I
kolejny rozdział napisany! ^.^ Dedykuję go wszystkim, którzy cierpliwie
czekają! Moja wena powróciła i znajduję też trochę czasu na pisanie :) Mam
nadzieję, że was nie zawiodłam nim. Rozdziały postaram dodawać przeciętnie co
1-2 tygodnie! :) Dziękuję za ponad 21 tysięcy wyświetleń! Życzę miłego czytania
:) Dziękuję, że jesteście! :3
Pozdrawiam,
~V
__________________________________________________________
Ciche tykanie zegara
wybudziło mnie ze snu. Mimo że pragnęłam spać to nie byłam w stanie.
Wspomnienia i wydarzenia ze wczorajszego dnia nie dawały mi spokoju. Baldachim
w moim łóżku był zasłonięty, przez co nie wiedziałam, która jest godzina.
Leżałam, spokojnie wpatrując się w biały sufit nad moją głową. Dla zabicia nudy
zaczęłam liczyć każdą plamę, jednak gdy sen nie nadchodził, westchnęłam cicho i
odsłoniłam zasłonę.
Na mojej półce nocnej leżał słoiczek ze szkarłatnym płomyczkiem. Jego delikatny
blask rzucał blade światło na otoczenie wokół mojego łóżka. Spojrzałam na swoje
drobne dłonie spoczywające na moich udach. Blada skóra podświetlana była
czerwonym odcieniem, dzięki czemu nabrała ona trochę koloru.
Leniwie rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Zza pozostałych baldachimów słychać
było spokojne oddechy moich współlokatorek. Na ziemi leżały szaty i ubrania, w
całym pomieszczeniu panował nieporządek. Na ścianach wisiały plakaty drużyn
quidditcha oraz nasze zdjęcia.
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Poczułam nieprzyjemny chłód, jednak nie
cofnęłam się, zaintrygowana widokiem. Szyba pokryta była szronem, tak samo jak
dzbanek i szklanka leżące na parapecie. Światło w chatce Hagrida było zgaszone,
a z komina nie wydobywał się dym, co oznaczało, ze gajowy spał. Wszystko
wydawało się tak cudownie piękne i spokojne.
W końcu spojrzałam na zegar. Wskazówka właśnie przesunęła się na kolejną,
pokazując godzinę 2:32. Spałam zaledwie 3 godziny, jednak byłam pewna, że już
nie zasnę. Na palcach zaczęłam iść przed siebie. Przystanęłam przed piecem
centralnym, z rozkoszą chłonąc jego cudowne ciepło. Po jakimś czasie odsunęłam
się od niego i bezszelestnie weszłam do łazienki.
Moje spojrzenie automatycznie powędrowało do lustra. Duże niebieskie oczy
zdobiły ogromne wory pod oczami. Nos oraz policzki były zaczerwienione, a blond
włosy opadały falami na ramiona i plecy. Ich końcówki sięgały już pośladków,
przez co krytycznie zmierzyłam się wzrokiem.
Bez zbędnego ociągania wyjęłam z jednej z szafek nożyczki, przez chwilę się
nimi bawiąc. Zastanawiałam się, jaka ich długość będzie odpowiednia. W końcu
obcięłam kawałek pukli, wyznaczając długość za łopatki. Włosy cicho opadły na
kafelki, zdobiąc je blond kosmykami. Gdy skończyłam, wzruszyłam ramionami i
jednym machnięciem różdżki sprawiłam, że wszystkie włosy zniknęły z posadzki.
Wzięłam orzeźwiający prysznic, ciepłe krople spływały po moim ciele. Czoło oraz
dłonie oparłam o chłodne kafelki i przez chwilę tak stałam. Mój oddech mieszał
się z gorącym powietrzem. W końcu zakręciłam wodę i wyszłam spod prysznica.
Następnie włożyłam na siebie szkolny mundurek oraz podkręciłam rzęsy.
Wyszłam z zaparowanej łazienki, wzdrygając się. Od razu poczułam nieprzyjemny
chłód, przez co wcisnęłam na siebie jeszcze jeden gruby sweter. Ostatni raz
rzuciłam okiem na zegar, była 3:13. Pośpiesznie spakowałam swoją torbę na
dzisiejsze zajęcia i opuściłam dormitorium.
Moje kroki odbijały się echem po pustej klatce schodowej. Pokój Wspólny siał
pustkami, a kominek był zgaszony, przez co musiałam mrużyć oczy, żeby dostrzec
zarysy szkarłatnych mebli. Postacie z obrazów pogrążone były w śnie, a niektóre
ramy były całkowicie puste. Ostrożnie, aby nie wpaść na żaden mebel, podeszłam
do kominka i jednym ruchem różdżki go odpaliłam. Od razu po pomieszczeniu
rozniosło się cudowne ciepło.
Spojrzałam spokojnym wzrokiem na ogień. Iskry w kominku jak zwykle odprawiały
swój niesamowity taniec. Wydawało mi się, że przedstawiają one cudowną sztukę
teatralną. Czerwono-pomarańczowo-żółte przebłyski doskonale wpasowywały się do
wystroju pomieszczenia. Ich ciepłe barwy zachęcały do podziwiania ich popisów.
Już po chwili moje powieki stały się ciężkie, zasnęłam.
***
Powoli rozchyliłam zaspane powieki. Zamrugałam parę razy i leniwie przeniosłam
wzrok na zegar wiszący na ścianie, 4:25. Ziewnęłam, przeciągając się, przez co
koc, którym byłam przykryta spadł na ziemię. Zainteresowana powoli podniosłam
materiał, nie wiedziałam skąd on się tam znalazł. Zaintrygowana rozglądnęłam
się po pomieszczeniu, jednak nie zastałam tam nikogo, oprócz szarego kota,
który wylegiwał się na pufie niedaleko kominka.
Starannie złożyłam koc i zostawiłam go na sofie. Z ciekawością rozglądnęłam się
po pomieszczeniu, po czym ruszyłam w kierunku portretu Grubej Damy. Wiedziałam,
że o tej godzinie nie można było wychodzić, jednak chciałam zażyć świeżego
powietrza, a Wieża Astronomiczna była dla mnie doskonałym miejscem.
Korytarze o tej porze były całkowicie puste, a ja modliłam się w duchu, aby nie
spotkać jakiegoś nauczyciela, Filcha, czy nawet jego upierdliwej kotki, pani
Norris. Nigdy nie wiadomo było, gdzie ta dwójka mogła się pojawić. Zawsze
zdawało mi się, że Filch wyrasta z podłogi.
Tylko pochodnie wiszące na ścianie oświetlały korytarze, dzięki czemu
wiedziałam, gdzie znajdują się zbroje, przeszkody czy ewentualne pułapki.
Starałam się iść jak najciszej, jednak nawet cichy szmer natychmiast rozchodził
się po korytarzach. Szłam ukrytymi przejściami, na które rzadko kto zaglądał,
ponieważ mało kto o nich wiedział.
– A kogo my tu mamy?
Serce podskoczyło mi gwałtownie do gardła, a żołądek ścisnął tak mocno, że
chciało mi się wymiotować. Stanęłam w miejscu zaskoczona, a na moim ciele
pojawiła się gęsia skórka. Nie miałam pojęcia, w którym momencie skuliłam
ramiona, jakbym chciała być mniejsza. Dopiero po chwili zdałam sobie z tego
sprawę, przez co wyprostowałam się i podniosłam dumnie głowę do góry. Bardzo
powoli się odwróciłam, jednak na korytarzu byłam sama. Widząc dobrą okazję do
ucieczki, okręciłam się na pięcie i omal nie krzyknęłam.
– Ładnie to tak chodzić o tej godzinie po korytarzu?
James uśmiechał się do mnie szeroko, a jego zmierzwione kruczoczarne włosy
odstawały na wszystkie strony. Za okrawkami okularów orzechowe oczy posyłały mi
rozbawione spojrzenia. Zdziwiłam się, gdy ujrzałam go już w szkolnej szacie. W
jednej ręce trzymał srebrny, praktycznie przeźroczysty materiał, a w drugiej
pożółkły pergamin.
– James! Przestraszyłam się! – szepnęłam, a mój głos był o wiele wyższy niż
mogłabym sobie zażyczyć. – A tak poza tym, kto to mówi? – dodałam z sarkazmem.
Potter roześmiał się i pokręcił głową, jednak ja nie czekając na odpowiedź
ruszyłam w kierunku Wieży Astronomicznej. Słyszałam za sobą ciche kroki Jamesa,
po tylu latach łamania szkolnego regulaminu był doskonale wyszkolony w nocnych
eskapadach. Po paru minutach wchodziłam po krętych kamiennych schodkach. Z
trudem pchnęłam ciężką drewnianą klapę, która dzieliła mnie od świeżego
powietrza.
Gdy wystawiłam czubek głowy poza mury zamku, od razu moje włosy zostały
rozwiane przez lodowaty wiatr. Zadrżałam, jednak szybko wyszłam na zewnątrz,
zostawiając otwartą pokrywę. Po chwili ujrzałam w niej czuprynę Jamesa.
Podeszłam do globusa i zakręciłam go wokół własnej osi.
– A więc wyjawisz mi powód, dla którego złamałaś szkolny regulamin? –
usłyszałam za sobą.
– Chciałam zaczerpnąć świeżego powietrza – odparłam. – A ty?
Usiadłam na skraju wieży, zimne powietrze nieprzyjemnie chlastało mnie w twarz,
jednak nie zwracałam na to większej uwagi. Z ciekawością rozglądnęłam się
dookoła. Drzewa w Zakazanym Lesie bujały się na boki, strącając ze swych koron
cały śnieg.
– Często tu przychodzę – wyjawił James, chyba nie zamierzał odpowiadać na moje
pytanie.
– Poważnie? Ja lubię obserwować wszystko z tego miejsca, szczególnie wiosną
jest tu pięknie. Z góry wszystko wygląda inaczej – powiedziałam, uśmiechając
się delikatnie.
– Nie robisz tego zbyt często, prawda? – zapytał mnie, a ja posłałam mu
pytające spojrzenie. – Rzadko na kogoś patrzysz z góry.
Dałam mu kuksańca w bok, udając obrażoną, jednak James przez to roześmiał się.
Przewróciłam oczami, jednak po chwili wyszczerzyłam do niego zęby. Chatka
Hagrida wyglądała jakby ktoś wyciągnął ją ze świątecznej kartki. Gajowy trochę
niechlujnie ozdobił swój domek lampkami, które przyciągały wzrok hogwartczyków.
– Jak myślisz, James, czy Remus ma dziewczynę? – zapytałam, po czym natychmiast
chciałam skoczyć z wieży.
– Remus? Nasz Remus? – powiedział zaskoczony. – Skąd ci to przyszło do głowy?
– Tak tylko się zastanawiam, bo dawno z nim nie rozmawiałam, a wam mówi
wszystko – odrzekłam.
– Już wiem o co ci chodzi! Chodzi ci o ten ślad szminki? – Potter roześmiał
się, a jego głos potoczył się echem po okolicy. – Do naszego przedziału weszły
jakieś dziewczyny i zaczęły się do nas przymilać. Chcieliśmy je spławić, więc
na pożegnanie pocałowały nas w policzek – postukał się palcem w owe miejsce,
przez co posłałam mu dziwne spojrzenie.
Przewróciłam oczami, jednak kamień spadł mi z serca. Zadarłam mocno głowę do
góry, na niebie świeciły ostatnie gwiazdy. Za niedługo słońce miało zawitać na
błonia, wybudzając wszystkich ze snu. Zobaczyłam, jak mały jasny punkcik
zmierza ku ziemi.
– James, spadająca gwiazda, pomyśl życzenie! – krzyknęłam.
Chłopak posłał mi pytające spojrzenie, jednak widząc moją determinacje, zamknął
oczy i najwyraźniej zastanawiał się nad swoim życzeniem. Zapanowała między nami
cisza
Chłopak
posłał mi pytające spojrzenie, jednak widząc moją determinacje, sam po chwili
zamknął oczy i najwyraźniej zastanawiał się nad swoim życzeniem. Zacisnęłam
mocno kciuki oraz powieki. Zapanowała między nami cisza.
–
O czym pomyślałaś? – zwrócił się do mnie James, patrząc na mnie z rozbawieniem.
–
Nie można wyjawiać swoich życzeń, bo się nie spełnią – odparłam, posyłając mu
delikatny uśmiech.
***
Minęły
cztery dni, dzisiaj wieczorem miał się odbyć ponowny przydział dla naszego
rocznika. Urzędnicy z Ministerstwa Magii chodzili po szkole, zapisując sobie
notatki w grubych zeszytach. Jednak najbardziej irytujące było to, że machali
różdżkami w stronę uczniów, poprawiając im tym samym szaty. Wszyscy chodzili po
Hogwarcie jak na szpilkach.
Delikatne
światło zdołało wedrzeć się do pomieszczenia, swoimi promiennymi rączkami
oświetlając wnętrze. Lily siedziała zaniepokojona na łóżku, szarpiąc za kartki
podręcznika od zaklęć. Od paru minut nie przewróciła stron, co oznaczało, że
jest naprawdę zamyślona. Widząc, że jej się przyglądam posłała w moim kierunku
delikatny uśmiech. Lily od paru dni spotykała się po zajęciach z Markiem, ale
nie byli jeszcze ze sobą. Ponadto Evans musiała poświęcać swój czas także dla
Snape’a, który nie był za bardzo zachwycony spotkaniami Marka z Evans.
Wyczułam, że był o niego bardzo zazdrosny.
Weszłam
do toalety. Od paru dni słabo spałam, dlatego zrobiłam wszystko, aby zatuszować
wielkie cienie pod oczami. Zaczęłam ubierać się w szkolny mundurek, dopiero co
wyprana koszula pachniała proszkiem do prania, a krawat w barwach domu lwa
dodawał mi otuchy. Zaczęłam się zastanawiać, czy będę go jeszcze nosić, czy
tiara ponownie przydzieli mnie do Gryffindoru? Miałam taką nadzieję. A nadzieja
umiera ostatnia.
***
Zajęcia minęły niespodziewanie szybkom nawet nudny wykład Binnsa wydawał się
niezwykle ciekawy. Od powrotu do Hogwartu mijałam się z Lukiem i Remusem,
widywałam ich czasami na korytarzach, jednak nie rozmawiałam z nimi. Wydawało
mi się, że z żadnym z nich nie chciałam mieć jak na razie konfrontacji. Wolny
czas spędzałam w bibliotece albo w dormitorium, przykryta po czubek głowy kocami.
Jednak nauczyciele nie chcieli dawać nam chwili wytchnienia i zadawali tonę
prac domowych. Przyprawiało mnie to o zawrót głowy.
W
końcu nadszedł czas kolacji, a co z tym idzie, trzeba było ponownie zmierzyć
się z rzeczywistością. McGonagall tak jak cztery lata temu zaprowadziła nas na
sam środek Wielkiej Sali. Starałam się wyglądać dumnie, mówiąc sobie w myślach,
że wszystko pójdzie dobrze i wszystko się uda, jednak w środku cała drżałam.
–
Dokładnie jak cztery lata temu – usłyszałam obok siebie głos Remusa, przez co
delikatnie drgnęłam. – Ładnie dzisiaj wyglądasz.
Moje
policzki były równie czerwone jak barwy Gryffindoru. Z ciekawością
przyglądnęłam się jego spokojnej twarzy, na której widać było wyraźne oznaki
zmęczenia. Jednak w jego miodowych tęczówkach ujrzałam radosne ogniki,
brakowało mi ich.
–
Będziemy mogli porozmawiać? Bez unikania, nie zaprzeczaj, unikasz mnie –
powiedział.
–
Wcale nie! Nie unikam cię, po prostu trudno cię znaleźć – widząc jego
spojrzenie, przewróciłam oczami. – Porozmawiamy, ale później.
– Barden, Jessica.
Tiara łagodnie opadłą na jej kasztanowe włosy, praktycznie zasłaniając
przestraszone brązowe oczy. Po chwili nakrycie rozwarło swoje „usta”,
wykrzykując: „Hufflepuff!”. Rozwarłam usta w zdziwieniu, byłam pewna, że
Jessica zostanie w Gryffindorze. W jej brązowych tęczówkach zaszkliły się łzy,
kiedy ze smutkiem spojrzała na twarz każdego z nas. Natychmiast odwróciłam
wzrok, nie chcąc widzieć jej wyrazu twarzy.
Ceremonia
trwała nadal, a kolejne nazwiska były wyczytywane przez profesor McGonagall.
Slytherin, ponownie Slyhterin. Hufflepuff, Ravenclaw.
–
Black, Syriusz.
Jego półdługie czarne włosy opadły z nonszalancją na czoło, a koszula miała
parę guzików rozpiętych, przez co na Wielkiej Sali można było usłyszeć ciche
wzdychania damskiej części szkoły. Tutaj ludzie z Ministerstwa nie mogli nic
zdziałać. Black z delikatnym uśmiechem usiadł na trójnożnym stołku. Tiara
opadła mu na głowę i po krótkim czasie wykrzyknęła:
–
GRYFFINDOR!
Syriusz dumnym krokiem przeszedł przez Wielką Salę i usiadł przy stole
Gryffindoru. Widząc moje spojrzenie, uśmiechnął się szeroko i pokazał mi kciuki
w górę. Odwróciłam wzrok, wpatrując się w ceremonię.
– Burrell, Dominic.
Pulchny chłopak usiadł na stołku, uśmiechając się delikatnie. Tiara na jego
głowie tkwiła zaskakująco długo, gdy w końcu oznajmiła, że trafia do
Gryffindoru. Zanim zdążyłam mu się dokładniej przyjrzeć, chłopak zniknął w
wirze uczniów. Ceremonia trwała nadal, przez co dowiedziałam się, że Luke
trafił do Ravenclawu.
– Collins, Robyn.
Na podest niepewnie weszła Krukonka, zmarszczyła czoło i odgarnęła niesforny
kosmyk z czoła. Usta wykrzywiła w grymasie, miałam wrażenie, że nie potrafi
cieszyć się ze swojego życia. Zdziwiłam się, gdy tiara wykrzyknęła
„Gryffindor”. Natychmiast wytężyłam wzrok, stając na palcach. Na jej nosie
spoczywały okulary. Blond włosy miała spięte w kucyka, a w zielonych oczach
czyhała obojętność. Powoli udała się do stołu Gryffindoru, gdzie została
powitana z entuzjazmem.
Uważnie oglądałam przydział. Wiele osób trafiało do innych domów, a gdy
McGonagall wyczytała nazwisko Lily, natychmiast na nią spojrzałam. Wolno
podeszła do tiary, po czym usiadła na krzesełku. Gdy tylko tiara dotknęła jej
rudych włosów, od razu wykrzyknęła: „GRYFFINDOR!”. Dziewczyna uśmiechnęła się i
podążyła w stronę stołu, wcześniej posyłając mi zachęcające spojrzenie.
Parę minut później wszystko się zmieniło. Jonh Krusher oraz David Craisse
trafili do Hufflepuffu, natomiast Fred Jankes został przeniesiony do
Ravenclawu. Zaczęłam w myślach wyliczać Gryfonów: Robyn Collins, Lily Evans,
Rose Hope, Alice Kingston, Syriusz Black, Josh Exel, Greg Hood.
– Lake, Maura.
Z Maurą rzadko rozmawiałam, jednak wiedziałam, że jest ona najlepszą
przyjaciółką Dorcas Meadowes. Miała niebieskie oczy i blond włosy, które
sięgały ramion. Na twarzy miała ostry makijaż, gdy włożyła na głowę tiarę
zapanowała złowroga cisza, a napięcie można by kroić nożem.
– SLYTHERIN!
Wszyscy zamarli, a ja zdumiona wpatrywałam się w jej kamienną twarz. Nie mogłam
pojąć tego, jak ona mogła trafić do domu węża. Dorcas krzyknęła zaskoczona,
zasłaniając sobie usta dłonią. Próbowała złapać kontakt wzrokowy ze swoją
przyjaciółką, jednak na marne.
Bez tchnienia oglądałam tiarę przydziału. Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że
do Gryffindoru trafiły dwie nowe osoby: Karen Lynch oraz Caleb Odgen, wiedziałam
tylko, że do domu lwa ponownie zostali przydzieleni Mary MacDonald, Dorcas
Meadowes, Remus Lupin, Frank Longbottom, Peter Pettigrew i James Potter.
– Rouly, Katherine.
Nerwowo przygryzłam wargę i cała się trzęsąc ruszyłam do krzesła, a serce
głośno łomotało w moją klatkę piersiową. McGonagall uśmiechnęła się do mnie
zachęcająco, już po chwili tiara opadła na moje włosy. Nie musiałam długo
czekać, by usłyszeć jej cichy szept.
– Witaj, Kate. A więc dowiedziałaś się prawdy o swoich rodzicach, Hufflepuff
oraz Ravenclaw. Połączyła ich naprawdę wielka miłość, pamiętam jak
przydzielałam ich do domów, byli zachwyceni. Więc dlaczego ty się lękasz? –
zapytała, jednak chyba nie oczekiwała na odpowiedź z mojej strony. – Tęgi
umysł, kreatywna, inteligentna, mądra, chociaż nie bardzo skora do pracy –
prawie się zaśmiałam na to stwierdzenie. – Ale też miła, skromna i chętna do
pomocy. Jednak jest tu coś jeszcze innego, duma, szczerość i szlachetność, a
także niebywała odwaga – tiara zamruczała mi cicho do ucha.
RAVENCLAW, HUFFLEPUFF CZY GRYFFINDOR.
– Prawdziwych przyjaciół na całe życie nie powinno się rozdzielać – szepnęła,
po czym wykrzyknęła – GRYFFINDOR!
Zawirowało mi w głowie ze szczęścia. Mój żołądek wykonał parę przewrotów,
zacisnęłam mocno powieki, myśląc, że jest to jakiś cudowny sen. Mogłam z dumą
nosić godło lwa na piersi.
***
W
ciszy weszliśmy do Wieży Gryffindoru i dopiero wtedy odetchnęliśmy z ulgą.
Dziewczyny szybko skierowały się do dormitorium, dlatego chciałam iść za jej
przykładem, jednak dostrzegłam, że dwie nowe dziewczyny rozglądają się z
ciekawością po Pokoju Wspólnym.
Szkarłatne ściany okrągłego pomieszczenia sprawiały, że czułam spokój, ale
także przyjemne ciepło. Z kominka wesoło buchał ogień, czerwone fotele
doskonale pasowały do wystroju naszego domu. Z obrazów postacie ciekawsko
spoglądały na Gryfonów. Na środku pomieszczenia leżał szkarłatny dywan, na
którym teraz trzecioroczni siedzieli, głośno rozmawiając.
Dostrzegłam kątem oka, jak dziewczyny przyglądają mi się z zainteresowaniem.
Szepnęły coś do siebie, po czym podeszły do mnie, z zawstydzeniem spuszczając
głowę.
– Hej – powiedziała jedna z nich, uśmiechając się delikatnie. – Nazywam się
Robyn, a to jest Karen, no wiesz, te nowe – zaśmiała się nerwowo.
– Tak, wiem – posłałam im zachęcające spojrzenie. – Pokazać wam dormitorium?
Zobaczycie, szybko przywykniecie do nowej sytuacji.
Sama byłam ciekawa z kim będę dzielić dormitorium, dlatego pewnym krokiem
ruszyłam w stronę schodów i zaczęłam podążać w górę. Karen oraz Robyn szły obok
mnie, przez co mogłam się im dokładniej przyglądnąć.
Robyn była trochę wyższa ode mnie. Na jej nosie spoczywały okulary w grubej
oprawce, a blond włosy ze złotymi refleksami praktycznie wymknęły się z jej
luźnego kucyka. Zielone tęczówki skierowane były na schody, a czoło miała
zmarszczone. Dalej miała smutny wyraz twarzy.
Karen była od niej zupełnie inna. Bursztynowe oczy posyłały pewne siebie
spojrzenia. Piaskowe włosy falami opadały na plecy, a grzywkę miała spiętą z
boku głowy. Na lekko zadartym nosie dostrzegłam parę piegów.
– Czy Evans naprawdę jest taka zła jak wszyscy mówią? – zapytała mnie w pewnym
momencie Robyn, przez co zatrzymałam się gwałtownie.
– Lily? Zła? – zapytałam z niedowierzaniem. – Evans jest najwspanialszą osobą,
jaką poznałam. Jest cudowną przyjaciółką i zawsze ci pomoże – odparłam.
W końcu dotarłyśmy pod drzwi z
-Tak, od pierwszego roku naprawdę się polubiłyśmy. Lily jest naprawdę wspaniałą
przyjaciółką. I bardzo pomocną osobą. Na pewno się o tym przekonasz. –
powiedziałam.
W końcu dotarłyśmy pod drzwi z tabliczką IV roku. Szybko zbadałam listę,
marszcząc przy tym czoło.
COLLINS ROBYN
EVANS LILYANNE
HOPE ROSALINE
KINGSTON ALISON
LYNCH KAREN
MACDONALD MARY
MEADOWES DORCAS
ROULY KATHERINE
– Dziwne, przecież w dormitorium mieści się najwyżej 6 osób – powiedziałam do
siebie.
Nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. Od razu w oczy rzuciła mi się ilość
łóżek. Pokój został minimalnie powiększony, aby zmieściły się dodatkowe meble.
Pod jednym z łóżek leżał mój kufer, od razu dostrzegłam, że znajduje się ono
obok posłania Lily. Wszystkie rzeczy zostały spakowane, a ściany były zupełnie
puste.
Lily siedziała już na swoim łóżku, marszcząc brwi. Evans pisała esej z
transmutacji na całą rolkę pergaminu, przez co rudowłosa nie miała zadowolonej
miny. Co jakiś czas przysuwała do siebie podręcznik od transmutacji, próbując
cokolwiek zrozumieć, no tak, Lily nie pojmowała transmutacji. Włosy ciągle
spadały jej na czoło, przez co dziewczyna nerwowo zakładała je za ucho.
Rose leżała na łóżku i z nieodgadnioną miną wpatrywała się w sufit. Czarne oczy
były puste, a ciemne włosy opadały na poduszkę, okalając jej porcelanową twarz.
Nie rozmawiałam z nią od czasu, kiedy ją spotkałam w domu dziecka.
Alice zajęła się wkładaniem rzeczy do szafy. Było to sprytnym posunięciem,
ponieważ później mogło nie być miejsca. Jej brązowe krótkie włosy opadały luźno
na ramiona, a prosta grzywka była trochę rozczochrana. Szare oczy z ciekawością
rzucały krótkie spojrzenia na Robyn oraz Karen. Gdy napotkała wzrok Lynch,
posłała jej delikatny uśmiech.
Mary krzątała się po dormitorium, prawdopodobnie czegoś szukając. Na jej łóżku
dostrzegłam pergamin, pióro oraz kałamarz. Na jej pracy znajdował się olbrzymi
kleks, który z sekundy na sekundę robił się coraz większy, zakrywając słowa
widniejące na pergaminie. W końcu jej brązowe włosy mignęły mi ostatni raz.
Wskoczyła szybko na łóżko, wyrządzając tym samym jeszcze gorszą szkodę,
ponieważ kałamarz wywrócił jej się na zadanie. Czekoladowe oczy posłały smutne
spojrzenie w kierunku pergaminu. Ociągając się, zmięła go i wyrzuciła go do
kosza.
Dorcas siedziała zatroskana na parapecie. Jej śniada cera straciła swój
naturalny blask, a w piwnych oczach dostrzegłam smutek. Pierwszy raz w życiu
widziałam Meadowes w takim złym stanie, ponieważ zazwyczaj była pełną życia,
uśmiechniętą osobą. Mimo to rozumiałam jej niepokój, jej najlepsza przyjaciółka
trafiła do Slytherinu, wrogiego dla nas domu.
Podobno nie wszyscy Ślizgoni są okropni, jednak sam fakt, że Gryfon rozmawia ze
Ślizgonem jest źle postrzegany przez uczniów. Przyjaźń Lily i Snape’a jest
najpopularniejszym przykładem, nikt nie ma pojęcia, jak oni mogą ze sobą
spędzać czas.
Westchnęłam cicho i ruszyłam w kierunku mojego łóżka. Pociągnęłam mój kufer w
stronę jednej z szaf, po czym zaczęłam układać tam moje ubrania. Po jakiś 30
minutach wszystkie rzeczy były na swoich miejscach, książki spoczywały w mojej
półce nocnej, a do szuflady wcisnęłam pamiętniki mojej mamy. W końcu
wyciągnęłam z kufra słoiczek z płomykiem.
– Do czego ci to służy? – zapytała Robyn.
Wszystkie osoby, które przebywały w dormitorium skierowały na nią spojrzenie,
przez co się trochę zmieszała. Ostrożnie postawiłam słoik na półce nocnej,
delikatny płomyczek świecił w pokoju cały dzień, a gdy położyło się na nim
dłonie można było poczuć delikatne pulsowanie i ciepło pod palcami. Sprawiało
wrażenie, jakby trzymało się w dłoniach serce.
– Czasami mam koszmary – powiedziałam wymijająco – on mnie uspokaja.
Zapanowała
chwilowa cisza. W końcu postanowiłam wziąć się za pracę i robienie zadań
domowych. Wyciągnęłam więc zwój pergaminu, a na moim łóżku natychmiast znalazło
się pełno ksiąg.
***
Wybiła
godzina 21, co oznaczało, że uczniowie z IV roku nie mogli już wychodzić z
Wieży Gryffindoru. W dormitorium byłam tylko ja z Rose, która już od dawna
spała. W końcu postawiłam ostatnią kropkę na pergaminie. Poczekałam, aż papier
wyschnie, po czym zwinęłam pracę w rulonik i wrzuciłam do mojej szkolnej torby.
Wyprostowałam się, od razu poczułam bolącą mnie szyję. Jęknęłam cicho i
zaczęłam masować zdrętwiałe miejsce.
Mary
i Alice wyszły wraz z Karen i Robyn, aby pokazać im Pokój Wspólny i okolice w
pobliżu Wieży Gryffindoru. Collins jednak była ciągle przybita i nawet jeśli
dostrzegłam na jej ustach uśmiech, jej oczy pozostawały bez wyrazu.
Zastanawiałam się jaka jest tego przyczyna.
Lily
poszła się spotkać ze Snapem. Ślizgon coraz bardziej był zazdrosny o rudowłosą,
twierdził, że spędza z nim mało czasu, dlatego Evans postanowiła się z nim
spotkać. Oboje wyszli na hogwarckie błonia, ponieważ Gryfonka wzięła ze sobą
kurtkę.
Dorcas
poszła się spotkać z Maurą, zaraz po tym, jak Lake przysłała jej wiadomość
przez sowę. Meadowes od razu zniknęła z Wieży Gryffondoru, nie zważając na
późną godzinę.
Dorcas
jakąś godzinę temu wysłała list do Maury. Gdy otrzymała od niej odpowiedź, od
razu wybiegła z dormitorium, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu.
Drzwi
otworzyły się ze skrzypieniem. Do pomieszczenia weszła Mary. Spojrzałam na nią
z zainteresowaniem, jednak po chwili przymknęłam powieki i opadłam na poduszki.
–
Kate, Remus cię szukał – usłyszałam głos Mary.
Gwałtownie
otworzyłam oczy, kierując na nią spojrzenie niebieskich tęczówek. Wyprostowałam
się gwałtownie, a w głowie zaczęło mi szumieć.
–
Nie wiedział gdzie cię szukać, więc powiedziałam mu, że jak cię spotkam to ci
to przekażę. Mówił, że jest to pilne, z tego co wiem teraz siedzi w Pokoju
Wspólnym – dodała, uśmiechając się delikatnie.
Przez
moją głowę przebiegło tysiące myśli, zaczęłam masować sobie palcami skronie.
Byłam bardzo zmęczona, ale nie mogłam cały czas unikać Remusa i wymigiwać się
od rozmowy, którą i tak musieliśmy przeprowadzić. Poza tym Huncwoci mieli jakiś
sposób, że mogli znaleźć każdego. Westchnęłam zrezygnowana i wstałam z posłania.
Z
dormitorium wyszłam idealnie, żeby usłyszeć „Evans, umówisz się ze mną” i krzyk
Lilki „SPADAJ POTTER”. Uśmiechnęłam się i zaczęłam schodzić powoli po schodach.
W połowie drogi na dół zatrzymałam się, opierając czoło o zimną ścianę.
Westchnęłam cicho, niezdolna do wykonania kolejnego kroku.
–
Kate, wszystko w porządku? – usłyszałam zaniepokojony głos Lily.
Przeniosłam
wzrok na jej zmartwioną twarz. Uśmiechnęłam się do niej delikatnie i niepewnie
kiwnęłam głową. Wyprostowałam się i opuszkiem palca przetarłam sobie powiekę,
tym samym rozmazując sobie tusz. Zmarszczyłam brwi i westchnęłam ciężko.
–
Widziałaś w Pokoju Wspólnym Remusa? – zapytałam.
W jej zielonych oczach dostrzegłam nutkę zrozumienia, ale także rozbawienia. Z
ociąganiem zaczęła przyglądać się swoim paznokciom, zrywając z nich resztki
lakieru. Na jej nosie oraz czole pojawiły się zmarszczki, które uwydatniały jej
piegi.
– No tak, siedzi przy kominku – na jej twarzy pojawił się dziwny grymas, przez
co posłałam jej rozbawione spojrzenie. – Razem z Pettigrewem, nadętym panem
Blackiem i najgorszym z nich wszystkich Głupotterem – dodała, przewracając
oczami.
Zrobiłam to samo, jednak zaśmiałam się cicho. Ten dźwięk natychmiast odbił się
echem po pustym korytarzu, które prowadziło do dormitoriów. Zamilkłam, gdy
usłyszałam czyjeś kroki. Z zaciekawieniem spojrzałam na Karen, która uśmiechała
się delikatnie.
– Och, cześć – powiedziała, gdy nas zobaczyła. – W Gryffindorze wcale nie jest
tak źle. Tutaj wszyscy się traktują jak rodzina, naprawdę! W Hufflepuffie nie
jest aż tak ciekawie, niby wszyscy zwracają się do siebie z szacunkiem i są dla
siebie mili, jednak tutaj jest zupełnie inaczej.
– To dobrze, że ci się tu podoba – odparła Lily, uśmiechając się do niej.
– Wszystko byłoby fajnie, tylko teraz będę musiała dłużej iść do Wielkiej Sali.
Wieża Gryffindoru jest strasznie daleko! – dodała, po czym ostatni raz się do
nas uśmiechnęła i ruszyła na górę.
– Mogę cię o coś prosić? – zapytałam, gdy usłyszałam ciche skrzypienie
zamykanych drzwi w naszym dormitorium.
Lily uniosła wysoko brwi, a w jej zielonych tęczówkach dostrzegłam
zaciekawienie. Spojrzała się na mnie podejrzliwie, jednak po chwili kiwnęła
prawie niezauważalnie głową. Uśmiechnęłam się do niej ciepło, wyrażając tym
samym swoją wdzięczność.
– Poszłabyś do Remusa i powiedziała mu, że się źle czuję? I że porozmawiam z
nim jutro? Dzisiaj nie mam na to siły – westchnęłam.
– Tak, pewnie – odparła, po czym zbiegła ze schodów.
Westchnęłam po raz kolejny i opadłam na schody, przyglądając się z uwagą moim
butom. Na rozmowę z Remusem musiałam mieć dużo siły, a takowej w tamtym
momencie nie posiadałam.
Łi! Pierwsza!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, niedawno trafiłam na Twojego bloga. Przeczytałam wszystkie rozdziały. Patrzę: od kilku miesięcy nie dodałaś rozdziału. Me serce rozbiło się na tysiąc kawałków. Prawie codziennie sprawdzałam, czy nie dodałaś jakiejś notki. Później zaprzestałam. Wchodzę dziś z ciekawości... bum! Dwa świeżutkie, nowiutkie rozdziały! Szybko skleiłam wyżej wymieniony organ i zaczęłam czytać.
Jestem w stu procentach początkujący humanem i będę ci wypominać błędy, więc się bój, hue hue.
Wiesz co mnie bardzo boli? To, że źle tworzysz dialog. Przykład:
*-Jesteśmy wszystkie razem w pokoju. – powiedziałam. – Będzie problem z łazienką. – zaśmiałam się, po czym nacisnęłam klamkę.*
Nie powinno być kropek. Tylko wtedy, gdy kończysz wypowiedź. Nigdzie indziej. Kropki są złe. I przed "Jesteśmy" powinna być przerwa.
*Mały nos był lekko zaczerwieniony, a malinowe usta lekko rozchylone.*
Powtórzyło się słowo "lekko"! *^*
Postaraj się użyć synonimów, przykładowo "delikatnie". Lepiej by się czytało.
Dobra, nie będę już zołzą.
Dlaczego? Kate! Musisz pogadać z Remusem! Ja bym mu za tą malinkę nie wybaczyła *cichy śmiech na sali*.
Zdziwiłabym się, gdyby Luniaczek miał dziewczynę. Już po pierwszych rozdziałach było widać, że czuje coś do głównej bohaterki. No i ta malinka! *znowu śmiech*
Potter... co on kombinował? Wiadomo, że trzymał Mapę Huncwotów, ale co on robił o godzinie czwartej nad ranem poza ciepłym... miłym... łóżkiem... ja bym nie wstała jestem ogromnym leniem. A skoro Rogacz to taki ranny ptaszek... Rouly i Evans mogłyby zrobić mu wcześnie rano jakiś kawał, nieprawdaż? Przecież mogą wchodzić do dormitorium chłopców, na dodatek byłaby to zemsta za wszystko. Świetny pomysł, nie? ^^
Nie wiem dlaczego wyobraziłam sobie, że jakaś ćwierć wila z Beauxbatons przeprowadzi się do Anglii i jakimś cudem trafi do Gryffinforu, flirtując z Syriuszem... *ma cichą nadzieję, że tak się stanie*.
Wiesz co? Ja chyba skończę pisać ten komentarz, bo... bo mi się już nie chce.
Mam nadzieję, że wytykając błędy nie wyszłam na ostatniego chama...
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny!
Poprzedni komentarz mi się usunął, brawo Jimies, gratulacje ��
OdpowiedzUsuńRozdział ten, zarówno jak poprzedni, mistrzowski. Miła odskocznia od lektur i ciągłej nauki. Cieszę się również, że rozdziały dodawane są szybko, trzymaj tempo V, trzymaj :)
Co do rozdziału:
Cieszę się że Kate trafiła do Gryffindoru (z Remusem oczywiście) co do unikania chłopaków... weź się w garść Kate! Pokaż że jesteś silna, powiedz Luke'owi że cię wkurzył za ukrywanie prawdy... No...
Wątek RemusxKate (trzeba wymyślić jakiś skrót) Ja wiedziałam, że jak rozpoczyna się z nimi jakaś akcja to kończy się rozdział, No poprostu wiedziałam :')
Poproszę o zamieszczenie w następnym rozdziale ich rozmowy ��
Także ten... weny, weny jak najwięcej i do następnego rozdziału
~Jimies
Od niedawna czytam :3
OdpowiedzUsuńBoskie czekam na następne rozdziały :*
Pozdrawiam i życzę weny.
Rozdział tak szybko! <3
OdpowiedzUsuńDo końca trzymałaś mnie w niepewności kto zostanie w Gryffie...
Podobała mi się rozmowa Kate z Jamesem, taka szczera i prawdziwie przyjacielska! :D
Biedny Remus tak się stara, a tu :(
No i biedna Robyn, tak nagle przerzucili ją do Gryffindoru, ale coś czuje że będzie jej tam dobrze! :3
Pozdrawiam cieplutko i nie mogę się doczekać nowego rozdziału! :*
No i jestem!
OdpowiedzUsuńOoo, tytuł rozdziału zwiastuje ciekawe wydarzenia.
Kiedyś też zdarzało mi się cierpieć skutki bezsenności, więc pod tym względem rozumiem Kate. No ale żeby samej obcinać włosy? :p Podziwiam. Cóż, nie mogę spać, więc obetnę sobie włosy, ciach, ciach, ciach. Jak tak dalej pójdzie, to Kate czekają nieustanne nocne metamorfozy :p
Aż dziw, że James szwendał się po zamku samotnie. Gdzie jego nieodłączna świta? No, ale dzięki temu Potter sprawiał wrażenie osoby tajemniczej i czyniącej intensywny użytek ze swojego mózgu, więc gdyby tylko na miejscu Kate znajdowała się Lily, mogłoby być jeszcze bardziej interesująco :)
No ale dzięki tym nocnym wędrówkom wyjaśnił się skandaliczny ślad szminki na remusowym policzku. I dobrze, bo już miałam się oburzać w nieskończoność :p O Boże, Twój Remus jest taki słodki, że aż wzbudza we mnie emocje, których do tej pory nigdy w stosunku do niego nie żywiłam. Zawsze był dla mnie jakis nijaki (naprawdę się do tego przyznałam?) i chyba żadne opowiadanie jakoś na to nie wpłynęło. A tu proszę!
Kurczę, już spodziewałam się jakieś bomby po ponownym przydziale, ale okazało się, że Tiara czyniła tylko nieliczne wyjątki, a cała nasza ekipa trafiła z powrotem do Gryffindoru. Chyba pomysł Ministerstwa nie wypalił ;)
Za to Robyn dobrze rokuje - ma ładne imię, była Krukonką, przetransformowała się w Gryfonkę, czegóż chcieć więcej? ;) Ciekawa jestem jak rozwiniesz jej wątek.
No nieee, jak Kate mogła tak stchórzyć? Ja wiem, dziewczyna ma dużo na głowie, ale już bym chciała, żeby ten romans się, do stu piorunów, rozpoczął! :p Dlatego korzystaj z weny i napisz szybciutko rozdział pełen wyznań i całusków na linii Kate-Remus xD
Z pozdrowieniami
Eskaryna
Nie wierzę, że to już 20 rozdział. Ta historia z każdą notką nabiera nowego uroku...Najbardziej podoba mi się naturalność postaci, a szczególnie Remus...Jest dokładnie taki jak go sobie wyobrażałam :) Zaciekawiłaś mnie relacją Kate i Jamesa. Spodziewałam się, że raczej mógłby wpaść na Lily, a tu takie zaskoczenie xD. Co to będzie z tą Robyn? Mam nadzieję, że się odnajdzie w Gryffindorze.
OdpowiedzUsuńRozdział trzymał mnie w napięciu.
Przepraszam, że tak krótko, lecz czas mnie goni.
Pozdrawiam,
N.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Musiało się dużo w tych osobach pozmieniać przez te cztery lata jak większość zmieniła domy. Szkoda, że Maurę przeniesiono do Slytherinu. Będzie jej pewnie trudniej kontaktować się z dorcas, ale myślę że jak będą chciały to znajdą sposób żeby się spotykać. Dobrze że Kate została w Gryffindorze z przyjaciółmi. Co do Robyn to myślę, że będzie jej dobrze w Gryffindorze i znajdzie pewnie tam przyjaciół.
OdpowiedzUsuńSzykuje się rozmowa Kate z Remusem. Ciekawe jak będzie wyglądać i co sobie powiedzą. Może to najlepszy moment żeby Kate mu powiedziała o swoich uczuciach do niego.
czekam na kolejny rozdział.
Kochana V,
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze nieziemski. Ponowna ceremonia przydziału musiała być ogromnym stresem. Szczególnie dla tych, którzy trafili do innych domów. To straszne, że Dorcas straciła swoją przyjaciółkę, ale widocznie tak miało być. Najważniejsze, że główni bohaterowie bez zmian pozostali w Gryffindorze w innym wypadku chyba bym się zirytowała :)
W ogóle bawi mnie zachowanie Kate. Przecież i tak w końcu będzie musiała porozmawiać z Remusem. Ja na jej miejscu wolałabym mieć to już za sobą.
Pozdrawiam
Em