W połowie sierpnia do naszego domu zawitała około
czterdziestoletnia kobieta. Była szczupła i wysoka, przedstawiła się
jako Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora i nauczycielka transmutacji w
Hogwarcie. Na głowie miała czarną tiarę, która dodawała jej jeszcze parę
dobrych centymetrów. Ubrana była w długą zgniłozieloną szatę. Czarne włosy
spięła w ciasnego koka. Miała mądre zielone oczy, które ukrywała za
prostokątnymi okularami. Jej spojrzenie było surowe i stanowcze, byłam pewna,
że nie będzie z nią tak łatwo.
Zeszłam na dół, aby przywitać się z gościem. Kobieta wraz z
rodzicami byli w salonie i rozmawiali ze sobą. Przeczuwałam, że nie życzyli
sobie, aby ktokolwiek im teraz przerywał. Cicho podeszłam do zamkniętych drzwi
i ukryłam się za framugą, pragnąc cokolwiek usłyszeć. Przystawiłam ucho do
drzwi, dzięki czemu dosłyszałam urywki zdań.
– Myślę, że bardzo źle państwo robią – stanowczy głos
kobiety uderzył w moje uszy. Po całym ciele przeszły mnie ciarki, przez co
drgnęłam niespokojnie – kiedyś się domyśli, widzę, że jest mądrą dziewczyną –
powiedziała, po czym dodała coś, czego nie zdołałam zrozumieć.
– Będzie tam bezpieczny – powiedziała płaczliwym głosem moja
mama – zrobiliśmy to tylko, aby go ochronić! Pani tego nie zrozumie. Kate jest
bardzo mądra, ale byliśmy przekonani, że jest charłakiem!
Moje serce stanęło na parę sekund, po czym głośno i mocno
zabiło w moją klatkę piersiową. Pierwszy raz słyszałam to słowo, nie
wiedziałam co ono oznacza. Wypuściłam z płuc powietrze, nawet nie
zdawałam sobie sprawy, że wstrzymałam oddech. Pochyliłam się, przystawiając oko
do delikatnie uchylonych drzwi. McGonagall patrzyła surowym wzrokiem na moich
rodziców, a oni nawet nie drgnęli. Na czole profesorki pojawiły się zmarszczki,
a usta zacisnęła w bardzo cienką linię. Och tak, Minerwa McGonagall była
naprawdę przerażającą kobietą.
***
Gdy Minerwa McGonagall oficjalnym i sztywnym tonem
wytłumaczyła moim rodzicom co i jak, pod koniec miesiąca zawitaliśmy w
Dziurawym Kotle. Było to trochę obskurne miejsce i na pewno nie zachęcało ono
wyglądem. Wnętrze było niezbyt schludne oraz ciemne.
Jednak z każdego kąta poczułam niewyobrażalną magię.
Czarodzieje siedzieli przy okrągłych stolikach i różdżką mieszali sobie napój.
Patrzyłam zafascynowana na to zjawisko. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie
widziałam, a to było naprawdę niesamowite. Gdzieniegdzie dostrzegłam sowę albo
kota, który przysiadywał przy swoim właścicielu.
– Witam! Czy coś podać? – zawołał mężczyzna stojący za
blatem.
Był to nieco starszy mężczyzna, nieco po pięćdziesiątce.
Miał czarne, pokryte siwizną włosy, jednak miał ich bardzo mało i wyglądało na
to, że za niedługo wyłysieje. Mimo tego na jego ustach gościł serdeczny
uśmiech. Sprawnie czyścił kufle, nie spuszczając z naszej trójki wzroku.
Tata szybkim krokiem podszedł do blatu. Mężczyzna
entuzjastycznie zaczął kiwać głową, pstrykając palcami. Wyglądał na
rozpogodzonego i radosnego. Wymienił się uściskiem dłoni z moim tatą, po czym
poklepał go delikatnie po plecach. Wyszedł zza baru i wraz z moim tatą udał się
w naszym kierunku.
– Czyżby to była Julie? – zapytał, kłaniając się mojej mamie.
Mama uśmiechnęła się delikatnie, witając się z mężczyzną. Na
rumianych policzkach mojej rodzicielki pojawiły się różowe plamy, a wraz z nimi
dołeczki. Patrzyłam na tą scenę z rozdziawianymi ustami. Wszystkie moje
podejrzenia do czarodziei prysła jak bańka mydlana. Zdałam sobie sprawę, że
osoby magiczne tak samo jak my są normalnymi ludźmi, nie rzucają zaklęciami na
prawo i lewo, nie zamieniają ludzi w żaby…
– To wasza córka? – zwrócił się do moich rodziców mężczyzna,
kucając przy mnie – witaj, jestem Tom.
Jego niebieskie tęczówki były łagodne i ciepłe. Uśmiechał
się do mnie, a ja dostrzegłam, że brakuje mu paru zębów, jednak najwyraźniej mu
to nie przeszkadzało. Promieniała od niego aura spokoju oraz radości.
– Kate – przedstawiłam się, szczerząc zęby w jego kierunku.
– Miło cię widzieć, Kate – powiedział – chodźcie więc,
zaprowadzę was.
Mężczyzna kiwnął głową w kierunku drzwi, które znajdowały
się za barem. Bez zastanowienia ruszyłam za nim, rozglądając się z ciekawością
po pomieszczeniu. Mimo że było ono brzydkie, czułam się tu wspaniale.
– Hogwart to wspaniałe miejsce, przekonasz się Kate –
usłyszałam w pewnym momencie głos Toma – chciałbym tam wrócić, było to naprawdę
wspaniałe miejsce. Poznałem tam przyjaciół na całe życie. Ta atmosfera, magia w
każdym zakątku – mężczyzna westchnął – och tak, a błonia! Cudowne! Zakazany Las
wyglądał zawsze pięknie!
Dotarliśmy na tyłu pubu. Tom zatrzymał się i spojrzał w moim
kierunku, uśmiechając się delikatnie.
– To o wiele lepsza szkoła niż Akademia Magii Beauxbatons
czy Instytut Magii Durmstrang. Hogwart jest wyjątkowy! Chodziłem tam tak dawno
temu, a jednak wszystko pamiętam! Byłem Puchonem, a nocne wymykanie się z
przyjaciółmi, aby pozwiedzać zamek wieczorem, to było wspaniałe uczucie! A
Hogsmeade, miód malina! Sami czarodzieje, zero mugolów, doskonałe miejsca na
wybranie się gdzieś ze swoją paczką. Było tam pełno sklepów, a także doskonałe
miejsca na randki! Jednak dopiero od trzeciego roku można iść tam legalnie za
zgodą rodziców.
Wchłaniałam każde słowo mężczyzny, z zainteresowaniem
przysłuchując się jego głosowi. Tom odwrócił się do mnie plecami, a tata
położył mi dłoń na ramieniu. Barman wyciągnął zza pazuchy różdżkę i zaczął nią
stukać w szkarłatne cegły. Po ostatnim dotyku, ściana zaczęła się rozsuwać,
ukazując zatłoczoną ulicę.
Na drodze było pełno ludzi, którzy przemierzali alejki
Pokątnej. Przebiegłam pod kamiennym łukiem, rozglądając się dookoła, okręcając
się przy tym wokół własnej osi. Wszędzie było pełno sklepów. Przekraczając próg
pubu poczułam nieznane mi uczucie, z każdego zakątka tego świata sączyła się
magia, otulając moje serce, dzięki czemu poczułam, że jestem we właściwym
miejscu. Wystawiłam twarz do sierpniowego słońca, czując delikatny powiew
letniego powietrza.
Rodzice wyrównali ze mną kroku. Szliśmy przed siebie,
mijając przeróżne sklepy, które zachęcały samym wyglądem. Po jakimś dotarliśmy
pod ogromny budynek Banku Gringotta. Trudno było go nie zauważyć. Był
śnieżnobiały i wyrastał ponad okoliczne budynki. Nad potężnymi drzwiami z brązu
zostały wygrawerowane złote motto „Fortius Quo Fidelius”, jednak nie wiedziałam
co to oznacza.
– Zostaniesz tu, Kate? – zapytał mnie tata – my szybko
zamienimy pieniądze na czarodziejską walutę i za minutkę będziemy – powiedział,
po czym złapał mamę za rękę i poprowadził do wnętrz gmachu banku.
Usiadłam na marmurowych schodach, z rozmarzeniem
przypatrując się tętniącej życiem ulicy. Na moich ustach błąkał się delikatny
uśmiech, kiedy przyglądałam się przechodniom. Mój wzrok zatrzymał się na
rudowłosej dziewczynie i czarnowłosym chłopaku. W swoim towarzystwie byli
bardzo szczęśliwi i uświadomiłam sobie, że są przyjaciółmi.
Zastanawiałam się, czy to ja kiedyś będę miała przyjaciół.
Poza Evelyn, z którą nie miałam już kontaktu, odkąd ona wyprowadziła się do
Francji. Wszyscy inni oprócz niej pałali do mnie niechęcią. Miałam cichą
nadzieję, że nie będę żyła w samotności, tak jak to było teraz.
Rude włosy dziewczyny w świetle wyglądały tak, jakby płonęły
żywym ogniem. Podeszła trochę bliżej, więc mogłam jej się dokładniej przyjrzeć.
Od razu dostrzegłam zielone oczy w kształcie migdałów i pełno piegów na drobnej
twarzy. Proste włosy sięgały jej ramion, a przez malinowe usta przechodziło
tysiąc zdań na minutę.
Chłopak był o wiele brzydszy od dziewczyny. Jego czarne,
tłuste włosy oplatały mu twarz, przyklejając się do bladych policzków. Ziemista
cera wydawała się zimna, a haczykowaty nos wyróżniał się z całej jego twarzy.
Do tego miał chłodne spojrzenie czarnych tęczówek.
W końcu wrócili do mnie rodzice, przez co błyskawicznie
wstałam. Wyciągnęłam z kieszeni listę, którą miałam dołączoną do listu, po czym
szybko przestudiowałam tekst.
UMUNDUROWANIE
Studenci pierwszego roku
muszą mieć:
1. Trzy komplety szat
roboczych (czarnych)
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo z podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA : wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
2. Jedną zwykłą spiczastą tiarę dzienną (czarną)
3. Jedną parę rękawic ochronnych (ze smoczej skóry albo z podobnego rodzaju)
4. Jeden płaszcz zimowy (czarny, zapinki srebrne)
UWAGA : wszystkie stroje uczniów powinny być zaopatrzone w naszywki z imieniem.
Następnie były wypisane podręczniki, które powinien mieć
każdy uczeń pierwszego roku. Księga do Zaklęć, Transmutacji, Opieki nad
Magicznymi Stworzeniami, Eliksirów, Historii Magii, Obrony przed Czarną Magią,
Zielarstwa i Astronomii.
POSOSTAŁE WYPOSAŻENIE
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą mieć także jedną sową ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
1 różdżka
1 kociołek (cynowy, rozmiar 2)
1 zestaw szklanych lub kryształowych fiolek
1 teleskop
1 miedziana waga z odważnikami
Studenci mogą mieć także jedną sową ALBO jednego kota, ALBO jedną ropuchę.
Zawsze chciałam mieć w domu zwierzę, ale rodzice byli temu
przeciwni. Twierdzili, że jestem zbyt wrażliwa i jeśli pupil by mi zdechł, nie
mogłabym się pozbierać, przez co nie chcieli narażać na „załamanie
psychiczne”. Tak więc przez długi okres nie mówiłam nic o żadnym zwierzaku.
PRZYPOMINA SIĘ RODZICOM, ŻE STUDENTOM PIERWSZYCH LAT NIE ZEZWALA
SIĘ NA POSIADANIE WŁASNYCH MIOTEŁ.
Przystanęłam, czytając to zdanie parę razy. Po co nam była
potrzebna miotła? Aby zamiatać korytarze? Spojrzałam zdezorientowana na
rodziców, którzy także stanęli, przyglądając mi się z zaciekawieniem.
– Jak myślicie, do czego jest potrzebna miotła? – zapytałam.
– Och, to! Jest taki czarodziejski sport, quidditch! – tata
umilkł – przynajmniej tak powiedziała mi profesor McGonagall – powiedział,
wzruszając ramionami.
– Może najpierw chodźmy po podręczniki? – zaproponowała
mama, na co ja z entuzjazmem się zgodziłam. Uwielbiałam książki!
***
Weszłam do księgarni, która nazywała się Esy Floresy. Był to
prawdziwy raj dla mnie, ponieważ kochałam wszystkie tomy, niezależnie od
treści. Chodziłam między regałami, gdy dostrzegłam potężną księgę w grubej
oprawie. Na grzbiecie miała wygrawerowane „Włochate serce, lecz dusza ludzka”, więc od razu mnie to zaciekawiło. Od razu poprosiłam rodziców,
aby mi ją kupili. Na szczęście się zgodzili.
Po około dwóch godzinach miałam już w posiadaniu miedzianą
wagę z odważnikami, kociołek, kryształowe fiolki, pergaminy, pióra, teleskop i
atramenty. Wstąpiłam w końcu do sklepu Madame Malkin, która sprzedawała szaty
na różne okazje. Wraz z rodzicami stałam w długiej kolejce do przymiarek.
Kolejka powoli posuwała się do przodu, aż Madame Malkin poprosiła mnie, abym
stanęła na stołku.
– Hogwart, prawda skarbie? – zapytała mnie kobieta – pełno
osób się tam wybiera w tym roku.
Niskiej i grubej kobiecie nie schodził uśmiech z ust.
Zdumiona przyglądałam się jej, trochę przerażało mnie to, że ktoś może mieć tak
dobry humor. Po jakimś czasie oderwałam wzrok od Madame Malkin. Na wieszakach
wisiało pełno szat, nie wiem, czy byłabym w stanie je wszystkie wyliczyć. Wiele
starszych, jak i młodszych uczniów stała w kolejce.
Blond kosmyk wyślizgnął mi się z kucyka, opadając mi na
twarz. Szybkim gestem odgarnęłam go ręką. Madame Malkin dokładnie zaznaczała
szpilkami właściwą długość na czarnym materiale, który na mnie nałożyła. Po
jakimś czasie kobieta oznajmiła, że pomiary zostały zaskoczone.
Szybko zeskoczyłam ze stołka i odeszłam na bok, zwalniając
miejsce kolejnej, o wiele starszej ode mnie, osobie. Poczekałam, aż Madame
Malkin przyniesie mi moje szaty. Podeszłam w tym szacie do moich rodziców,
którzy mnie uścisnęli. W końcu kobieta przyszła z moimi nowymi szatami. Rodzice
zapłacili za zakup, po czym wyszliśmy z pomieszczenia.
– Widziałam Lodziarnię Floriana Fortescue, słyszałam, że
mają tam znakomite lody! Może byśmy skoczyli tam na chwilę? – zapytała mnie
mama.
– Najpierw kupię różdżkę – powiedziałam – wy idźcie, a ja za
parę minut do was dołączę.
Pragnienie posiadania własnej różdżki był tak duży, że
musiałam iść tam teraz. Rodzice mówili, że pójdą ze mną, ale wiedziałam, że
bardzo chcą iść do tej lodziarni, więc w końcu z niechęcią powiedzieli, że
udadzą się tam sami, a ja do nich później dołączę.
Przemierzałam samotnie zatłoczone alejki, wpatrując się w
listę, na której pozostał tylko jeden punkt pt. różdżka. Niespodziewanie
otarłam się ramieniem o kogoś, ale to wystarczyło, żeby tej osobie wypadły
wszystkie rzeczy z ręki.
– Patrz jak łazisz! – warknął chłopak z czarnymi tłustymi
włosami.
– Przepraszam, nie chciałam – powiedziałam szybko, kucając,
aby zebrać wszystkie rzeczy.
– Nic się nie stało, Severusie. Nie musisz na nią krzyczeć –
upomniała go jego towarzyszka, po czym wraz ze mną zaczęła zbierać swoje
rzeczy. To właśnie z nią się zderzyłam.
Rudowłosa dziewczyna była niesamowicie opanowana, a jej
spokój przelatywał też na mnie. Chłopak był jej zupełnym przeciwieństwem. Z
naburmuszoną miną zbierał rzeczy swojej przyjaciółki, łypiąc na mnie spode łba.
– Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam was – szepnęłam
cicho.
Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Była ode mnie
parę centymetrów wyższa. Zgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho. Podałam jej
rzeczy, przyglądając się jej zielonym tęczówką. Miały taką żywą barwę, że
mogłabym wpatrywać się w nie godzinami, ale po chwili odwróciłam wzrok.
– Jestem Lily Evans, a to jest Severus Snape – przedstawiła
się – on nie jest zły, po prostu szybko się denerwuje – dodała, uśmiechając się
do chłopaka.
– Kate Rouly, miło mi – odpowiedziałam.
Posłałam jej delikatny uśmiech, jednak widząc karcące
spojrzenie Snape’a, od razu tego pożałowałam . Wiedziałam, że nie będziemy
przyjaciółmi, mieliśmy dwa różne charaktery, poza tym Severus przypominał mi
osoby z mojej byłej szkoły. Oni też byli do mnie wrogo nastawieni. Snape
zdenerwowany złapał rudowłosą za ramię.
– Ja już pójdę – powiedziałam – miło było cię poznać, Lily.
I jeszcze raz przepraszam – nie czekając na odpowiedź ruszyłam w kierunku
sklepu z różdżkami.
***
Wchodząc do sklepu z różdżkami pana Ollivandera, powitał
mnie delikatny dzwoneczek, który był zawieszony przy drzwiach i powiadamiał
właściciela, że ktoś zawitał do jego królestwa. Rozejrzałam się po
pomieszczeniu. Trudno było nie zauważyć stosów pudełek, półek z różdżkami i
drabin. Na drewnianych regałach piętrzył się kurz.
– Proszę podejść! – krzyknął mężczyzna stojący za dębowym
blatem.
Wolnym krokiem podeszłam do pulpitu, przyglądając się z
zaciekawieniem całemu pomieszczeniu. Z każdego zakątka było czuć potężną magię.
Stanęłam obok wysokiego, chudego chłopaka. Pod ciepłymi miodowymi oczami miał
nieprzyjemne fioletowe plamy, które wskazywały na to, że jest zmęczony. Jego
twarz zdobiły blizny, a brązowe włosy były starannie ułożone. W miodowych
tęczówkach skakały radosne iskierki.
– Hej, jestem Remus Lupin – powiedział, uśmiechając się do
mnie. Wyciągnął też w moim kierunku rękę.
Nieśmiało uścisnęłam jego dłoń, czując, jak przez moje żyły
przelatuje przyjemny dreszcz. Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie, dokładnie
przyglądając się jego twarzy. Byłam tak blisko niego, że mogłam wyliczyć każdą
plamkę w jego tęczówkach.
– Kate Rouly – przedstawiłam się.
Przerwałam nasz uścisk dłoni, a Remus posłał mi przyjemny
dla oczu uśmiech, który odwzajemniłam. Zacisnęłam chude palce na blacie, czując
jego chłód aż wciągnęłam powietrze do płuc.
– Jakiego statusu krwi jesteś? – zapytał – ja jestem
półkrwi, moja mama jest mugolką.
– Moi rodzice nie mają w sobie magii – powiedziałam, bo za
bardzo nie zrozumiałam, co mówi do mnie chłopak – dużo wiesz o Hogwarcie? –
zapytałam.
– Trochę mi tata opowiadał – odparł, uśmiechając się do mnie
– jak chcesz to mogę ci trochę o nim opowiedzieć.
– Pewnie! – powiedziałam entuzjastycznie akurat w momencie,
kiedy właściciel sklepu przyszedł obładowany pudełkami.
***
Po jakimś czasie oboje wyszliśmy ramię w ramię z naszymi
nowymi różdżkami. Czułam się lekka jak piórko, a obecność Remusa dodawała mi
siły. Miałam nadzieję, że poznam go jeszcze bardziej i się zaprzyjaźnimy.
Różdżka, która mnie wybrała miała 10¼ cala, z wierzby i z
pióra ogona feniksa. Gdy złapałam ją w dłoń, wystrzeliła ona jasnym białym
światłem, a ciepłe powietrze zawiało w całym pomieszczeniu. Byłam tak bardzo
zdziwiona tym zajściem, że nie wiedziałam co robić, ale pan Ollivander
wytłumaczył mi, że to różdżka sama wybiera właściciela.
***
Wraz z Remusem poszłam do lodziarni, w której wcześniej
zatrzymali się moi rodzice. Dołączyłam się wraz z Lupinem do stolika, ale oni
powiedzieli, że idą się przejść i że wrócą po mnie za jakiś czas.
Zamówiliśmy lody i podjadając, czekałam, aż chłopak zacznie mi opowiadać o
Hogwarcie.
– Ja też nie wiem za dużo o Hogwarcie, ale czego chciałabyś
się dowiedzieć? – zapytał, posyłając mi zachęcające spojrzenie.
– Jak najwięcej! Wszystko co wiesz! – zawołałam
podekscytowana, na co chłopak zaśmiał się serdecznie.
– No więc w Hogwarcie są cztery domy. Gryffindor,
Hufflepuff, Racenclaw i Slytherin. Słyszałem, że trzeba przejść jakiś test, aby
się dostać do domu. W Gryffindorze podobno są osoby odważne, sprawiedliwe,
szlachetne i szczere. W Hufflepuffie zaś wierne, lojalne, uczciwe i uprzejme.
Słyszałem, że Hufflepuff to najmilszy dom w Hogwarcie. Podobno w ogóle nie ma
tam konfliktów – powiedział Remus, uśmiechając się delikatnie.
– To idealnie tam pasujesz! – stwierdziłam.
– To miłe, że tak twierdzisz – odparł, a na jego policzkach
pojawiły się rumieńce.
– Do Ravenclawu trafiają mądre, bystre i inteligentne osoby.
A do Slytherinu – Remus prychnął cicho – przyjmują praktycznie samych czarodziejów
czystej krwi, uważają się za bóstwa, są ambitni i przebiegli. Większość z nich
nie chce splamić swojej czystości, więc tępią mugolaków. Oczywiście zdarzają
się wyjątki.
Siedziałam wbita w krzesło. W głosie Remusa słyszałam tak
wiele emocji, że to mnie przytłoczyło. Jednak widząc jego minę zaśmiałam się.
Podziwiałam go, że miał tyle pasji, że wierzył w to co mówił. Bardzo polubiłam
tego człowieka.
Remus opowiadał mi o Hogwarcie bardzo długo. Starał się
wszystko dokładnie opisać, abym jak najwięcej to sobie wyobraziła. On sam nie
wiedział za dużo, jednak rozmowa z nim dodała mi otuchy i przybliżyła mnie do
Hogwartu, przez co nie mogłam się doczekać, aż w końcu trafię do szkoły.
***
Ciche stukanie drzwi sprawiło, że natychmiast otworzyłam
oczy. Całą noc nie potrafiłam zasnąć, ponieważ byłam zbyt podekscytowana
faktem, że w końcu pojadę do Hogwartu. Od spotkania z Remusem na ulicy Pokątnej
coraz więcej myślałam o szkole.
Pierwsze promienie wrześniowego słońca wdzierały się do
mojego pokoju, oświetlając meble bladymi mackami. Kremowa zasłonka poruszała
się w rytm porannej bryzy, a delikatnie uchylone okno wpuszczało ciepłe
powietrze do pomieszczenia. Podniosłam się do pozycji siedzącej. Po pokoju
znowu rozległ się odgłos stukania w drzwi, tym razem głośniejszy.
– Kate proszę cię, wstawaj! Dzisiaj pierwszy dzień
szkoły, więc nie możesz się spóźnić! – usłyszałam głos mojej mamy – zejdź
na śniadanie, bo już jest na stole!
– Już idę – krzyknęłam.
Ziewnęłam potężnie, przeciągając się. Szybko wstałam z łóżka,
przeskakując przez kufer, który leżał na podłodze. Weszłam do łazienki,
natychmiast przeglądając się w lustrze. Długie blond włosy okalały moją
szczupłą twarz. W rozmarzony, niebieskich oczach można było dostrzec wesołe
ogniki.
Szybko ściągnęłam z siebie koszulę nocną i weszłam pod
prysznic. Puściłam ciepłą wodę i pozwoliłam, aby kropelki ześlizgiwały się po
moim ciele. Zaczęłam po raz kolejny rozmyślać, jak to będzie w Hogwarcie. W
mojej głowie powstawało milion myśli na minutę, przez co zaczęła boleć mnie
głowa.
Wyszłam spod spryskiwacza i wytarłam się ręcznikiem. Włosy
zwinęłam w rulonik na głowie i pozostawiłam, aby wyschły. W końcu ubrałam białą
bluzkę z rękawem 3/4 i do tego jeansowe spodnie. Wyszłam z łazienki i szybko
zeszłam na dół, aby zjeść wraz z rodzicami ostatnie śniadanie.
***
Około godziny 10 rano, rodzice wsadzili mój bagaż do
bagażnika samochodu, po czym wszyscy wsiedliśmy do środka transportu. Londyn
nigdy nie wydawał mi się tak ciekawy jak w tamtym momencie. Chciałam zapamiętać
każdy szczegół zatłoczonych ulic. Otworzyłam szybę, po czym wychyliłam dłoń,
aby ta była rozwiewana przez wiatr.
Po 30 minutach tata zaparkował na parkingu przy stacji
King’s Cross. Pchając wózek przemierzaliśmy perony. W końcu stanęliśmy między
peronami 9 i 10. Rodzice uśmiechnęli się w moim kierunku, łapiąc mój wózek z
bagażem po obu moich stronach. Z mocno bijącym sercem ruszyłam w kierunku
barierki, tak jak nakazała nam profesor McGonagall.
Szablon jeszcze lepszy niż poprzednio <3
OdpowiedzUsuńRozdział baaaaaaaaaaaaaaaaardzo ciekawy, dlatego czekam na następne rozdziały :*
Gdybyś mogła poprawić trochę pisownie to by było genialnie :)
A tak to nie mam się czego przyczepić :)
Czekam, czekam i jeszcze raz czekam! :*
Świetny blog! Widzę, że interesujemy się podobną tematykę. Również piszę fan fiction na temat HP. Spodobała mi się główna bohaterka. W ogóle wspaniale piszesz, masz własny, lekki styl. Po prostu Twoje rozdziały czyta się z przyjemnością. Spodobał mi się opis innych szkół magicznych. :) Fajnie też ujęłaś charakterystykę domów w Hogwarcie. Do Slytherinu trafiają ci i ci... A do Gryffindoru... :) Śmieszny tytuł: "Włochate serce, a dusza ludzka". Mam nadzieję, że główna bohaterka sobie poradzi w nowej szkole, że znajdzie przyjaciół. :) Jestem baaardzo ciekawa, w jakim domu się znajdzie. Czekam z niecierpliwością na next.
OdpowiedzUsuńP.S. Dodaj sobie przycisk "Obserwowani" to chętnie zaobserwuję Twojego bloga. Wpadnij, jak masz chęć:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com/
Nawet nie masz pojęcia jak miło się czyta twój komentarz :* Przycisk "Obserwowani" już dodałam, a co do Twojego bloga, to oczywiste, że wpadę, kocham blogi o HP, dziękuję bardzo i mam nadzieję, że zostaniesz tu na dłużej :)
UsuńKobieto ogarnij się! Kolejny super blog, czuję się zazdrosna! Obserwuję i czekam na kolejne rozdziały :3
OdpowiedzUsuńRozdział super! Remus i Kate ciekawe co z tego wyniknie <3 http://akademia--zywiolow.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWow, no tego się nie spodziewałam! Nie pomyślałabym, że Kate spotka Remusa! Prędzej Jamesa lub Syriusza, ale Remi? :D Ekstra!
OdpowiedzUsuńMasz bardzo oryginalny styl pisania, ale zabrakło mi opisów. Opisy pomagają nam sobie wyobrazić otoczenie, bohaterów. Za to mały minusik :< Cały czas się coś dzieje, a nie ma żadnych przerw między "zrobiła coś, poszła gdzieś". Gdybyś dodała opisy jeszcze przyjemniej by się czytało. Ale to taka moja opinia ;)
Zastanawiam się czy bohaterowie będą starsi w późniejszych rozdziałach?
Pozdrawiam,
L.L♥
Świetne :'3 Nie dzała m ''I''. To znaczy działa, ale muszę mocno kilkać XD
OdpowiedzUsuń~~ Finn
Ojeej świetne! <3 Zastanawia mnie tylko dlaczego nie piszesz pytajników? :D Nie jestem czepialska, ale trochę mnie to z rytmu wytrącało. ;) Ale ogólnie opowiadanie wspaniałe! :3 I Remus *O*
OdpowiedzUsuńPowinnaś pisać znaki zapytania. Bez nich nie jest poprawnie i tak jak wyżej ktoś napisał, wybija to z rytmu.
OdpowiedzUsuńJak na początek jest ok.
Wszystko zapowiada się dobrze :)
Widzę, że Kate jednak szybko nawiązuje kontakty, jest trochę nieśmiała, ale poza tym radzi sobie. Wierzę, że w Hogwarcie bardziej otworzy się na ludzi.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem czemu rodzica Kate robią taką tajemnicę z tego, że też czarują, dziwi mnie to, że ona się nie domyśliła, chociaż może tak pochłonął ją świat magii, że nie zwróciła uwagi na dziwne zachowanie rodziców ?
Zauważyłam, że masz problem z powtórzeniami. Szczegolnie jesli chodzi o "byc". Za to opisy wychodzą Ci bardzo dobrze. Są w realistyczne i nawet łatwe do wyobrażenia.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że uwzględniasz emocja bohaterów i wyciągasz ich konsekwencje.
Fajnie ze pomyslalas o opisaniu innych szkol magicznych. Nie wielu atorow to rb. Pewnie nawet gdyby ktos o tym pomyslal to by mu sie nie chcialo np mnie xD plus za oryginalnosc