17 lipca 2014

2. Ulica Pokątna

W połowie sierpnia do naszego domu zawitała około czterdziestoletnia kobieta.  Była szczupła i wysoka, przedstawiła się jako Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora i nauczycielka transmutacji w Hogwarcie. Na głowie miała czarną tiarę, która dodawała jej jeszcze parę dobrych centymetrów. Ubrana była w długą zgniłozieloną szatę. Czarne włosy spięła w ciasnego koka. Miała mądre zielone oczy, które ukrywała za prostokątnymi okularami. Jej spojrzenie było surowe i stanowcze, byłam pewna, że nie będzie z nią tak łatwo.
Zeszłam na dół, aby przywitać się z gościem. Kobieta wraz z rodzicami byli w salonie i rozmawiali ze sobą. Przeczuwałam, że nie życzyli sobie, aby ktokolwiek im teraz przerywał. Cicho podeszłam do zamkniętych drzwi i ukryłam się za framugą, pragnąc cokolwiek usłyszeć. Przystawiłam ucho do drzwi, dzięki czemu dosłyszałam urywki zdań.
– Myślę, że bardzo źle państwo robią – stanowczy głos kobiety uderzył w moje uszy. Po całym ciele przeszły mnie ciarki, przez co drgnęłam niespokojnie – kiedyś się domyśli, widzę, że jest mądrą dziewczyną – powiedziała, po czym dodała coś, czego nie zdołałam zrozumieć.
– Będzie tam bezpieczny – powiedziała płaczliwym głosem moja mama – zrobiliśmy to tylko, aby go ochronić! Pani tego nie zrozumie. Kate jest bardzo mądra, ale byliśmy przekonani, że jest charłakiem!
Moje serce stanęło na parę sekund, po czym głośno i mocno zabiło w moją klatkę piersiową. Pierwszy raz słyszałam to słowo, nie wiedziałam  co ono oznacza. Wypuściłam z płuc powietrze, nawet nie zdawałam sobie sprawy, że wstrzymałam oddech. Pochyliłam się, przystawiając oko do delikatnie uchylonych drzwi. McGonagall patrzyła surowym wzrokiem na moich rodziców, a oni nawet nie drgnęli. Na czole profesorki pojawiły się zmarszczki, a usta zacisnęła w bardzo cienką linię. Och tak, Minerwa McGonagall była naprawdę przerażającą kobietą.
***
Gdy Minerwa McGonagall oficjalnym i sztywnym tonem wytłumaczyła moim rodzicom co i jak, pod koniec miesiąca zawitaliśmy w Dziurawym Kotle. Było to trochę obskurne miejsce i na pewno nie zachęcało ono wyglądem. Wnętrze było niezbyt schludne oraz ciemne.
Jednak z każdego kąta poczułam niewyobrażalną magię. Czarodzieje siedzieli przy okrągłych stolikach i różdżką mieszali sobie napój. Patrzyłam zafascynowana na to zjawisko. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam, a to było naprawdę niesamowite. Gdzieniegdzie dostrzegłam sowę albo kota, który przysiadywał przy swoim właścicielu.
– Witam! Czy coś podać? – zawołał mężczyzna stojący za blatem.
Był to nieco starszy mężczyzna, nieco po pięćdziesiątce. Miał czarne, pokryte siwizną włosy, jednak miał ich bardzo mało i wyglądało na to, że za niedługo wyłysieje. Mimo tego na jego ustach gościł serdeczny uśmiech. Sprawnie czyścił kufle, nie spuszczając z naszej trójki wzroku.
Tata szybkim krokiem podszedł do blatu. Mężczyzna entuzjastycznie zaczął kiwać głową, pstrykając palcami. Wyglądał na rozpogodzonego i radosnego. Wymienił się uściskiem dłoni z moim tatą, po czym poklepał go delikatnie po plecach. Wyszedł zza baru i wraz z moim tatą udał się w naszym kierunku.
– Czyżby to była Julie? – zapytał, kłaniając się mojej mamie.
Mama uśmiechnęła się delikatnie, witając się z mężczyzną. Na rumianych policzkach mojej rodzicielki pojawiły się różowe plamy, a wraz z nimi dołeczki. Patrzyłam na tą scenę z rozdziawianymi ustami. Wszystkie moje podejrzenia do czarodziei prysła jak bańka mydlana. Zdałam sobie sprawę, że osoby magiczne tak samo jak my są normalnymi ludźmi, nie rzucają zaklęciami na prawo i lewo, nie zamieniają ludzi w żaby…
– To wasza córka? – zwrócił się do moich rodziców mężczyzna, kucając przy mnie – witaj, jestem Tom.
Jego niebieskie tęczówki były łagodne i ciepłe. Uśmiechał się do mnie, a ja dostrzegłam, że brakuje mu paru zębów, jednak najwyraźniej mu to nie przeszkadzało. Promieniała od niego aura spokoju oraz radości.
– Kate – przedstawiłam się, szczerząc zęby w jego kierunku.
– Miło cię widzieć, Kate – powiedział – chodźcie więc, zaprowadzę was.
Mężczyzna kiwnął głową w kierunku drzwi, które znajdowały się za barem. Bez zastanowienia ruszyłam za nim, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. Mimo że było ono brzydkie, czułam się tu wspaniale.
– Hogwart to wspaniałe miejsce, przekonasz się Kate – usłyszałam w pewnym momencie głos Toma – chciałbym tam wrócić, było to naprawdę wspaniałe miejsce. Poznałem tam przyjaciół na całe życie. Ta atmosfera, magia w każdym zakątku – mężczyzna westchnął – och tak, a błonia! Cudowne! Zakazany Las wyglądał zawsze pięknie!
Dotarliśmy na tyłu pubu. Tom zatrzymał się i spojrzał w moim kierunku, uśmiechając się delikatnie.
– To o wiele lepsza szkoła niż Akademia Magii Beauxbatons czy Instytut Magii Durmstrang. Hogwart jest wyjątkowy! Chodziłem tam tak dawno temu, a jednak wszystko pamiętam! Byłem Puchonem, a nocne wymykanie się z przyjaciółmi, aby pozwiedzać zamek wieczorem, to było wspaniałe uczucie! A Hogsmeade, miód malina! Sami czarodzieje, zero mugolów, doskonałe miejsca na wybranie się gdzieś ze swoją paczką. Było tam pełno sklepów, a także doskonałe miejsca na randki! Jednak dopiero od trzeciego roku można iść tam legalnie za zgodą rodziców.
Wchłaniałam każde słowo mężczyzny, z zainteresowaniem przysłuchując się jego głosowi. Tom odwrócił się do mnie plecami, a tata położył mi dłoń na ramieniu. Barman wyciągnął zza pazuchy różdżkę i zaczął nią stukać w szkarłatne cegły. Po ostatnim dotyku, ściana zaczęła się rozsuwać, ukazując zatłoczoną ulicę.
Na drodze było pełno ludzi, którzy przemierzali alejki Pokątnej. Przebiegłam pod kamiennym łukiem, rozglądając się dookoła, okręcając się przy tym wokół własnej osi. Wszędzie było pełno sklepów. Przekraczając próg pubu poczułam nieznane mi uczucie, z każdego zakątka tego świata sączyła się magia, otulając moje serce, dzięki czemu poczułam, że jestem we właściwym miejscu. Wystawiłam twarz do sierpniowego słońca, czując delikatny powiew letniego powietrza.
Rodzice wyrównali ze mną kroku. Szliśmy przed siebie, mijając przeróżne sklepy, które zachęcały samym wyglądem. Po jakimś dotarliśmy pod ogromny budynek Banku Gringotta. Trudno było go nie zauważyć. Był śnieżnobiały i wyrastał ponad okoliczne budynki. Nad potężnymi drzwiami z brązu zostały wygrawerowane złote motto „Fortius Quo Fidelius”, jednak nie wiedziałam co to oznacza.
– Zostaniesz tu, Kate? – zapytał mnie tata – my szybko zamienimy pieniądze na czarodziejską walutę i za minutkę będziemy – powiedział, po czym złapał mamę za rękę i poprowadził do wnętrz gmachu banku.
Usiadłam na marmurowych schodach, z rozmarzeniem przypatrując się tętniącej życiem ulicy. Na moich ustach błąkał się delikatny uśmiech, kiedy przyglądałam się przechodniom. Mój wzrok zatrzymał się na rudowłosej dziewczynie i czarnowłosym chłopaku. W swoim towarzystwie byli bardzo szczęśliwi i uświadomiłam sobie, że są przyjaciółmi.
Zastanawiałam się, czy to ja kiedyś będę miała przyjaciół. Poza Evelyn, z którą nie miałam już kontaktu, odkąd ona wyprowadziła się do Francji. Wszyscy inni oprócz niej pałali do mnie niechęcią. Miałam cichą nadzieję, że nie będę żyła w samotności, tak jak to było teraz.
Rude włosy dziewczyny w świetle wyglądały tak, jakby płonęły żywym ogniem. Podeszła trochę bliżej, więc mogłam jej się dokładniej przyjrzeć. Od razu dostrzegłam zielone oczy w kształcie migdałów i pełno piegów na drobnej twarzy. Proste włosy sięgały jej ramion, a przez malinowe usta przechodziło tysiąc zdań na minutę.
Chłopak był o wiele brzydszy od dziewczyny. Jego czarne, tłuste włosy oplatały mu twarz, przyklejając się do bladych policzków. Ziemista cera wydawała się zimna, a haczykowaty nos wyróżniał się z całej jego twarzy. Do tego miał chłodne spojrzenie czarnych tęczówek.
W końcu wrócili do mnie rodzice, przez co błyskawicznie wstałam. Wyciągnęłam z kieszeni listę, którą miałam dołączoną do listu, po czym szybko przestudiowałam tekst.
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku muszą mieć:
1. Trzy komplety szat roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo z podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA : wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.

Następnie były wypisane podręczniki, które powinien mieć każdy uczeń pierwszego roku. Księga do Zaklęć, Transmutacji, Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, Eliksirów, Historii Magii, Obrony przed Czarną Magią, Zielarstwa i Astronomii.
POSOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą mieć także jedną sową ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.

Zawsze chciałam mieć w domu zwierzę, ale rodzice byli temu przeciwni. Twierdzili, że jestem zbyt wrażliwa i jeśli pupil by mi zdechł, nie mogłabym się pozbierać, przez co nie chcieli narażać na „załamanie psychiczne”. Tak więc przez długi okres nie mówiłam nic o żadnym zwierzaku.

PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.
Przystanęłam, czytając to zdanie parę razy. Po co nam była potrzebna miotła? Aby zamiatać korytarze? Spojrzałam zdezorientowana na rodziców, którzy także stanęli, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
– Jak myślicie, do czego jest potrzebna miotła? – zapytałam.
– Och, to! Jest taki czarodziejski sport, quidditch! – tata umilkł – przynajmniej tak powiedziała mi profesor McGonagall – powiedział, wzruszając ramionami.
– Może najpierw chodźmy po podręczniki? – zaproponowała mama, na co ja z entuzjazmem się zgodziłam. Uwielbiałam książki!
***
Weszłam do księgarni, która nazywała się Esy Floresy. Był to prawdziwy raj dla mnie, ponieważ kochałam wszystkie tomy, niezależnie od treści. Chodziłam między regałami, gdy dostrzegłam potężną księgę w grubej oprawie. Na grzbiecie miała wygrawerowane „Włochate serce, lecz dusza ludzka”, więc od razu mnie to zaciekawiło. Od razu poprosiłam rodziców, aby mi ją kupili. Na szczęście się zgodzili.
Po około dwóch godzinach miałam już w posiadaniu miedzianą wagę z odważnikami, kociołek, kryształowe fiolki, pergaminy, pióra, teleskop i atramenty. Wstąpiłam w końcu do sklepu Madame Malkin, która sprzedawała szaty na różne okazje. Wraz z rodzicami stałam w długiej kolejce do przymiarek. Kolejka powoli posuwała się do przodu, aż Madame Malkin poprosiła mnie, abym stanęła na stołku.
– Hogwart, prawda skarbie? – zapytała mnie kobieta – pełno osób się tam wybiera w tym roku.
Niskiej i grubej kobiecie nie schodził uśmiech z ust. Zdumiona przyglądałam się jej, trochę przerażało mnie to, że ktoś może mieć tak dobry humor. Po jakimś czasie oderwałam wzrok od Madame Malkin. Na wieszakach wisiało pełno szat, nie wiem, czy byłabym w stanie je wszystkie wyliczyć. Wiele starszych, jak i młodszych uczniów stała w kolejce.
Blond kosmyk wyślizgnął mi się z kucyka, opadając mi na twarz. Szybkim gestem odgarnęłam go ręką. Madame Malkin dokładnie zaznaczała szpilkami właściwą długość na czarnym materiale, który na mnie nałożyła. Po jakimś czasie kobieta oznajmiła, że pomiary zostały zaskoczone.
Szybko zeskoczyłam ze stołka i odeszłam na bok, zwalniając miejsce kolejnej, o wiele starszej ode mnie, osobie. Poczekałam, aż Madame Malkin przyniesie mi moje szaty. Podeszłam w tym szacie do moich rodziców, którzy mnie uścisnęli. W końcu kobieta przyszła z moimi nowymi szatami. Rodzice zapłacili za zakup, po czym wyszliśmy z pomieszczenia.
– Widziałam Lodziarnię Floriana Fortescue, słyszałam, że mają tam znakomite lody! Może byśmy skoczyli tam na chwilę? – zapytała mnie mama.
– Najpierw kupię różdżkę – powiedziałam – wy idźcie, a ja za parę minut do was dołączę.
Pragnienie posiadania własnej różdżki był tak duży, że musiałam iść tam teraz. Rodzice mówili, że pójdą ze mną, ale wiedziałam, że bardzo chcą iść do tej lodziarni, więc w końcu z niechęcią powiedzieli, że udadzą się tam sami, a ja do nich później dołączę.
Przemierzałam samotnie zatłoczone alejki, wpatrując się w listę, na której pozostał tylko jeden punkt pt. różdżka. Niespodziewanie otarłam się ramieniem o kogoś, ale to wystarczyło, żeby tej osobie wypadły wszystkie rzeczy z ręki.
– Patrz jak łazisz! – warknął chłopak z czarnymi tłustymi włosami.
– Przepraszam, nie chciałam – powiedziałam szybko, kucając, aby zebrać wszystkie rzeczy.
– Nic się nie stało, Severusie. Nie musisz na nią krzyczeć – upomniała go jego towarzyszka, po czym wraz ze mną zaczęła zbierać swoje rzeczy. To właśnie z nią się zderzyłam.
Rudowłosa dziewczyna była niesamowicie opanowana, a jej spokój przelatywał też na mnie. Chłopak był jej zupełnym przeciwieństwem. Z naburmuszoną miną zbierał rzeczy swojej przyjaciółki, łypiąc na mnie spode łba.
– Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam was – szepnęłam cicho.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Była ode mnie parę centymetrów wyższa. Zgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho. Podałam jej rzeczy, przyglądając się jej zielonym tęczówką. Miały taką żywą barwę, że mogłabym wpatrywać się w nie godzinami, ale po chwili odwróciłam wzrok.
– Jestem Lily Evans, a to jest Severus Snape – przedstawiła się – on nie jest zły, po prostu szybko się denerwuje – dodała, uśmiechając się do chłopaka.
– Kate Rouly, miło mi – odpowiedziałam.
Posłałam jej delikatny uśmiech, jednak widząc karcące spojrzenie Snape’a, od razu tego pożałowałam . Wiedziałam, że nie będziemy przyjaciółmi, mieliśmy dwa różne charaktery, poza tym Severus przypominał mi osoby z mojej byłej szkoły. Oni też byli do mnie wrogo nastawieni. Snape zdenerwowany złapał rudowłosą za ramię.
– Ja już pójdę – powiedziałam – miło było cię poznać, Lily. I jeszcze raz przepraszam – nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku sklepu z różdżkami.
***
Wchodząc do sklepu z różdżkami pana Ollivandera, powitał mnie delikatny dzwoneczek, który był zawieszony przy drzwiach i powiadamiał właściciela, że ktoś zawitał do jego królestwa. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Trudno było nie zauważyć stosów pudełek, półek z różdżkami i drabin. Na drewnianych regałach piętrzył się kurz.
– Proszę podejść! – krzyknął mężczyzna stojący za dębowym blatem.
Wolnym krokiem podeszłam do pulpitu, przyglądając się z zaciekawieniem całemu pomieszczeniu. Z każdego zakątka było czuć potężną magię. Stanęłam obok wysokiego, chudego chłopaka. Pod ciepłymi miodowymi oczami miał nieprzyjemne fioletowe plamy, które wskazywały na to, że jest zmęczony. Jego twarz zdobiły blizny, a brązowe włosy były starannie ułożone. W miodowych tęczówkach skakały radosne iskierki.
– Hej, jestem Remus Lupin – powiedział, uśmiechając się do mnie. Wyciągnął też w moim kierunku rękę.
Nieśmiało uścisnęłam jego dłoń, czując, jak przez moje żyły przelatuje przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, dokładnie przyglądając się jego twarzy. Byłam tak blisko niego, że mogłam wyliczyć każdą plamkę w jego tęczówkach.
– Kate Rouly – przedstawiłam się.
Przerwałam nasz uścisk dłoni, a Remus posłał mi przyjemny dla oczu uśmiech, który odwzajemniłam. Zacisnęłam chude palce na blacie, czując jego chłód aż wciągnęłam powietrze do płuc.
– Jakiego statusu krwi jesteś? – zapytał – ja jestem półkrwi, moja mama jest mugolką.
– Moi rodzice nie mają w sobie magii – powiedziałam, bo za bardzo nie zrozumiałam, co mówi do mnie chłopak – dużo wiesz o Hogwarcie? – zapytałam.
– Trochę mi tata opowiadał – odparł, uśmiechając się do mnie – jak chcesz to mogę ci trochę o nim opowiedzieć.
– Pewnie! – powiedziałam entuzjastycznie akurat w momencie, kiedy właściciel sklepu przyszedł obładowany pudełkami.
***
Po jakimś czasie oboje wyszliśmy ramię w ramię z naszymi nowymi różdżkami. Czułam się lekka jak piórko, a obecność Remusa dodawała mi siły. Miałam nadzieję, że poznam go jeszcze bardziej i się zaprzyjaźnimy.
Różdżka, która mnie wybrała miała 10¼ cala, z wierzby i z pióra ogona feniksa. Gdy złapałam ją w dłoń, wystrzeliła ona jasnym białym światłem, a ciepłe powietrze zawiało w całym pomieszczeniu. Byłam tak bardzo zdziwiona tym zajściem, że nie wiedziałam co robić, ale pan Ollivander wytłumaczył mi, że to różdżka sama wybiera właściciela.
***
Wraz z Remusem poszłam do lodziarni, w której wcześniej zatrzymali się moi rodzice. Dołączyłam się wraz z Lupinem do stolika, ale oni powiedzieli, że idą się przejść  i że wrócą po mnie za jakiś czas. Zamówiliśmy lody i podjadając, czekałam, aż chłopak zacznie mi opowiadać o Hogwarcie.
– Ja też nie wiem za dużo o Hogwarcie, ale czego chciałabyś się dowiedzieć? – zapytał, posyłając mi zachęcające spojrzenie.
– Jak najwięcej! Wszystko co wiesz! – zawołałam podekscytowana, na co chłopak zaśmiał się serdecznie.
– No więc w Hogwarcie są cztery domy. Gryffindor, Hufflepuff, Racenclaw i Slytherin. Słyszałem, że trzeba przejść jakiś test, aby się dostać do domu. W Gryffindorze podobno są osoby odważne, sprawiedliwe, szlachetne i szczere. W Hufflepuffie zaś wierne, lojalne, uczciwe i uprzejme. Słyszałem, że Hufflepuff to najmilszy dom w Hogwarcie. Podobno w ogóle nie ma tam konfliktów – powiedział Remus, uśmiechając się delikatnie.
– To idealnie tam pasujesz! – stwierdziłam.
– To miłe, że tak twierdzisz – odparł, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce.
– Do Ravenclawu trafiają mądre, bystre i inteligentne osoby. A do Slytherinu – Remus prychnął cicho – przyjmują praktycznie samych czarodziejów czystej krwi, uważają się za bóstwa, są ambitni i przebiegli. Większość z nich nie chce splamić swojej czystości, więc tępią mugolaków. Oczywiście zdarzają się wyjątki.
Siedziałam wbita w krzesło. W głosie Remusa słyszałam tak wiele emocji, że to mnie przytłoczyło. Jednak widząc jego minę zaśmiałam się. Podziwiałam go, że miał tyle pasji, że wierzył w to co mówił. Bardzo polubiłam tego człowieka.
Remus opowiadał mi o Hogwarcie bardzo długo. Starał się wszystko dokładnie opisać, abym jak najwięcej to sobie wyobraziła. On sam nie wiedział za dużo, jednak rozmowa z nim dodała mi otuchy i przybliżyła mnie do Hogwartu, przez co nie mogłam się doczekać, aż w końcu trafię do szkoły.
***
Ciche stukanie drzwi sprawiło, że natychmiast otworzyłam oczy. Całą noc nie potrafiłam zasnąć, ponieważ byłam zbyt podekscytowana faktem, że w końcu pojadę do Hogwartu. Od spotkania z Remusem na ulicy Pokątnej coraz więcej myślałam o szkole.
Pierwsze promienie wrześniowego słońca wdzierały się do mojego pokoju, oświetlając meble bladymi mackami. Kremowa zasłonka poruszała się w rytm porannej bryzy, a delikatnie uchylone okno wpuszczało ciepłe powietrze do pomieszczenia. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Po pokoju znowu rozległ się odgłos stukania w drzwi, tym razem głośniejszy.
– Kate proszę cię, wstawaj! Dzisiaj pierwszy dzień szkoły,  więc nie możesz się spóźnić! – usłyszałam głos mojej mamy – zejdź na śniadanie, bo już jest na stole!
– Już idę – krzyknęłam.
Ziewnęłam potężnie, przeciągając się. Szybko wstałam z łóżka, przeskakując przez kufer, który leżał na podłodze. Weszłam do łazienki, natychmiast przeglądając się w lustrze. Długie blond włosy okalały moją szczupłą twarz. W rozmarzony, niebieskich oczach można było dostrzec wesołe ogniki.
Szybko ściągnęłam z siebie koszulę nocną i weszłam pod prysznic. Puściłam ciepłą wodę i pozwoliłam, aby kropelki ześlizgiwały się po moim ciele. Zaczęłam po raz kolejny rozmyślać, jak to będzie w Hogwarcie. W mojej głowie powstawało milion myśli na minutę, przez co zaczęła boleć mnie głowa.
Wyszłam spod spryskiwacza i wytarłam się ręcznikiem. Włosy zwinęłam w rulonik na głowie i pozostawiłam, aby wyschły. W końcu ubrałam białą bluzkę z rękawem 3/4 i do tego jeansowe spodnie. Wyszłam z łazienki i szybko zeszłam na dół, aby zjeść wraz z rodzicami ostatnie śniadanie.
***
Około godziny 10 rano, rodzice wsadzili mój bagaż do bagażnika samochodu, po czym wszyscy wsiedliśmy do środka transportu. Londyn nigdy nie wydawał mi się tak ciekawy jak w tamtym momencie. Chciałam zapamiętać każdy szczegół zatłoczonych ulic. Otworzyłam szybę, po czym wychyliłam dłoń, aby ta była rozwiewana przez wiatr.
Po 30 minutach tata zaparkował na parkingu przy stacji King’s Cross. Pchając wózek przemierzaliśmy perony. W końcu stanęliśmy między peronami 9 i 10. Rodzice uśmiechnęli się w moim kierunku, łapiąc mój wózek z bagażem po obu moich stronach. Z mocno bijącym sercem ruszyłam w kierunku barierki, tak jak nakazała nam profesor McGonagall.

11 komentarzy:

  1. Szablon jeszcze lepszy niż poprzednio <3
    Rozdział baaaaaaaaaaaaaaaaardzo ciekawy, dlatego czekam na następne rozdziały :*
    Gdybyś mogła poprawić trochę pisownie to by było genialnie :)
    A tak to nie mam się czego przyczepić :)
    Czekam, czekam i jeszcze raz czekam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog! Widzę, że interesujemy się podobną tematykę. Również piszę fan fiction na temat HP. Spodobała mi się główna bohaterka. W ogóle wspaniale piszesz, masz własny, lekki styl. Po prostu Twoje rozdziały czyta się z przyjemnością. Spodobał mi się opis innych szkół magicznych. :) Fajnie też ujęłaś charakterystykę domów w Hogwarcie. Do Slytherinu trafiają ci i ci... A do Gryffindoru... :) Śmieszny tytuł: "Włochate serce, a dusza ludzka". Mam nadzieję, że główna bohaterka sobie poradzi w nowej szkole, że znajdzie przyjaciół. :) Jestem baaardzo ciekawa, w jakim domu się znajdzie. Czekam z niecierpliwością na next.
    P.S. Dodaj sobie przycisk "Obserwowani" to chętnie zaobserwuję Twojego bloga. Wpadnij, jak masz chęć:
    http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie masz pojęcia jak miło się czyta twój komentarz :* Przycisk "Obserwowani" już dodałam, a co do Twojego bloga, to oczywiste, że wpadę, kocham blogi o HP, dziękuję bardzo i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :)

      Usuń
  3. Kobieto ogarnij się! Kolejny super blog, czuję się zazdrosna! Obserwuję i czekam na kolejne rozdziały :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super! Remus i Kate ciekawe co z tego wyniknie <3 http://akademia--zywiolow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow, no tego się nie spodziewałam! Nie pomyślałabym, że Kate spotka Remusa! Prędzej Jamesa lub Syriusza, ale Remi? :D Ekstra!
    Masz bardzo oryginalny styl pisania, ale zabrakło mi opisów. Opisy pomagają nam sobie wyobrazić otoczenie, bohaterów. Za to mały minusik :< Cały czas się coś dzieje, a nie ma żadnych przerw między "zrobiła coś, poszła gdzieś". Gdybyś dodała opisy jeszcze przyjemniej by się czytało. Ale to taka moja opinia ;)
    Zastanawiam się czy bohaterowie będą starsi w późniejszych rozdziałach?
    Pozdrawiam,
    L.L♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :'3 Nie dzała m ''I''. To znaczy działa, ale muszę mocno kilkać XD
    ~~ Finn

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojeej świetne! <3 Zastanawia mnie tylko dlaczego nie piszesz pytajników? :D Nie jestem czepialska, ale trochę mnie to z rytmu wytrącało. ;) Ale ogólnie opowiadanie wspaniałe! :3 I Remus *O*

    OdpowiedzUsuń
  8. Powinnaś pisać znaki zapytania. Bez nich nie jest poprawnie i tak jak wyżej ktoś napisał, wybija to z rytmu.
    Jak na początek jest ok.
    Wszystko zapowiada się dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że Kate jednak szybko nawiązuje kontakty, jest trochę nieśmiała, ale poza tym radzi sobie. Wierzę, że w Hogwarcie bardziej otworzy się na ludzi.
    Ciekawa jestem czemu rodzica Kate robią taką tajemnicę z tego, że też czarują, dziwi mnie to, że ona się nie domyśliła, chociaż może tak pochłonął ją świat magii, że nie zwróciła uwagi na dziwne zachowanie rodziców ?

    OdpowiedzUsuń
  10. Zauważyłam, że masz problem z powtórzeniami. Szczegolnie jesli chodzi o "byc". Za to opisy wychodzą Ci bardzo dobrze. Są w realistyczne i nawet łatwe do wyobrażenia.
    Cieszę się, że uwzględniasz emocja bohaterów i wyciągasz ich konsekwencje.
    Fajnie ze pomyslalas o opisaniu innych szkol magicznych. Nie wielu atorow to rb. Pewnie nawet gdyby ktos o tym pomyslal to by mu sie nie chcialo np mnie xD plus za oryginalnosc

    OdpowiedzUsuń

.
.
.
.
.
.
template by oreuis