Gdy zbliżyliśmy się do ściany ogarnął mnie strach. Mocno zacisnęłam
powieki i wraz z rodzicami wpadłam na barierkę. Myślałam, że poczuję mocne
uderzenie o ścianę, jednak stało się zupełnie inaczej. Podmuch rześkiego
powietrza otulił moje ciało i po chwili usłyszałam głośny gwar.
Zaskoczona otworzyłam oczy, przecierając powieki knykciami. Przede mną stała
potężna szkarłatna lokomotywa, a za nią widać było rzędy wagonów. Nad nami
wznosiła się czerwona tabliczka z napisem „Pociąg ekspresowy do Hogwartu,
godzina jedenasta”. Zaraz obok dostrzegłam godło Hogwartu, taki sam, jaki
znajdował się na pieczęci przy liście.
Peron był zapełniony rodzicami oraz dziećmi. Rodziny wymieniały między sobą
ostatnie uwagi przed wyjazdem swoich pociech. Z każdej strony dobiegał mnie
szum, a uczniowie co chwila migali mi przed oczami. Z uśmiechem malującym się
na ustach spojrzałam na swoich rodziców.
Wymieniłam z nimi parę zdań do momentu, gdy lokomotywa wydała pisk, a z komina
wyleciał dym, oznajmiając, że za 10 minut jest odjazd. Mama spojrzała na
mnie ze łzami w oczach i szybkim gestem zgarnęła mnie w mocny uścisk. Czułam,
jak moja rodzicielka cicho szlocha mi w ramię. Humor mamy mi się udzielił, bo
po chwili w kącikach moich oczu pojawiły się łzy.
– Nie bierz szkoły za bardzo na poważnie, skarbie. Baw się dobrze i znajdź
sobie wymarzonych przyjaciół. Pisz do nas codziennie i – mama przełknęła ślinę
– och skarbie, po prostu wykorzystaj ten czas jak najlepiej!
– Tak zrobię, mamusiu – powiedziałam, a mama pocałowała mnie w policzek.
Oderwałam się od mojej rodzicielki i spojrzałam jej wprost w zamglone
niebieskie tęczówki. Uśmiechnęłam się do niej, po czym spojrzałam na swojego
tatę. Mężczyzna szczerzył do mnie promiennie, po czym wziął mnie na ręce i
obrócił w powietrzu parę razy. Zaśmiałam się, pokazując rząd białych równych
zębów.
– Moja córeczka staje się dorosła – zaczął – baw się dobrze, kochanie. I pokaż
im, że ty też potrafisz się nieźle zabawić – tata pocałował mnie w nos, po czym
postawił mnie na ziemi.
Rodzice zaprowadzili mnie do drzwi pociągu, po czym pomogli mi wsadzić do
środka mój kufer. Przytuliłam ich jeszcze raz na pożegnanie, posyłając im
ostatni uśmiech. Mama przytuliła się do mojego taty, chowając twarz w jego
torsie.
– Zobaczycie, będziecie ze mnie dumni – powiedziałam w ich
kierunku.
– My już jesteśmy z ciebie dumni, Kate – powiedział tata.
Pomachałam im i zaczęłam przemierzać wagony w poszukiwaniu wolnego miejsca. Jak
się spodziewałam, nie było to łatwe, ze względu na krótki czas do odjazdu.
Kółka od kufra stukały cicho o posadzkę, a obraz peronu wbrew pozorom wyglądał
całkiem przyjemnie. Nie mogąc znaleźć wolnego przedziału, zaczęłam powoli
tracić nadzieję na wygodne usadowienie się na pociągowych kanapach.
W końcu dostrzegłam, że w jednym z przedziałów zajęte są tylko trzy miejsca, co
oznaczało, że trzy z nich były jeszcze wolne. Drżącą dłonią sięgnęłam do klamki
i rozsunęłam drzwi, nie chciałam nikomu przeszkadzać. Moim oczom ukazali się
dwaj chłopcy i jedna dziewczyna.
Jeden z nich, okularnik, opierał głowę o szybę obok drzwi, a orzechowe oczy
miał utkwione we mnie. Jego kruczoczarne włosy wyglądały tak, jakby nigdy w
życiu nie widziały szczotki. Byłam przyzwyczajona do takiego widoku, ponieważ
mój tata zawsze miał poczochrane kudły.
Drugi z nich był bardzo przystojny. Miał czarne oczy, które posyłały w moim
kierunku pytające spojrzenie, a przy tym jedna brew była uniesiona. Jego nieco
przydługie czarne kosmyki opały mu na czoło. Uśmiechał się zadziornie, a kąciki
jego ust były zawinięte lekko ku górze. Do tego rozwalił się na dwóch
siedzeniach.
Przy oknie siedziała rudowłosa dziewczyna i nawet nie skierowała spojrzenia
zielonych tęczówek na mnie. Zauważyłam jednak, że jej policzki są
zaczerwienione, a oczy zapuchnięte, co oznaczało, że płakała. I uświadomiłam
sobie, że to jest Lily, dziewczyna, którą poznałam na ulicy Pokątnej.
– Przepraszam, wszystkie miejsca są już zajęte. Czy mogłabym się tutaj
przysiąść? – zapytałam, uśmiechając się delikatnie.
– Pewnie, siadaj – powiedział po jakiejś chwili okularnik, a ja go posłuchałam,
posyłając im wdzięczne spojrzenie.
Z trudem wcisnęłam swój kufer na półkę do tego przeznaczoną, po czym zmęczona
opadłam na miejsce przy oknie, naprzeciwko Evans’ówny. Peron powoli zaczął
pustoszeć z uczniów, ponieważ większość z nich zajęła już miejsce w pociągu.
Już tylko nieliczni wymieniali ostatnie uwagi ze swoimi rodzicami. Wśród tłumu
dostrzegłam moich rodziców, którzy zawzięcie kogoś wypatrywali.
Wstałam ze swojego miejsca i nie pytając nikogo o zdanie, otworzyłam okno i
wychyliłam się przez nie, machając w ich kierunku. Po jakimś czasie mnie
dostrzegli i ruszyli w moim kierunku, lecz pociąg wydał ostatni gwizd. Po
chwili powoli ruszył szynami w drogę. Osoby, z którymi dzieliłam przedział też
podeszły do okna i krótko pomachały do swoich rodzin. Dopiero gdy rodzice
zniknęli mi z pola widzenia, opadłam na siedzenie w przedziale.
Po jakimś czasie chłopcy stali się hałaśliwi. Ich krzyk i śmiech wypełniał
przedział, a ja wraz z rudowłosą milczałyśmy jak zaklęte. Dowiedziałam się, że
ci dwaj nazywają się James Potter i Syriusz Black. Black i Potter szybko
znaleźli swój własny język i przez co oboje się przekrzykiwali,
wymieniając między sobą uwagi. Nagle drzwi przedziału się otworzyły i do środka
wszedł Severus, przyjaciel Lily.
Nic się nie zmienił odkąd go ostatnio spotkałam na ulicy Pokątnej. Tłuste
czarne włosy okalały mu twarz, a haczykowaty nos wyróżniał się z jego buzi.
Przebrany był już w hogwartckie szaty, co mnie naprawdę zdziwiło, ponieważ
niedawno opuściliśmy peron 9 i ¾.
Snape bez żadnych ceregieli usiadł obok mnie i wbił spojrzenie w twarz
rudowłosej. Odsunęłam się od niego trochę, przyklejając się praktycznie do
szyby. Jednak zaciekawiona obserwowałam go kątem oka. Lily spojrzała na
niego na, po czym z powrotem odwróciła twarz w stronę okna.
– Nie chcę z tobą rozmawiać – burknęła nawet na niego nie patrząc.
Jej policzki się zaczerwieniły, ukazując mnóstwo piegów na jej jasnej cerze.
– Dlaczego? – zapytał, drapiąc się po haczykowatym nosie.
– Tunia mnie z-znienawidziła. Z powodu tego listu od Dumbledore’a – załkała, a
z jej oczu ponownie popłynęły łzy.
– No to co? – powiedział oschle, a ja chciałam go szturchnąć za jego
nietaktowność.
Rudowłosa odlepiła twarz od okna, rzucając w jego kierunku karcące i pełne
odrazy spojrzenie. Pociągnęła nosem, a jej tęczówki przybrały żywej barwy.
– Jest moją siostrą! –
dziewczyna podniosła głos, przez co w przedziale nastała grobowa cisza.
Evans wyciągnęła z kieszeni swojej bluzy chusteczkę, którą zaczęła przecierać
sobie oczy i nos. Zrobiło mi się jej żal, chciałam ją jakoś pocieszyć, ale nie
wiedziałam jak. Poza tym nie chciałam się wtrącać, bo nie wiedziałam do czego
Snape jest zdolny.
– Jest tylko – zaczął Snape, jednak natychmiast umilkł – Ale przecież jedziemy
– powiedział entuzjastycznie – jedziemy do Hogwartu!
Rudowłosa kiwnęła delikatnie głową, ciągle wycierając sobie oczy chustką, ale w
końcu na jej ustach pojawił się niemrawy uśmiech. Malinowe usta rozciągnęły
się, ukazując białe zęby. Widać było, że Lily się nieco rozchmurzyła.
– Dobrze by było, żebyś trafiła do Slytherinu – dodał po Severus, widząc, że
jego przyjaciółka już nie jest taka pochmurna jak chwilę temu.
– Do Slytherinu! – krzyknął James, okularnik, który posiadał czuprynę do
nieposkromienia – ktoś tutaj chce być w Slytherinie? Chyba się gdzieś
przesiądę, a ty? – chłopak zwrócił się teraz w kierunku Syriusza.
Mimo pogodnej osobowości Blacka, chłopak się nie roześmiał. Wręcz przeciwnie,
wyglądał na skołowanego i zniesmaczonego. Wyprostował się na swoim siedzeniu i
spojrzał wprost w orzechowe tęczówki swojego towarzysza.
– Cała moja rodzina była w
Slytherinie – burknął Syriusz, wykrzywiając twarz w grymasie.
– Jasny gwint! – krzyknął Potter, łapiąc się za głowę – a myślałem, ze z tobą
wszystko w porządku!
Czarnowłosy wyszczerzył białe zęby w uśmiechu, co wyglądało komicznie w
zaistniałej sytuacji. Siedziałam przyciśnięta do okna, przysłuchując się
tej wymianie zdań na temat hogwartckich poglądów.
– Może zerwę z rodzinną tradycją – Black zaśmiał się – a ty gdzie byś chciał
być, jakbyś mógł wybrać? – zapytał chłopak, widać, że był bardzo zainteresowany.
James wstał ze swojego miejsca i udawał, że wyciąga z pochwy niewidzialny
miecz, który po chwili wzniósł ku górze. Chłopak zaśmiał się, po czym wycelował
zaciśniętą pięść w naszym kierunku, jakby chciał zaprezentować swoją cudowną
broń.
– W Gryffindorze, gdzie kwitnie męstwa cnota! – krzyknął – tak jak mój ojciec.
Zafascynowana patrzyłam na chłopaka, jednak głośne prychnięcie zwróciło moją
uwagę. Snape patrzył na Jamesa z obrzydzeniem, a dłonie trzymał na klatce
piersiowej. Zaczesał tłuste włosy do tyłu, obrzucając go pogardliwym
spojrzeniem.
– Przeszkadza ci to? – zapytał James, mrużąc oczy w jego kierunku. Widać, że
był gotowy do walki o swoje poglądy.
– Nie – odparł Snape, jednak na jego ustach gościł drwiący uśmieszek, który
mówił zupełnie co innego – skoro wolisz mieć krzepę niż mózg…
– A ty gdzie byś chciał trafić, skoro brakuje ci i tego, i tego? – zwrócił się
do niego Syriusz, z uśmiechem na ustach. Jego wypowiedź poparł głośny
śmiech Jamesa. Po chwili obaj przybili sobie piątki.
Lily wyprostowała się na swoim miejscu, obrzucając, swoimi zielonymi
tęczówkami, Jamesa i Syriusza złowrogim spojrzeniem. Wstała ze swojego
miejsca, tupiąc nogą i łapiąc swojego przyjaciela za dłoń.
– Chodź, Severusie. Znajdziemy sobie inny przedział – powiedziała, biorąc swój
bagaż i wychodząc z przedziału.
Snape zadarł podbródek mocno do góry, idąc za swoją przyjaciółką. Gdy wychodził
z pomieszczenia, James postawił mu nogę, przez co chłopak potknął się i wpadł
na drzwi oddzielające korytarz i przedział.
– Do zobaczenia, Smarkerusie! – krzyknął Syriusz, głośno rechocząc.
***
Podróż minęła mi w spokojniej atmosferze. Po jakiejś godzinie od opuszczenia
przedziału przez Evans i Snape’a, James i Syriusz zapytali się mnie o zdanie, a
ja im grzecznie odpowiedziałam, że chcę być tam, gdzie zasługuję. Jednak przez
to moją wypowiedź wywołała się dyskusja na całą drogę. Na dworze już się
ściemniało, co oznaczało, że za niedługo powinniśmy dotrzeć na miejsce.
Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji Hogsmeade, wszyscy uczniowie wysypali się
z wagonów, wychodząc po parugodzinnej jeździe na zewnątrz. Podekscytowana ruszyłam
za tłumem i już po chwili stałam na peronie, wdychając do płuc świeże
powietrze. Tutaj nie było czuć smrodu spalin ani kurzu. Za to do moich nozdrzy
dotarł zapach kwiatów i drzew.
Zafascynowana przyglądałam się rozgwieżdżonemu niebu. Srebrnym gwiazdom
towarzyszył księżyc, który dopiero co był po pełni. Liście w pobliskim lesie
szeleściły przyjemnie, tworząc cichą melodię. Uczniowie ubrani byli w czarne
szaty, a gwar uczniów rozprzestrzeniał się po całym peronie. Z oddali można było
usłyszeć krzyk „pirszoroczni do mnie”, więc zaciekawiona zaczęłam iść w tamtym
kierunku. Towarzyszyli mi James i Syriusz, którzy nie mogli zamilknąć choć na
chwilę.
– Rozchmurz się, Rouly – powiedział Black, szturchając mnie w ramię – za niedługo
wszyscy znajdziemy się w zamku! – krzyknął entuzjastycznie.
Uśmiechnęłam się delikatnie w jego kierunku. Zaskoczona przystanęłam, widząc
najwyższego mężczyznę, jakiego w życiu spotkałam. Jego czarne oczy w kształcie
żuków posyłały radosne spojrzenia w naszym kierunku, a gęsta, długa broda
zakrywała mu pół twarzy. Odziany był w długi płaszcz wykonany ze zwierząt.
Mężczyzna przedstawił się jako Hagrid. Jego głos był donośny i basowy, co
przyprawiło mnie o gęsią skórkę. W dłoni trzymał lampę, która kołysała się na
wszystkie możliwe strony. Wiatr był nieprzyjemnie chłodni, przez co zadrżałam.
Gajowy sprawdził na liście, czy wszyscy pierwszoroczni dotarli do niego, po
czym polecił nam, abyśmy udali się za nim, ostrzegając nas przy tym, żebyśmy
patrzyli pod nogi.
Po jakimś czasie weszliśmy w gęsty ciemny las. Lampa, księżyc i gwiazdy były
jedynym oświetleniem w mroku, chociaż tych dwóch ostatnich ledwie co było
widać. Nie dziwiłam się, że gajowy ostrzegł nas, abyśmy patrzyli pod nogi,
ponieważ gdzieniegdzie wystawały korzenie, poza tym droga była pochyła, co
jeszcze bardziej sprawiało, że uczniowie się ślizgali.
– Za chwilę zobaczycie Hogwart! – krzyknął olbrzym.
Przeszliśmy parę kroków, gdy przed nami na wzgórzu pojawił się cudowny zamek.
Moje serce wypełniło uczucie euforii jego na widok. Żarzył się on w oddali,
jego wieże i baszty sięgały chmur, a ja miałam ochotę jak najszybciej się tam
znaleźć. Każde pomieszczenie w zamku było oświetlone. Czarne punkciki zbliżały
się do szkoły, a ja uświadomiłam sobie, że to są powozy.
I nagle dostrzegłam, że przed nami znajdowało się duże, czyste i ciemne
jezioro. Nagle po moich żyłach przeszedł dreszcz, a ja poczułam w swoim
ciele rosnącą adrenalinę. Wtedy przypomniało mi się, jak Remus powiedział mi o
jakimś teście, który wskaże nam, do którego domu się dostaniemy.
– Wskakujcie do łodzi! Po cztyry osoby! – zawołał olbrzym, a ja dopiero wtedy
dostrzegłam łódki, które leniwie bujały się na tafli jeziora – nie przepychać
się ta, nie wychylać! Przepłyniemy se teraz jeziorko.
Rozległy się ciche szepty i już po chwili uczniowie zaczęli wchodzić do łódek.
Szybko podążyłam do jednej z nich, zajmując ostatnie wolne miejsce. Parę łódek
dalej dostrzegłam Remusa, a moje serce zabiło szybciej, widząc chłopaka. To
właśnie on opowiedział mi trochę o Hogwarcie.
Łódki niebezpiecznie zaczęły się przechylać na wszystkie kierunki, aż w końcu
ruszyły przed siebie. Zatopiłam się w pięknym krajobrazie okolicy. W tafli
jeziora odbijał się księżyc i gwiazdy, przez co wyglądało ono spokojniej. Wiatr
dął już nieco silniej, przez co liście w gęstym, czarnym lesie zaszumiały. Wszyscy
w ciszy chłonęli krajobraz. W końcu łódki dobiły do brzegu, przez co większość
wydała z siebie stłumione westchnięcia.
Jakimś czasie pochyliłam głowę, widząc nad sobą kurtynę bluszczu. Za nią ukryty
był szeroki otwór w skale, do którego łódki gładko wpłynęły. Siedzieliśmy w
milczeniu i ciemnościach, jedynym oświetleniem była lampa Hagrida. W końcu
pojazdy uderzyły o brzeg, a uczniowie wyszli z łódek na skaliste wybrzeże.
Dziesięć minut szliśmy po omacku skalistym korytarzem, który prowadził nas do
góry. W końcu dotarliśmy na błonia Hogwartu. Zaparło mi dech w piersi, gdy
dostrzegłam piętrzący się nade mną zamek. Wyglądał on cudownie wieczorem. Po
jakimś czasie dotarliśmy pod wielkie, dębowe drzwi, w które Hagrid trzykrotnie
uderzył wielką pięścią.
Drzwi natychmiast się otworzyły. Stała w nich wysoka szczupła czarownica, którą
kiedyś spotkałam. Jej srogie spojrzenie przeszywało na wylot, a usta zaciśnięte
w cienką linię były praktycznie niewidoczne. Miała ona na sobie granatową
szatę, a na jej głowie spoczywała czarna tiara.
– Dziękuję Hagridzie, dalej ja ich zabiorę.
Kobieta bez żadnych powitań i zbędnych słów ruszyła przed siebie. Oniemiałam na
widok sali wejściowej, która była bardzo duża. Kamienne ściany oświetlone były
przez płonące pochodnie. Olbrzymie marmurowe schody prowadziły na piętro, które
jednak ginęło w mroku. McGonagall zaprowadziła nas do ciasnego pomieszczenia i
stanęła w końcu do nas twarzą.
– Witajcie w zamku Hogwart. Ceremonia rozpoczęcia nowego roku szkolnego wkrótce
się zacznie, jednak zanim zajmiecie swoje miejsca, zostaniecie przydzieleni do
domów. Ceremonia przydziału jest niezwykle ważna. Podczas całego waszego pobytu
w Hogwarcie będziecie spędzać z waszym domem każdą wolną chwilę. Będziecie mieć
zajęcia z mieszkańcami waszego domu, będziecie spać z nimi we wspólnym
dormitorium. Są cztery domy: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw oraz Slytherin.
Każdy z nich ma swoją niesamowitą historię. W Hogwarcie wasze osiągnięcia będą
chlubą lub hańbą waszego domu, możecie zyskać lub stracić punkty. Dom, który
osiągnie najwyższą liczbę punktów, wygra Puchar Domów. Ceremonia przydziału
rozpocznie się za parę minut w obecności wszystkich uczniów oraz nauczycieli
szkoły. Kiedy wrócę, bądźcie gotowi – powiedziała, po czym wyszła z
pomieszczenia.
Już po chwili w rozległy się szepty, które wypełniły całą
salę. Jednak ja stałam, wpatrując się w miejsce, gdzie przed chwilą stała
profesor McGonagall. Do jakiego domu miałam trafić? Chciałam przynieść chlubę
mojemu przyszłemu domowi, jednak nie wiedziałam, czy na to wszystko było mnie
stać.
– Ziemia do Kate! – krzyknął ktoś, pstrykając mi palcami
przed nosem.
Spojrzałam zdezorientowana na ową osobę. Remus stał obok
mnie rozpromieniony, a jego miodowe oczy świeciły radośnie. Na jego twarzy nie
było już widać oznak zmęczenia. Był ode mnie parę centymetrów wyższy, przez co
musiałam unosić głowę do góry.
– Remus! Dobrze cię widzieć! – krzyknęłam, uśmiechając się w
jego kierunku.
– Jak samopoczucie? –zapytał, szturchając mnie w ramię.
– W porządku, jednak denerwuję się przed testem! –
powiedziałam, a na samo wspomnienie na moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
Remus zaśmiał się przyjaźnie, jednak umilkł, gdy zjawiła się profesor
McGonagall.
– Proszę stanąć w rzędzie – nakazała Minerwa – i chodźcie za
mną.
Ustawiłam się za blondwłosą dziewczyną, po czym ruszyłam
przed siebie. Co chwilę deptałam uczennicy po butach, jednak ona najwyraźniej
nie zwracała na to uwagi. Wyszliśmy z komnaty, po czym przeszliśmy przez
olbrzymie wrota, które prowadziły do Wielkiej Sali. Od razu rzuciły mi się w
oczy tysiące świec, które lewitowały nad nami. Na czterech długich stołach,
przy których siedzieli pozostali uczniowie, postawione były złote sztućce,
puchary i talerze. Nad nami widać było rozgwieżdżone niebo, które przypominało
to, które było na zewnątrz. Zatrzymaliśmy się przy ostatnim stole, gdzie
zajmowali miejsce nauczyciele. Minerwa szeptem nakazała nam ustawić się twarzą
do pozostałych uczniów.
McGonagall postawiła na ziemi trójnogi stołek, na której
znajdowała się stara tiara. Była ona brązowa, a w praktycznie każdym miejscu
widać było zaszyte miejsca. Po chwili tiara drgnęła i zaczęła śpiewać nieznaną
mi pieśń, jednak po minach pozostałych, oni też pierwszy raz ją słyszeli.
Mówiła ona o czterech domach Hogwartu.
Gdy tiara zamilkła w Wielkiej Sali można było usłyszeć gromkie brawa i okrzyki.
Sparaliżowana niemrawo klaskałam w dłonie. Tiara ukłoniła się na wszystkie
strony, aż po chwili znowu znieruchomiała. Profesor McGonagall wystąpiła z
szeregu z wielkim zwojem pergaminu.
– Gdy wyczytam nazwisko, dana osoba podchodzi i zakłada tiarę na głowę –
wyjaśniła nauczycielka.
Straciłam rachubę czasu, nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie. Gdy
zobaczyłam, że nie ma wśród mnie osób, które poznałam w pociągu lub na ulicy
Pokątnej, zadrżałam. Tylko Snape stał parę osób dalej ode mnie. Kolana zaczęły
się pode mną uginać, a serce mocno tłukło mi o klatkę piersiową.
– Rouly, Katherine! – usłyszałam, a ja myślałam, że za chwilę zemdleję.
Spojrzałam z przerażeniem na brązowy kapelusz. Wyprostowałam się i odgarnęłam
włosy z czoła. Szybkim krokiem ruszyłam w kierunku stołka. Powoli włożyłam
tiarę na głowę, a ona natychmiast zasłoniła mi widoczność, opadając niemal na
brodę.
– Hmmm – zamruczała tiara, a ja zastanawiałam się, skąd dochodzi owy głos –
bardzo trudne. Kate Rouly. Skromna, dobra i miła uczennica, która dba bardziej
o dobro innych niż o własne. Ale widzę też, że masz tęgi umysł. Bystra,
inteligentna, mądra i chętna do pracy. Widzę też tu mnóstwo odwagi, dumy,
szlachetności i szczerości, nawet jeśli ty tego nie dostrzegasz. Godryk
Gryffindor przyjąłby cię z otwartymi ramionami.
Tiara
na chwilę zamilkła, jednak czułam jej obecność.
– Wiem, gdzie cię przydzielić – usłyszałam cichy głos przy moim uchu.
Serce zabiło mi mocniej w oczekiwaniu. Miałam ochotę jak najszybciej zejść z
widoku wszystkich uczniów. Nie lubiłam być w centrum uwagi. Kiedy milczenie się
przedłużało, naprawdę chciałam zdjąć tiarę z głowy, jednak wtedy usłyszałam:
-GRYFFINDOR!
Myślałam, że za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Drżącymi dłońmi zdjęłam
tiarę z głowy, patrząc na oświetloną Wielką Salę. Ze stołu Gryffindoru
dochodziły głośne wiwaty, a ja dostrzegłam wśród nich Remusa Lupina, Jamesa
Pottera, Syriusza Blacka oraz Lily Evans. Przysiadłam się do nich, a uśmiech
gościł mi na ustach do końca dnia.
***
– Kate! – z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos.
Otworzyłam oczy, odwracając głowę w stronę mojej najlepszej przyjaciółki. Lily
Evans siedziała na miejscu obok mnie i wpatrywała się we mnie z ciekawością.
Odgarnęła rude włosy do tyłu, a zielone tęczówki zaświeciły jej radośnie. Przez
cztery lata, które spędziłyśmy w Hogwarcie podrosła ona parę dobrych centymetrów.
Do tego na jej twarzy gościło mniej piegów niż na pierwszym roku.
Lily uniosła wysoko brwi, przez co zniknęły one za tiarą, która leżała na jej
głowie. Posłałam jej delikatny uśmiech, wspominając, jak dużo się zmieniło,
odkąd dowiedziałam się, że jestem czarodziejką. Od tamtego czasu moje życie
odwróciło się o 180 stopni, poznałam wiele wspaniałych osób, a rudowłosa
złośnica stała się moją przyjaciółką.
Już pod koniec pierwszego roku dowiedziałam się, że Remus, mój przyjaciel, jest
wilkołakiem. Nie powiedziałam mu tego, nie chciałam, żeby był smutny przez swój
futerkowy problem. Poza tym nie przeszkadzało mi to. Zastanawiałam się, czy
James Potter, Syriusz Black i Peter Pettigrew, jego najlepsi przyjaciele, z
którymi dzielił dormitorium, wiedzieli o jego problemie. Remus na pewno im o
tym nie powiedział, ponieważ obawiał się, że wszyscy się o tym dowiedział i
wyrzucą go przez to z Hogwartu, a także, że wszyscy się od niego odwrócą.
Dormitorium dzieliłam z Rosaline Hope, Mary MacDonald oraz Lily Evans. Byłyśmy
dość specyficznym gronem, ponieważ każda z nas była inna i interesowała się
czymś innym. Ponadto miałyśmy zupełnie inne charaktery. Drugie dormitorium
Gryfonek z IV roku zajmowały Dorcas Meadowes, Maura Lake, Alice Kingstone oraz
Jessica Barden.
Widząc piorunujące spojrzenie mojej przyjaciółki, przewróciłam oczami i z
powrotem skierowałam spojrzenie niebieskich tęczówek na Ceremonię Przydziału.
Dokładnie 4 lata temu to ja siedziałam na tym samym miejscu do te dzieci w tym
roku.
– Niech to się w końcu skończy, bo za chwilę umrę tu z głodu! – jęknął Black, a
echo jego głosu rozniosło się po całej Wielkiej Sali.
Syriusz złapał się teatralnie za brzuch i zaczął udawać, że mdleje. McGonagall,
która usłyszała jego uwagę, posłała mu mordercze spojrzenie, przez co Black
posłał jej promienny uśmiech. Widząc to zaśmiałam się cicho, tak, aby nikt poza
gronem najbliższych Gryfonów mnie nie usłyszał.
Cały stół Gryffindoru powstrzymywał się od śmiechu, ponieważ nikt nie chciał
już na starcie stracić punktów u McGonagall. W tym roku Ceremonia Przydziału
trwała okropnie długo, przez co czułam niemiłe ssanie w żołądku. Nawet Peter
Pettigrew łapał się za brzuch, chociaż niedawno zjadł wszystkie słodycze, które
kupił w pociągu.
Gdy w końcu Ceremonia Przydziału się zakończyła, dyrektor Hogwartu, Albus
Dumbledore, powitał wszystkich na uczcie, po czym rzucił jakąś zabawną
anegdotkę. Gdy zaklaskał w dłonie, na stole pojawiło się mnóstwo smakołyków.
– Syriusz, wisisz mi galeona – powiedział uradowany Peter – są paszteciki!
Słysząc to, James, Remus, Peter, Lily i ja zaśmialiśmy się. Jedna Syriuszowi
nie było do śmiechu i zrobił obrażoną minę. Jednak po chwili każdego z nas
pochłonęły głośne rozmowy o wakacjach i innych pierdołach. Jak dobrze być znowu
w Hogwarcie!
Twoje rozdziały są super! Ja też piszę na blogu o HP ale nie tak dobrze jak ty! Świetny pomysł o Huncwotach. Nigdy bym na to nie wpadła! I jeszcze Remus i Katy!
OdpowiedzUsuńCzekam na następne rozdzialy!
Pozdrawiam! ;)
♥
Śliczne <3 Jakoś polubiłam Rose :D
OdpowiedzUsuńOj, byłam potteromaniaczką dłuuugi czas. Miałam niezłą chandrę gdy skończyłam czytać książki :P No i proszę trafiłam na cb ! Nie jest to dokładnie o samo.. po prostu inne, ale porywające. Jak chcesz bezpowrotnie utracić kilka cennych minut swojego życia zapraszam do mnie- nie fanfiction, ale też opowiadanie :3 http://przezstrony.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHmm, tak jak mówiłam brakuje opisów. Ale widzę, że bohaterowie są już starsi. Zabrakło mi również przemyśleń Kate. Masz wiele pomysłów i wykorzystujesz je wszystkie, ale powinnaś popracować nad dłuższym rozwijaniem akcji. Nie wiem czy rozumiesz, ale jakieś dodatkowe informacje o tym gdzie są, jaki kto jest. chodzi mi o coś takiego:
OdpowiedzUsuń-Kate! Kate! – z moich myśli wyrwał mnie znajomy głos. Wysoka, szczupła dziewczyna spoglądałam na mnie z ciekawością w zielonych oczach. Długie, rude pukle okalały jej bladą twarz. Lily ubyło piegów od pierwszej klasy i teraz na 4 roku miała ich zaledwie parę. Uśmiechnęłam się do przyjaciółki, wspominając ile się zmieniło od pierwszej wizyty w Hogwarcie. Dowiedziałam się już w 1 klasie, że Remus jest wilkołakiem, ale nie odwróciłam się od niego i do tej pory jest moim najlepszym przyjacielem"
Coś takiego :D
No, ale to taka drobnostka. xD
Sam styl masz lekki, pomysł naprawdę oryginalny. Historia zapowiada się obiecująco :P
Pozdrawiam,
Lupi♥
Z każdym rozdziałem coraz lepiej! :D Zaskoczyłaś mnie tym, że Katy nie zaprzyjaźniła się z Jamesem i Syriuszem, przynajmniej jest ciekawie. ;)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że ona trafi do Gryffindoru :)
OdpowiedzUsuńRozdział super, wszystko powoli się rozkręca. Najważniejsze, że Kate znalazła przyjaciół i jest szczęśliwa w Hogwarcie.
Regulus bo to on siedział w łódce jest młodszy od Syriusza bodajże o rok... czy to było z twojej strony działanie specjalne, że dałaś go właśnie na początku?
tak, Regulusa specjalnie przestawiłam na ten sam rok co Kate, Lily i Huncwoci :) Mam zaplanowaną z nim akcję, a jakby był młodszy od głównych bohaterów to już nie byłoby tego uroku :D
Usuń