku szkolnego wkrótce się zacznie, jednak zanim zajmiecie swoje miejsca, zostaniecie przydzieleni do domów. Ceremonia przydziału jest niezwykle ważna. Podczas całego waszego pobytu w Hogwarcie będziecie spędzać z waszym domem każdą wolną chwilę. Będziecie mieć zajęcia z mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi we wspólnym dormitorium. Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw oraz Slytherin. Każdy z nich ma swoją niesamowitą historię. W Hogwarcie wasze osiągnięcia będą chlubą lub hańbą waszego domu, możecie zyskać lub stracić punkty. Dom, który osiągnie najwyższą liczbę punktów, wygra Puchar Domów. Ceremonia przydziału rozpocznie się za parę minut w obecności wszystkich uczniów oraz nauczycieli szkoły. Kiedy wrócę, bądźcie gotowi – powiedziała, po czym wyszła z pomieszczenia.
Już po chwili w rozległy się szepty, które wypełniły całą salę. Jednak ja stałam, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stała profesor McGonagall. Do jakiego domu miałam trafić? Chciałam przynieść chlubę mojemu przyszłemu domowi, jednak nie wiedziałam, czy na to wszystko było mnie stać.
– Ziemia do Kate! – krzyknął ktoś, pstrykając mi palcami przed nosem.
Spojrzałam zdezorientowana na ową osobę. Remus stał obok mnie rozpromieniony, a jego miodowe oczy świeciły radośnie. Na jego twarzy nie było już widać oznak zmęczenia. Był ode mnie parę centymetrów wyższy, przez co musiałam unosić głowę do góry.
– Remus! Dobrze cię widzieć! – krzyknęłam, uśmiechając się w jego kierunku.
– Jak samopoczucie? –zapytał, szturchając mnie w ramię.
– W porządku, jednak denerwuję się przed testem! – powiedziałam, a na samo wspomnienie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Remus zaśmiał się przyjaźnie, jednak umilkł, gdy zjawiła się profesor McGonagall.
– Proszę stanąć w rzędzie – nakazała Minerwa – i chodźcie za mną.
Ustawiłam się za blondwłosą dziewczyną, po czym ruszyłam przed siebie. Co chwilę deptałam uczennicy po butach, jednak ona najwyraźniej nie zwracała na to uwagi. Wyszliśmy z komnaty, po czym przeszliśmy przez olbrzymie wrota, które prowadziły do Wielkiej Sali. Od razu rzuciły mi się w oczy tysiące świec, które lewitowały nad nami. Na czterech długich stołach, przy których siedzieli pozostali uczniowie, postawione były złote sztućce, puchary i talerze. Nad nami widać było rozgwieżdżone niebo, które przypominało to, które było na zewnątrz. Zatrzymaliśmy się przy ostatnim stole, gdzie zajmowali miejsce nauczyciele. Minerwa szeptem nakazała nam ustawić się twarzą do pozostałych uczniów.
McGonagall postawiła na ziemi trójnogi stołek, na której znajdowała się stara tiara. Była ona brązowa, a w praktycznie każdym miejscu widać było zaszyte miejsca. Po chwili tiara drgnęła i zaczęła śpiewać nieznaną mi pieśń, jednak po minach pozostałych, oni też pierwszy raz ją słyszeli. Mówiła ona o czterech domach Hogwartu.
                Gdy tiara zamilkła w Wielkiej Sali można było usłyszeć gromkie brawa i okrzyki. Sparaliżowana niemrawo klaskałam w dłonie. Tiara ukłoniła się na wszystkie strony, aż po chwili znowu znieruchomiała. Profesor McGonagall wystąpiła z szeregu z wielkim zwojem pergaminu.
                – Gdy wyczytam nazwisko, dana osoba podchodzi i zakłada tiarę na głowę – wyjaśniła nauczycielka.
                Straciłam rachubę czasu, nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie. Gdy zobaczyłam, że nie ma wśród mnie osób, które poznałam w pociągu lub na ulicy Pokątnej, zadrżałam. Tylko Snape stał parę osób dalej ode mnie. Kolana zaczęły się pode mną uginać, a serce mocno tłukło mi o klatkę piersiową.
                – Rouly, Katherine! – usłyszałam, a ja myślałam, że za chwilę zemdleję.
                Spojrzałam z przerażeniem na brązowy kapelusz. Wyprostowałam się i odgarnęłam włosy z czoła. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku stołka. Powoli włożyłam tiarę na głowę, a ona natychmiast zasłoniła mi widoczność, opadając niemal na brodę.
                – Hmmm – zamruczała tiara, a ja zastanawiałam się, skąd dochodzi owy głos – bardzo trudne. Kate Rouly. Skromna, dobra i miła uczennica, która dba bardziej o dobro innych niż o własne. Ale widzę też, że masz tęgi umysł. Bystra, inteligentna, mądra i chętna do pracy. Widzę też tu mnóstwo odwagi, dumy, szlachetności i szczerości, nawet jeśli ty tego nie dostrzegasz. Godryk Gryffindor przyjąłby cię z otwartymi ramionami.
               Tiara na chwilę zamilkła, jednak czułam jej obecność.
                – Wiem, gdzie cię przydzielić – usłyszałam cichy głos przy moim uchu.
                Serce zabiło mi mocniej w oczekiwaniu. Miałam ochotę jak najszybciej zejść z widoku wszystkich uczniów. Nie lubiłam być w centrum uwagi. Kiedy milczenie się przedłużało, naprawdę chciałam zdjąć tiarę z głowy, jednak wtedy usłyszałam:
                -GRYFFINDOR!
                Myślałam, że za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Drżącymi dłońmi zdjęłam tiarę z głowy, patrząc na oświetloną Wielką Salę. Ze stołu Gryffindoru dochodziły głośne wiwaty, a ja dostrzegłam wśród nich Remusa Lupina, Jamesa Pottera, Syriusza Blacka oraz Lily Evans. Przysiadłam się do nich, a uśmiech gościł mi na ustach do końca dnia.
***
                – Kate! – z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
                Otworzyłam oczy, odwracając głowę w stronę mojej najlepszej przyjaciółki. Lily Evans siedziała na miejscu obok mnie i wpatrywała się we mnie z ciekawością. Odgarnęła rude włosy do tyłu, a zielone tęczówki zaświeciły jej radośnie. Przez cztery lata, które spędziłyśmy w Hogwarcie podrosła ona parę dobrych centymetrów. Do tego na jej twarzy gościło mniej piegów niż na pierwszym roku.
                Lily uniosła wysoko brwi, przez co zniknęły one za tiarą, która leżała na jej głowie. Posłałam jej delikatny uśmiech, wspominając, jak dużo się zmieniło, odkąd dowiedziałam się, że jestem czarodziejką. Od tamtego czasu moje życie odwróciło się o 180 stopni, poznałam wiele wspaniałych osób, a rudowłosa złośnica stała się moją przyjaciółką.
                Już pod koniec pierwszego roku dowiedziałam się, że Remus, mój przyjaciel, jest wilkołakiem. Nie powiedziałam mu tego, nie chciałam, żeby był smutny przez swój futerkowy problem. Poza tym nie przeszkadzało mi to. Zastanawiałam się, czy James Potter, Syriusz Black i Peter Pettigrew, jego najlepsi przyjaciele, z którymi dzielił dormitorium, wiedzieli o jego problemie. Remus na pewno im o tym nie powiedział, ponieważ obawiał się, że wszyscy się o tym dowiedział i wyrzucą go przez to z Hogwartu, a także, że wszyscy się od niego odwrócą.
                Dormitorium dzieliłam z Rosaline Hope, Mary MacDonald oraz Lily Evans. Byłyśmy dość specyficznym gronem, ponieważ każda z nas była inna i interesowała się czymś innym. Ponadto miałyśmy zupełnie inne charaktery. Drugie dormitorium Gryfonek z IV roku zajmowały Dorcas Meadowes, Maura Lake, Alice Kingstone oraz Jessica Barden.
                Widząc piorunujące spojrzenie mojej przyjaciółki, przewróciłam oczami i z powrotem skierowałam spojrzenie niebieskich tęczówek na Ceremonię Przydziału. Dokładnie 4 lata temu to ja siedziałam na tym samym miejscu do te dzieci w tym roku.
                – Niech to się w końcu skończy, bo za chwilę umrę tu z głodu! – jęknął Black, a echo jego głosu rozniosło się po całej Wielkiej Sali.
                Syriusz złapał się teatralnie za brzuch i zaczął udawać, że mdleje. McGonagall, która usłyszała jego uwagę, posłała mu mordercze spojrzenie, przez co Black posłał jej promienny uśmiech. Widząc to zaśmiałam się cicho, tak, aby nikt poza gronem najbliższych Gryfonów mnie nie usłyszał.
                Cały stół Gryffindoru powstrzymywał się od śmiechu, ponieważ nikt nie chciał już na starcie stracić punktów u McGonagall. W tym roku Ceremonia Przydziału trwała okropnie długo, przez co czułam niemiłe ssanie w żołądku. Nawet Peter Pettigrew łapał się za brzuch, chociaż niedawno zjadł wszystkie słodycze, które kupił w pociągu.
                Gdy w końcu Ceremonia Przydziału się zakończyła, dyrektor Hogwartu, Albus Dumbledore, powitał wszystkich na uczcie, po czym rzucił jakąś zabawną anegdotkę. Gdy zaklaskał w dłonie, na stole pojawiło się mnóstwo smakołyków.
                – Syriusz, wisisz mi galeona – powiedział uradowany Peter – są paszteciki!

                Słysząc to, James, Remus, Peter, Lily i ja zaśmialiśmy się. Jedna Syriuszowi nie było do śmiechu i zrobił obrażoną minę. Jednak po chwili każdego z nas pochłonęły głośne rozmowy o wakacjach i innych pierdołach. Jak dobrze być znowu w Hogwarcie!

7 komentarzy:

  1. Twoje rozdziały są super! Ja też piszę na blogu o HP ale nie tak dobrze jak ty! Świetny pomysł o Huncwotach. Nigdy bym na to nie wpadła! I jeszcze Remus i Katy!
    Czekam na następne rozdzialy!
    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śliczne <3 Jakoś polubiłam Rose :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, byłam potteromaniaczką dłuuugi czas. Miałam niezłą chandrę gdy skończyłam czytać książki :P No i proszę trafiłam na cb ! Nie jest to dokładnie o samo.. po prostu inne, ale porywające. Jak chcesz bezpowrotnie utracić kilka cennych minut swojego życia zapraszam do mnie- nie fanfiction, ale też opowiadanie :3 http://przezstrony.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, tak jak mówiłam brakuje opisów. Ale widzę, że bohaterowie są już starsi. Zabrakło mi również przemyśleń Kate. Masz wiele pomysłów i wykorzystujesz je wszystkie, ale powinnaś popracować nad dłuższym rozwijaniem akcji. Nie wiem czy rozumiesz, ale jakieś dodatkowe informacje o tym gdzie są, jaki kto jest. chodzi mi o coś takiego:

    -Kate! Kate! – z moich myśli wyrwał mnie znajomy głos. Wysoka, szczupła dziewczyna spoglądałam na mnie z ciekawością w zielonych oczach. Długie, rude pukle okalały jej bladą twarz. Lily ubyło piegów od pierwszej klasy i teraz na 4 roku miała ich zaledwie parę. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki, wspominając ile się zmieniło od pierwszej wizyty w Hogwarcie. Dowiedziałam się już w 1 klasie, że Remus jest wilkołakiem, ale nie odwróciłam się od niego i do tej pory jest moim najlepszym przyjacielem"
    Coś takiego :D
    No, ale to taka drobnostka. xD
    Sam styl masz lekki, pomysł naprawdę oryginalny. Historia zapowiada się obiecująco :P
    Pozdrawiam,
    Lupi♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Z każdym rozdziałem coraz lepiej! :D Zaskoczyłaś mnie tym, że Katy nie zaprzyjaźniła się z Jamesem i Syriuszem, przynajmniej jest ciekawie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiedziałam, że ona trafi do Gryffindoru :)
    Rozdział super, wszystko powoli się rozkręca. Najważniejsze, że Kate znalazła przyjaciół i jest szczęśliwa w Hogwarcie.
    Regulus bo to on siedział w łódce jest młodszy od Syriusza bodajże o rok... czy to było z twojej strony działanie specjalne, że dałaś go właśnie na początku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, Regulusa specjalnie przestawiłam na ten sam rok co Kate, Lily i Huncwoci :) Mam zaplanowaną z nim akcję, a jakby był młodszy od głównych bohaterów to już nie byłoby tego uroku :D

      Usuń

.
.
.
.
.
.
template by oreuis